Rozdział I
„Myśliciel”
„Tajemnicze morderstwo w willi Rotmandów”, głosił nagłówek gazety
„The Sun” z 1999r. Detektyw William Amower odłożył kubek z miętową herbatą na blat kuchenny w swoim gabinecie. Odkładając naczynie spojrzał, za okno za którym malowniczo rozciągał się krajobraz Londyński, którego nie pozwalał dostrzec gęsty smog. Detektyw William Amower był mężczyzną w średnim wieku. Wyglądał jak człowiek który trafił do więzienia bez żadnego powodu. Brązowe włosy wychodziły spod eleganckiej czapki firmy „Alex & co.”.Miał na sobie mocno przybrudzony błotem płaszcz. Spodnie trzymały się na nim tylko za pomocą paska. Był on człowiekiem niezwykle chudym jak i zwinnym. Słaby zarost widniał na jego brodzie. Ostatnimi czasy nie za bardzo miał czas, żeby się ogolić, a tym bardziej uczesać. Buty na jego nogach miały oderwaną podeszwę i straciły do reszty swój dawny urok.Jego gabinet znajdował się na Oakhill Road numer 345. Było to obskurne pomieszczenie z malutką kuchnią. Usiadł z powrotem za biurkiem, i wziął do ręki gazetę. Dalszy tekst brzmiał tak :
„Zeszłej nocy, w dzielnicy Richmond, w willi państwa Rotmand doszło do brutalnego mordu. Został zasztyletowany ogrodnik, Lewis Kanter. Ciało znalezione zostało w kanciapie, przez córkę państwa Rotmand, 19-letnią Monikę. „To był dla mnie szok”- mówi-„Poszłam się tylko pożegnać z Lewisem zanim pójdę do pracy”. Policja nie ma żadnych śladów kto mógłby dopuścić się tej zbrodni”.
Oczywiście Detektywa nikt nie miał obowiązku powiadomić o takim zdarzeniu. Zamyślił się znowu i przez dłuższą chwilę milczał. W końcu wstał, zmienił buty wziął lupę, latarkę i notatnik wraz z długopisem i wyszedł zamykając przy tym za sobą drzwi na klucz.
Rozdział II
„Pierwsze Działania”
Will wyszedł na ulicę, i od razu ruszył w stronę willi Rotmandów. Szedł krótszą chwilę przez Oakhill Road i po 59,21 m. skręcił w prawo. 284,96 metry dalej skręcił do willi Rotmandów. Powietrze wydawało się być nasączone zapachem mordu. William dobrze znał ten zapach, ponieważ już nie raz miał do czynienia z podobną sprawą. Miejsce przestępstwa zostało oznaczone czerwoną taśmą z napisem „Policja”. Kapitan Stottelmayer stał przy ciele Lewisa Kantera. Gdy ujrzał Williama uśmiechnął się w bardzo dziwny sposób. Jakby powiedział:
„Idź stąd,precz! Nie potrzebuję cię tutaj”. Ale mimo to Will podszedł i zaczął badać sprawę. Zobaczył, że ofiara ma nóż wbity w mostek klatki piersiowej.
- Są odciski palców?- zapytał William.
- Niestety,nie-odrzekł zastępca kapitana, Jim Door.- Za to znaleźliśmy trzech podejrzanych.
- To wspaniale. Czy są już przesłuchani?
- Nie.
- To ja to chętnie zrobię.
- Ależ dziękuję bardzo-rzekł Jim obleśnie słodkim głosem. Will doszedł do głównych drzwi willi. Były to wielkie, dębowe, masywne wrota. Przekroczył je, by odnaleźć właścicieli willi. Gdy wszedł do środka uderzył go w oczy złoty kolor, którym były ozdobione wszystkie rzeczy które się tam znajdowały. Jedynymi wyróżniającymi się punktami była pani Rotmand we wściekle różowym szlafroku z jedwabiu, oraz posterunkowy, James Muffin, w czarnym mundurze policyjnym. William podszedł do niego i powiedział żeby poszedł do Stottelmayera bo go wzywał. Oczywiście jawnie skłamał. To było naturalne w jego zawodzie. Kłamał żeby kogoś spławić, żeby on sam miał pole do popisu. Podszedł do pani Rotmand, która (mogło by się wydawać) nie używa szczotki do włosów.
