Jest ciemny i ponury wieczór październikowy, udałam się więc do kaplicy na cmentarzu, już byłam spóźniona na obrzęd Dziadów. Kiedy weszłam, okna zasłonięte były całunami, a przy ołtarzu stał już Guślarz. Zamknięto drzwi, ogarnęła całą kaplicę ciemność. Słychać tylko chór i wymieniane zaklęcie. Widzę jak Guślarz zapala garść kądzieli, wskazuje to wyraźnie, że zaraz pojawią się duchy lekkie. Po chwili zobaczyłam dwa duszki podobne do aniołków, są to na pewno dzieci. Usłyszałam, że mają na imię Rózia i Józio, ich wina nie była zbyt wielka. Opowiadają nam o swoim beztroskim życiu, braku zmartwień, przez to właśnie nie mogą dostać się do nieba. Zabawy zawsze mieli dużo, codziennie im się zmieniała, lecz dręczyła ich ciągła nuda. Jakbym chciała im pomóc. Picia i jedzenia nie chcą, tylko dwa ziarenka gorczycy. Odebrałam od nich pewną przestrogę, że muszę spróbować szczęścia oraz bólu, aby wiedzieć i umieć docenić każde z tych odczuć. Niestety te małe duszki już odeszły, Guślarz je wypędził. Zobaczyłam właśnie, jak niosą kocioł wódki, pooznaczało duchy ciężkie. Nagle za oknem ujrzałam szkaradną twarz, choć mi znajomą. Zjawiło się widmo złego pana, wydaje mi się, że był on właścicielem tej wioski. Historia, którą opowiadał, była okrutna, zginęło przez niego dużo ludzi, nie miał serca i litości. Złego pana dręczyły ptaki, które bez ustanku go atakowały. Czy ktoś taki trafi do nieba? To raczej niemożliwe, jednak trzeba mu pomóc, widzę, że jest wygłodniały, dają mu więc jeść. Jednak co ja widzę, w ustach miał już jedzenie, wypił już dawno, a chmara ptaków leci na niego i wydzióbuje mu z ust pokarm, a nawet z wątroby, to straszny widok. Jednak zwraca się do nas z pewną nauką, że trzeba pomagać innym, aby później móc tę pomoc od innych otrzymać. Duch ten zniknął, odpędzony przez Guślarza, czas na duchy pośrednie. Przyniesiono wianek święconych ziół i Guślarz go zapalił i po chwili z wietrzykiem przybyła piękna istota nazywana pasterką Zosią. Obok niej skakał baranek, latał motylek. Dziewczyna ta pochodziła od nasz wioski, opowiada nam o swoim braku zainteresowania miłością, gardziła nią i łamała serca innym. Błąkała się zatem, gdzie wiatr powiał tam ona razem z nim. Nie mogła stanąć na Ziemi ani pójść do nieba. Prosi nas, abyśmy ją do Ziemi przyciągnęli, to jednak jest niemożliwe, Jednak Guślarz zdradził nam właśnie pewną tajemnicę, że dostanie się ona do nieba za dwa lata, Bała to dla niej ogromna radość. Jak już stało się tradycją, każdy duch dawał nam pouczenie, dziewczynka też. A brzmiało ono tak : ,, Kto nigdy nie był na Ziemi. Ten nigdy nie będzie w niebie”. Pasterka Zosia po tych słowach odeszła.
Zbliżała się północ, czyli koniec naszego obrzędu. Guślarz już szedł odwiesić całuny. Gdy nagle przed moją sąsiadką wyrosła postać widma. Na darmo był on wypędzany. Przestraszyłam się bardzo, wyprowadzili wieśniaczkę, ale on poszedł za nią, nikt nie mógł go odpędzić. Nie wiem, co się dalej stało, ponieważ zostałam na końcowym obrzędzie.
Mam nadzieję, że chociaż trochę pomogliśmy tym duchom w dostaniu się do nieba. Jest już po północy, więc muszę wracać do swojego domu.