profil

Karol Szymanowski - życie

poleca 85% 109 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Najwybitniejszy po Chopinie, Syn Boży muzyki polskiej, człowiek niezwykle wrażliwy, delikatny o ogromnym uroku osobistym, inteligentny, roztaczający wokół siebie czar i zjednujący wszędzie przyjaciół. Nałogowiec o skłonnościach homoseksualnych, wykorzystujący swoich uczniów naśladowca, egoista nie dbający o studentów i obowiązki związane ze swoją posadą. Karol Szymanowski oceniany był przeróżnie, jego twórczość do dziś wzbudza kontrowersje ? z jednej strony zachwyca, a z drugiej wydaje się być tylko imitacją. Jednak nie o utworach będę dzisiaj mówić (choć posłużę się kilkoma dla lepszego zilustrowania sylwetki kompozytora). Postaram się przedstawić Katota takiego jakim był naprawdę jako człowiek, jego przyzwyczajenia, lęki i słabostki.
Tymoszówka jest piękna. Piękna, dobra i droga. I nie wiem czy mógłbym rozstać się z nią na długo. Nie wiem jak mógłbym z dala od niej żyć i pracować. Myślę, iż gdybym nie miał możności powrotu do niej co roku i pewności moralnego wypoczynku i spokojnej pracy przez trzy miesiące wakacji w Tymoszówce, czułbym się jak człowiek, który musiałby wciąż pracować i być w ruchu, a nie miał możności usnąć. Tak mówił do siostry młody Karol Szymanowski. Nie wiedział, że już wkrótce przyjdzie mu się rozstać z ukochanym miejscem, jego rodzinny dwór zostanie ograbiony, a fortepian ? instrument jednoczący rodzinę podczas licznych występów ? wrzucony do stawu. Obraz radosnego i beztroskiego tymoszowieckiego dzieciństwa kompozytor nosił głęboko w sobie i w późniejszych latach dodawał mu on otuchy w chwilach smutku i pomagał w walce z problemami. A problemów było sporo. Zaczynając od ciągłego braku finansów, przez zazdrość ludzką i wykorzystywanie dobrego serca Katota na nieakceptowanej społecznie orientacji seksualnej kończąc.
To w Tymoszówce poznał czym jest życzliwość wobec drugiego człowieka, ze wspomnień kompozytora i jego rodzeństwa dwór państwa Szymanowskich wydaje się miejscem pełnym ciepła, miłości, wręcz rajem ? odpowiednikiem mickiewiczowskiego ?kraju lat dziecinnych?. Sądzę, że w dużej mierze jest to prawda. Największa w tym zasługa rodziców kompozytora ? Anny z Taubów i Stanisława Korwin-Szymanowskiego. Mama ? jak pisze Zofia Szymanowska, czyli Zioka ? miała zawsze czas na wszystko i dla wszystkich. Pani Anna Szymanowska była dobrym duchem domu ? z powagą rozwiązywała problemy najmłodszych, pielęgnowała w chorobach, była powiernicą sekretów. Cała służba kochała swoją panią, a na dworze Szymanowskich pomoc otrzymywali wszyscy, także ubogi Żyd Mot?ek i stara żebraczka Stefańska. Mamunieczka najdroższa, jak nazywał ją Karol w każdym liście, najmniej czasu miała dla siebie. Pod koniec życia (już w Warszawie) dopadł ją reumatyzm i skleroza, wiadomość o śmierci najukochańszego Katoto przyjęła nad wyraz spokojnie, prawdopodobnie zapominając o niej zaraz. ?Mamusia Szymanowska? wraz z papą tworzyła bardzo szczęśliwą parę. Stanisław Korwin-Szymanowski w młodości chciał wyjechać za granicę aby kształcić się w naukach ścisłych ? jego wielkiej pasji. Przed samym wyjazdem dziad Oswald Szymanowski zapisał mu testamentem majątek w Tymoszówce. Tak też z naukowca Stanisław stał się właścicielem ziemskim, jednak na dalekiej Ukrainie nie zapomniał o wcześniejszym zamiłowaniu. Szedł zawsze z postępem i trzymał rękę na pulsie życia. ? sprowadzał najnowsze książki (m. in. Trylogię) i gazety zagraniczne, w wolnych chwilach muzykował (grał na wiolonczeli i fortepianie), a uznawał muzykę tylko najlepszą ? Mozarta, Beethovena czy wielbionych przez Katota Bacha i Chopina. To właśnie papa zaszczepił w dzieciach głęboki i szczery patriotyzm. W jednym z listów do młodszego syna (podczas studiów Karola w Warszawie) pisze: (...) najboleśniejszym dla mnie byłoby gdybym spostrzegł w Tobie brak miłości kraju.