- Czy możemy przejść do jakiegoś mniej widowiskowego miejsca niż to? - zaczął Will.
- Ależ bardzo chętnie, zapraszam do mojego pokoju-powiedziała pani Rotmand.
- Aaaa...- zaciął się William. Odczuwał on bowiem taki pociąg do kobiet (bez względu na wiek),że mógłby pocałować panią Rotmand.
- Nie ma tam nic czego mogłabym się wstydzić.
- Nie o to chodzi.
- A o co?
- Nnnie lllubię zzamkniętych poomieszczeń-głos trząsł mu się jak nigdy.
- Acha...-powiedziała ze zdziwieniem w głosie pani Rotman
- Może ma pani jakąś altankę w ogrodzie?
- Ależ oczywiście.
- To możemy tam pójść?
- Proszę.
Poszli więc. Szli przez dłuższy czas ścieżką wyłożoną kamieniami, później skręcili w bok na trawnik. Nieopodal stała mała, zgrabna, drewniana altanka. Z jej ścian zwisał długi, zielony bluszcz. Gdy już weszli do środka, William wyjął notes wraz z długopisem, i zaczął zadawać pytania.
- Po pierwsze. Kiedy ostatnim razem widziała pani Lewisa?
- Wczoraj wieczorem. Około 19.30. Widziałam jak odkładał narzędzia do kanciapy.
- Hmm...-zamyślał się William.
- Nic więcej nie wiem.
- Dobrze! - rzekł Will - Po drugie: czy słyszała pani wczoraj jakieś niepokojące dźwięki?
- Nie. Tylko miauczenie kotów gdzieś w ogrodzie.
- Acha - powiedział Will – dziękuję bardzo.
- Ale to już? – zapytała ze zdziwieniem pani Rotmand.
- Tak! Nie mam do pani więcej pytań.
Poszli więc oboje na miejsce przestępstwa. Po dotarciu tam, William zapytał pani Rotmand gdzie może znaleźć Monikę. „Za drzwiami wejściowymi proszę pójść w lewo, później schodami do góry i na prawo będzie jej pokój”. Teraz Will ruszył przesłuchać Ją. Poszedł zgodnie ze wskazówkami i zapukał szarmancko do drzwi. „Proszę wejść”, usłyszał piękny głos. Wszedł więc. Pokój był wspaniały. Ściany były koloru żółtego, lekko zabarwionego na zielono. Na nich wisiały obrazy van Gogha i Leonarda da Vinci. Ale największą uwagę zwracała kobieta w aksamitnym białym szlafroku. Willa aż zatkało. Nigdy nie widział piękniejszej kobiety.
- Witam.
- Dzień dobry.
- Jak się pan nazywa?
- Detektyw William Amower
- Miło mi.
- Więc... – powiedział William – pani to zapewne Monika Rotmand.
- Tak.
- Przyszedłem panią przesłuchać w sprawie morderstwa.
- A więc o to chodzi?
- Tak. Mam do pani parę pytań.
- Więc proszę zaczynać.
- Po pierwsze: kiedy ostatnim razem pani widziała Lewisa?
- Wczoraj wieczorem ok.19.30. Wychodził wtedy z terenu willi.
- Po drugie: Czy słyszała pani jakieś niepokojące dźwięki?
- Nic, oprócz szumu wiatru pomiędzy liśćmi drzew.
- Dziękuję, to wszystko. Do widzenia - Will nie mógł wytrzymać. Musiał wyjść, bo inaczej by tam oszalał.
