?Opowieść o Dusiołku co z mgły się wyłania?
Nie wiem ile mam lat. Nie wiem jak mi matka i ojciec na imię dali. Od zawsze ludzie wołali na mnie Bajdała. Tylko dlaczego? Że niby ja bajki opowiadam? Jakie bajki? Toż to sama prawda! No może półprawda? ewentualnie nie cała prawda, ale też nie łgarstwo!
Ludzie mnie słuchają. Słuchają tak, aż gęby rozdziawiają. Trochę mi się rymło, ale to z przyzwyczajenia.
Powiem wam coś?, co najstarszych zmrozi, a na młodym włos na głowie zjeży. Jak bum cyk, cyk ? historia prawdziwa. Sam na własnej skórze to przeżyłem. A skóra to nie byle jaka. Chłopska, gruba, wręcz apetycznie obleśna ? (to tak w stronę prezentacji diabłu). Może moje oczy nie są zbyt równo ułożone, ale zawsze mówiłem, że zezowaty widzi dwa razy (nie mylić podwójnie). Świat ja wielki zwiedziłem. Przyjacielem moim w podnóży zawsze koń, (albo raczej stara wyleniała szkapa) i wół. Zawsze to bezpieczniej z rogacizną wędrować. Dwa rogi i cztery okute racice, to już jest coś! Wędrowałem od wielu dni. Różna aura mnie spotkała. Raz burza, ? co to piorunami niebo granatowe rozświetlała, innym razem mgła rankiem ścieliła się jak dym z ogniska zaplątany w krzaki jałowca.
Oj różne to były pogody, które los mi zsyłał. Bory, lasy mijałem. Strumyki szeleszczące jak pergamin przekraczałem. Bocianom w pas się kłoniłem, chabry w zbożu zbierałem, a wszystko wokół mnie było takie piękne. Piękne, bo stworzył je Bóg, co tylko dobre tworzyć może.
Aż kiedyś? Był to dzień taki, jakby stwórca trochę przysnął, (czyli ciśnienie atmosferyczne obniżył). Pomykałem brzegiem lasu?, zioła różne pachniały i senność mnie taka naszła, że iść dalej nie mogłem. Upał był niemiłosierny, ale tak przez skórę czułem, że zbiera się na burzę. Wypatrzyłem polankę, a na niej mech mięciutki jak pierzynka z gęsich piór. Ległem na to pierzowo ? zielone łoże i zasnąłem jak kamień. Najpierw śniły mi się błękitne morza, kolorowe ryby, zielone łąki?, ale potem poczułem, że coś mi w piersiach tchu brak. Otworzyłem oczy? a ty Chryste Panie! ? Siedzi na mnie szkarada. Gruba, z oślizgłym pyskiem, zadem jak trzy metry kartofli, ogon ma cienki ? niczym z rzemyka. Trzyma mnie swoimi grubymi łapami za szyję i dyszy, i dyszy ? a mnie tchu brakuje.
Pytam tę szkaradę ? ktoś ty? ? a ona mi na to ? Dusiołek ? To ja znowu pytam ? Dusiołek? ? a on mi na to ? Tak, Dusiołek! A teraz cię uduszę! ? Zaśmiał się na to jak ropucha w stawie, a mnie wszystkie członki stanęły dęba (oprócz jednego). ? Za co? ? ja się jego pytam. ? Jam jest człowiek dobry, krzywdy nikomu nie czynię. Przykazań przestrzegam, zwierzęta szanuję (nawet jestem ekologiem!). A on na to: wiesz, że licho nie śpi? Tyś dobry, ja zły. I Ciebie i mnie stworzył Bóg. Ty wędrujesz po świecie, więc czemu i ja nie mogę wędrować? Ty bajarz, ja duszę! Każdy ma swoją robotę. Czyś lepszy ode mnie, Bajdało? ? Tchu mi już zabrało, wtedy złapałem go za ten mizerny ogonek i jak ci ja nim zakręciłem, jak ja ci nim walnął o pieniek brzózki, co rosła opodal ? to tak ten uciekł jak mara, a ja zlany potem zimnym jak lód, ocknąłem się na mchu wygniecionym wkoło ? jakby stado dzików przeszło.
I wtedy pomyślałem sobie: czy sen to był? Czy jawa? Począłem zastanawiać się co ja złego w życiu swoim uczynił, że Pan zesłał na mnie Dusiołka? Czy woła kopnąłem?? a może szkapę zgniotłem? Gdzie zła się dopuścić mogłem?
Myślałem długo, aż noc mnie zastała. Nie wiem, dlaczego to do mnie Dusiołek przyszedł, a szpetny on był strasznie, wiec strzeżcie się go bo on z mgły przychodzi. O! Coś się zanosi na zmianę pogody?