Dwór tymoszowiecki zawsze był otwarty dla gości, z reguły było też ich sporo. Dzieci (nie tylko Stanisława i Anny, także liczne kuzynostwo) organizowały dla tych gości liczne występy ? teatralne, operowe, a nawet i cyrk. Z reguły Katot zajmował się stroną muzyczną, Nula dekoracją, scenariusz i teksty powstawały wspólnie. I tak można było zobaczyć Jarosława Iwaszkiewicza (kuzyn kompozytora) przebranego za kobietę i akompaniującego na fortepianie barytonowi (kuzyn Felo Zbyszewki), Felcia Szymanowskiego jako Fausta, Nuna Zbyszewskiego w roli Małgorzaty czy innym razem Felcia i Katota przy czym ten pierwszy był tańczącą Salome, a drugi wtórował przy fortepianie.
Dom rodzinny kompozytora był także pełen zwierząt ? psy podwórzowe Poker, Dar, Muszka, Sirko, psy domowe ? Scherzo i Gama, liczne koty, konie ? Werwa, Mimoza, Roden, Rywal, para zaprzęgowa Ali i Krasawiec, a nawet dwie żaby uparcie wracające do pokoju gościnnego, zwane ze względu na wygląd Żabą z piórkiem i Żabą ze stearyną. Zwierzęta były integralną i bardzo ważną częścią życia, stosunek do nich przypominał traktowanie członków rodziny.
Tymoszówka w opisie Szymanowskich ma też mnóstwo zapachów. W dworze pachniało (...) trochę owocami, a trochę pastą do podłóg, zielenią, powietrzem i starymi pamiątkami. Ta wrażliwość na zapach pozostała kompozytorowi także w późniejszych latach ? uznawał tylko lawendę Yardleya. Wraz z Krystianą Grzybowską, zwaną Kicią (córka Zioki) w Zakopanem dzielili świat ze względu na ładną lub brzydką woń ? to, co było brzydkie pachniało ?cukrem?.
W końcu przyszedł rok 1917 i rozstanie z Tymoszówką. Katot był tam wówczas tylko gościem podczas trzymiesięcznych wakacji, zafascynował się już orientem (od 1905 był pięciokrotnie we Włoszech), przebywał kilka razy w Zakopanem, mieszkał pewien czas w Wiedniu, był w Paryżu, ale to Tymoszówka była jego przystanią. Gdy jej zabrakło stał się tułaczem aż do czasu, gdy zamieszkał w Zakopanem. Prawdziwy dom odzyskał 24 X 1930 gdy to przeniósł się na stałe do Atmy.
Jednak o Atmie za chwilę. We wstępie powiedziałam, że przedstawię nawyki, słabostki i upodobania kompozytora. Wykorzystam tu wspomnienia długoletniej sekretarki, a w ostatnich miesiącach życia Katota oddanej przyjaciółki ? Leonii Gradstein. Zwyczaje codzienne ukazują wytwornego panicza: późno kładł się spać i wstawał, ubieranie także opóźniał. Śniadanie (kawa z mlekiem i kożuszkiem, śmietanka, 2 jajka w szklance, niewiele pieczywa grubo posmarowanego masłem bez sera ani wędliny; drugie śniadanie to bardzo mocna herbata i kanapka z szynką) jadał w łóżku, lubił mieć wtedy towarzystwo. O czystość dbał niezmiernie ? codziennie rano i po każdym wysiłku się kąpał, codziennie także się golił. W mieście bywał tylko tyle, ile musiał, z reguły poruszał się taksówkami (z powodu trudności w chodzeniu i utykania ? pozostałości po przebytej w dzieciństwie gruźlicy kości). Po południu starał się nie wychodzić ? był to czas odwiedzin przyjaciół, kolacje jadał w kuchni. Od kawiarń wolał restauracje, był wilkiem smakoszem (ulubione dania: ryby, zupa cebulowa i z porów, ostrygi, drób i do czasu mangusty).
Wielkim nałogiem Katota były papierosy, a także (zwłaszcza podczas pracy w Konserwatorium i Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie) alkohol. Gdy pod koniec życia gruźlica gardła nie pozwalała mu na picie wina, mieszał je z wodą. Na stoliku nocnym w sanatorium w Grasse stało kilka szklanek z coraz bledszym różowym płynem ? tak zmieniały się proporcje czerwonego wina i wody, które kompozytor pił do ostatnich chwil. Podobnie rzecz się miała z paleniem ? nawet gdy ?podziurawione? gardło nie pozwalało na jedzenie, papierosy stanowiły nieodłączny element dnia.