Rozdział III
„Rozmyślania nad książką”
Will poszedł po dwóch przesłuchaniach do kawiarni na rogu Downing St. Zamówił tam kawę cappuccino i miętówkę After Eight. W pomieszczeniu, w rogu stała półka z książkami, które można było wziąć i przeczytać. William podszedł do niej i szukał przez dłuższy czas jakiejś książki pasującej do chwili. W końcu na trzeciej półce od dołu znalazł tomik pod tytułem „Adrian Mole, czas cappuccino”. Zabrał ją do stolika i zaczął czytać. Posiedział przy tej „pouczającej” lekturze, myśląc jednocześnie o dwóch przesłuchaniach. Albo pani Rotmand kłamała, albo jej córka. Ich wypowiedzi nie zgadzały się ze sobą. Rozmyślał tak dopóki nie pojawił się kelner z rachunkiem. Przy rachunku ujrzał małe zawiniątko. Sięgną po nie lewą ręką i rozwinął je. W środku była bomba! Will przestraszył się niesamowicie, albowiem czas do wybuchu wynosił półtorej minuty. Krzyknął do wszystkich klientów, że „TU JEST BOMBA”! Wszyscy zaczęli uciekać do wyjścia w popłochu, w czasie kiedy William umknął na zewnątrz tylnym wyjściem. Przebiegł pędem przez kuchnię, a gdy już się wydostał zostało dziesięć sekund do wybuchu. Will podrzucił bombę wysoko, a ona eksplodowała w powietrzu. Sapiąc z przejęcia obejrzał kartkę w którą był owinięty ładunek wybuchowy. Było tam napisane:
William nie znosił takich momentów.
Wracając do biura Will szedł już Oakhill Road zza rogu wyskoczył przed niego mężczyzna z pistoletem w ręku. Will nie wystraszył się tak bardzo, bowiem widział jak wyglądał strzelec. Twarz niezbyt rozgarnięta, ręce trzęsiące się a oczy przerażone. William wyrwał więc napastnikowi pistolet z ręki. Facet po tym tak się zdziwił, że po prostu się popłakał i uciekł. Will znalazł karteczkę przypiętą do pistoletu na której było napisane
William podarł karteczkę ze wściekłością. Czuł się jak idiota dając się nabrać na najstarszy numer w dziejach.
Rozdział IV
„Nagłe Rozwiązanie”
William nie miał już wątpliwości, kto zamordował Lewisa i próbował zamordować jego. Dobiegł na komisariat policji. Tam znalazł Stottelmayera i zaczął mu to wszystko po kolei opowiadać.
- Więc zaczęło się od tego, że Lewis domagał się podwyżki od pani Rotmand. Ona za każdym razem odmawiała.
- Chwila!-krzyknął kapitan- Skąd to wiesz?
- Bo kiedy nikogo z policji nie było już w ogrodzie, podszedłem do ciała i zauważyłem że z kieszeni wysypała się jej zawartość. Wy tego nie zauważyliście, bo nie mieliście możliwości.
- Jak to?
- Podczas szamotaniny do jakiej doszło między Moniką a Lewisem, wysypały się jego szczęśliwe kulki. Wraz z nimi wypadła kartka z pisemnym upomnieniem o podwyżkę.
- No nie!
- Tak! Monika zabiła Lewisa przez przypadek. Gdy jej matka wróciła z rozmowy z ogrodnikiem, miała atak furii. Monika bała się że matka umrze na w skutek zawału serca. Więc poszła do Lewisa i zaczęła się z nim szarpać. On rozerwał jej bluzkę a ona ponieważ była przestraszona, chwyciła za to co miała pod ręką. Akurat na stoliku leżał nóż, więc pochwyciła go i wepchnęła mu go w klatkę piersiową.
- Zaraz! - powiedział Stottelmayer - Skąd wiesz, że Lewis rozerwał jej bluzkę?
- Ponieważ, gdy poszedłem aby ją przesłuchać, obok łóżka leżała porwana bluzka a na parapecie pudełko z ładunkami wybuchowymi. Monika posprzątała po sobie kawałki materiału, wytarła odciski palców i uciekła. A gdy byłem w kawiarni kelnerowi z kieszeni widniał stufuntowy banknot. Podał mi on granat, bo został przekupiony przez Monikę, która wiedziała, że coś podejrzewam. Na karteczce było napisane „Jesteś blisko. Przygotuj się”. Poznałem jej pismo, ponieważ w trakcie przesłuchania na półce przy łóżku leżał jej pamiętnik.
- Nie do wiary! - żekł kapitan - Widać znowu rozwiązałeś kolejną sprawę-rzekł z zazdrością w głosie.
William miał już dosyć. Podziękował kapitanowi i wyszedł z komisariatu.
Poszedł najpierw do księgarni i kupił cały komplet książek o Adrianie Mole’u, a później do swojego gabinetu na Oakhill Road 345, i tam zagłębił się w lekturze słuchając przy tym piosenek „Beatles’ów”.