Duży wpływ na życie Katota miały też jego niezliczone przesądy (jako ?maskotkę? miał zawsze przy sobie fiolkę ze zmieszaną kokainą i morfiną). Szczęście przynosiła baba z pełnymi wiadrami, kominiarz i trzy spadające gwiazdy jednego wieczoru. Nieszczęście (odżegnywane ?Na psa urok!? lub pukaniem w niemalowane drewno) to czarny kot na drodze, kapelusz na łóżku, zbite lusterko, buty postawione odwrotnie przed łóżkiem, pop czy zakonnik. Tylko raz (i to nieświadomie!) wsiadł do bryczki zaprzężonej w przynoszącego pecha siwego konia. Było to w Zakopanem gdy Kicia z Zioką poszła na Sarnią Skałę. Kiedy nadeszła noc, a ich dalej nie było, Karol zaczął poszukiwania wsiadając do pierwszego zaprzężonego wozu. Jak się potem okazało ? ciągniętego przez siwka.
Bardzo lubił dzieci i zwierzęta. W Atmie stale mieszkały koty, a bardzo częstym gościem była też wspomniana siostrzenica Kicia. Dal służby był miły i serdeczny ? Felek Bednarczyk w Atmie był jednym z przyjaciół. Nie tylko służbie okazywał sympatię, pomoc, głównie finansową, ofiarowywał rodzinie, przyjaciołom i uczniom. Przez długie lata utrzymywał mieszkających w Warszawie matkę i rodzeństwo, nielicznym uczniom wpłacał wpisowe na konkursach kompozytorskich, opłacał kopiowanie partytur, fundował bilety na podróż do zagranicznych szkół. Z drugiej strony potrafił pożyczyć pieniądze od przyjaciół jadących tym samym pociągiem drugą klasą na bilet w pierwszej klasie! Tłumaczył to tym, że nie chciał zakłócać podróży współpasażerom swoim gruźliczym kaszlem. W ramach oszczędności chodził też przez lata w jednym sfatygowanym granatowym płaszczu. Nawiasem mówiąc granat, obok popielatego, był ulubionym kolorem kompozytora.
Powszechnie wiadomo, że Karol Szymanowski był homoseksualistą, niektórzy z partnerów to jego byli uczniowie. Szczególnie związek z Borysem Kochno zaważył na życiu Katota. Borys był bowiem jednym z uczniów, którzy dali się namówić na studia w Paryżu u Nadii Boulanger. We Francji Kochno poznał twórcę Baletów Rosyjskich ? Sergiusza Diagilewa ? i później w rozmowach wielokrotnie oczerniał Szymanowskiego. Tak więc gdy Katot chciał nawiązać współpracę z Baletami Diagilewa, ten kategorycznie odmówił.
Jeszcze jedną ważną cechą Katota była ogromna obowiązkowość. Nie potrafił nie skończyć rozpoczętej książki, ani nie dopisać utworu do końca. Cecha o tyle drażliwa, że niekiedy pisał dzieło ?na siłę? nie mając na tworzenie najmniejsze ochoty, ale co obowiązek, to obowiązek. Doprowadzało to do sytuacji, w których odmawiał pisania czegoś ciekawego, ponieważ nie skończył wcześniejszej pracy. Stąd też np. w Zakopanem kończył utwory ?orientalne? (jak opera Król Roger czy Pieśni muezina szalonego), mimo że sercem i duszą był zwrócony w kierunku muzyki góralskiej.
Zakopane... Z tą miejscowością Katot pierwszy ras spotkał się w końcu XIX wieku gdy przyjechał z rodziną poznać nowe ?modne? uzdrowisko. Jeszcze w 1914 (kiedy to miał miejsce skandal z narzeczoną Witkacego ? Jadwigą Janczewską) pisze do przyjaciela Stefana Siessa: Ładnie tu [w Zakopanem] i przyjemnie, ale nie wiem jak długo tu wytrzymam (...) straszną mam ochotę zemknąć do Wiednia (wstydzę się tego!). W roku 1922 kompozytor przybywa tu na dłużej. Mieszka w Limbie, gdzie oprócz kończenia wcześniejszych utworów (wspomniana obowiązkowość) z Iwaszkiewiczem i Mieczysławem Rytardem układa parę góralskich sztuczek z muzyką. Lata dwudzieste to czas pracy nad Harnasiami i, co za tym idzie, bliskiego kontaktu z góralskością. Na iluż to wtedy bywał weselach, ile wysłuchał nut sabałowych spod smyczka Bartusia Obrochty, ile kufli Okocimia wypił z góralami? Był nawet na wyprawie wgłąb Tatr do doliny Chochołowskiej zorganizowanej przez Rytarda i Gruborza. Zaprzyjaźnił się z mieszkańcami Zakopanego zarówno rodzimymi, jak i napływowymi. Niemalże natychmiast został zaakceptowany w tym ?szorstkim? środowisku. Jak wspomina Wojtek Wawrytko od razu było widać że to nie ceper, ale pan! Jakiś taki prosty i nieśmiały zarazem. Góralska beztroska trwała do 1927 roku kiedy to Karol Szymanowski objął kierownictwo nad szkolnictwem wyższym w Warszawie. Najbliższe lata stały się ciągłą szarpaniną między obowiązkami najpierw dyrektora Konserwatorium, potem rektora WSM a Zakopanem. Sytuację utrudniały dodatkowo ataki prasowe ze strony Rytla, Kazuro i Morawskiego. Wszystko to razem nie poprawiało stanu zdrowia kompozytora, a wręcz można powiedzieć, że przyspieszyło rozwój choroby i śmierć. Jakże szczęśliwy musiał być gdy 30 IV 1932 rezygnował z posady rektora i mógł od tej pory spokojnie pracować w Atmie (mieszkał tam już od 1930 r). Jak mówi w jednym z wywiadów: Urodziłem się przecież na Ukrainie (...) kochałem jej dobroczynny klimat, jej bujność i słodycz, a nie wywarła na mnie takiego wpływu jak przelotnie poznane Zakopane. Tutaj odnalazłem siebie (...) Przepłynąłem ponad piękną Ukrainą, a dobiłem do portu w Tatrach.. W Atmie częstym gościem była ukochana siostrzenica kompozytora, wspomniana już Kicia. Z jej wspomnień wyłania się dobrotliwy Wujcio, który traktuje dziecko dokładnie tak, jak sam był traktowany w Tymoszówce. Rozumie smutki, stara się zaradzić problemom, ratuje z opresji nie mówiąc ani jednego złego słowa, zawsze ma czas na rysowanie Szlomy Flasza, czy tłumaczenie trudnych kwestii życiowych. Pamięta o prezentach z podróży, pisze listy jak do dorosłej osoby, zawsze pełen miłości, nigdy nie jest zdenerwowany, traktuje małą dziewczynkę z najwyższym szacunkiem i powagą.
Odwieczne problemy finansowe także w Atmie dają się we znaki ? w sklepie trzeba czasami brać jedzenie na książeczkę, jednak zawsze znajdzie się grosz by wspomóc potrzebujących. I tak, Władkowi Obrochcie sprawił strój góralski żeby mógł fiakrować, gdy do banku wpłynęło 500 zł kazał Stasi je rozdzielić następująco: jemu 100 zł, mamie na Raszyńską 250 zł i bratu 150 zł na kuracje. Pewnym ratunkiem był ?łańcuszek szczęścia?, który polegał na wysyłaniu obcym drobnej sumy pieniędzy i otrzymywaniu od nieznajomych środków na życie. Niepewne to źródło dochodu, ale zdarzało się, że jedyne. Rozgoryczony wówczas powtarzał Jak bym chciał mieć teraz te pieniądze, które wydadzą na mój pogrzeb. Jednak z reguły w Atmie Katot był pogodny i radosny. Strasznym musiał być dla niego dzień, w którym opuszczał swój zakopiański dom łudząc się, że wróci, jednak w głębi serca wiedząc, że Zakopanego nie odwiedzi już nigdy.
Wydawałoby się, że gdy Tatry zauroczyły Katota, Alpy wywrą podobne, jak nie większe wrażenie. Jednak z każdego sanatorium śle listy, w których pisze o tęsknocie za ?swoimi? górami narzekając na obcość tych. Wie już, że ?swoich? nigdy nie odwiedzi. Jednak do ostatnich chwil pisze uspakajające wiadomości do najbliższych. W Wielką Sobotę, przeddzień śmierci, w Lozannie przykazuje Stasi (siostra czuwała przy chorym na zmianę z Leonią), aby kupiła jajka czekoladowe dla pielęgniarek W końcu jutro Wielkanoc, trzeba im zrobi przyjemność!
Jak zawsze ?sobie najmniej?...

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 12 minuty

Ciekawostki ze świata