?Łzy w kinie? to utwór współczesnego poety, Stanisława Barańczaka, który porusza tematykę dotyczącą kondycji człowieka doby kina i telewizji, świata jego uczuć i pragnień. Podmiot liryczny jest człowiekiem współczesnym, dobrym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości.
?Ja? mówiące w wierszu dość pewnie stawia swoją tezę już w pierwszym wersie utworu: ?Łzy w kinie płyną łatwiej.?, z pełną stanowczością wymieniając kolejne powody, dla których łatwiej nam się płacze w kinie, niż przed telewizorem ? zgaszenie świateł na sali, chęć przeżycia czegoś namacalnego ? chwili płaczu lub śmiechu. Porównuje kinową łzę do umycia samochodu lub spowiedzi. Wszystkie te zabiegi mają na celu oczyszczenie. Kinowy ekran jest więc jak panoramiczny konfesjonał, a łza jak wyznanie grzechu. I tu zaczyna się swoisty paradoks: przez większą część utworu mamy do czynienia z liryką pośrednią ? podmiot liryczny zdaje się opisywać to, co zaobserwował, jednak ostatnie osiem wersów jest już liryką bezpośrednią ? podmiot liryczny mówi używając czasowników w pierwszej osobie liczby pojedynczej, co można interpretować na dwa sposoby. Pierwszym z nich jest utożsamienie podmiotu lirycznego z osobą wypowiadającą te słowa, wtedy też możemy przypuszczać, że obserwacje osoby mówiącej w wierszu dotyczą nie tylko innych, ale także są swoistym wyznaniem własnego grzechu uronienia kinowej łzy. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę możliwość przytoczenia przez podmiot liryczny cudzych słów lub próbę odgadnięcia czyichś myśli, wtedy podmiot liryczny malować się nam będzie jedynie jako obserwator, wyczulony na najmniejsze gesty filozof lub psycholog, który doskonale zna ludzką psychikę.
W obu jednak przypadkach ma się wrażenie, że tekst jest pewnego rodzaju skargą ? podmiot liryczny równie delikatnie, co dobitnie stwierdza, że ludzie nie potrafią żyć w pięknie, że filmy są pewnego rodzaju ucieczką, odskocznią od rzeczywistości, tak inną, niż to, co zazwyczaj widzimy. Łzy w kinie płyną łatwiej, bo ich nie widać, nie widać też ludzkich słabości i próżności. Skarga ta skłania nas do przemyśleń. Czym innym może być spowiedź jak nie dogłębną analizą stanu naszej duszy? A skoro poeta porównuje w swym utworze kinową łzę do aktu spowiedzi, to ona także powinna być analizą naszych słabości ? prób kupienia uczuć, zatracenia się w ?krainie Sensu i Glansu?, niemożności kochania i czerpania radości z bycia człowiekiem. Kinowa łza jest więc jak wyznanie grzechu ? śmiertelnego grzechu obojętności.
A wszystko to pięknie zapakowane w językowy koncept, jakim posługuje się Barańczak. Oto buduje przed nami - czytelnikami nastrój tajemnicy, poznanej tylko uczestnikom wykładu o kinowej łzie. Sprawnie posługuje się przerzutniami, nawiasami i myślnikami, niczym Homer spowalnia i przyspiesza co chwila swoją opowieść. Właśnie przez efekt retardacji czytelnik ma wrażenie, że cały utwór ma charakter jakiegoś psychologiczno ? naukowego wywodu, głoszonego przez wielki autorytet. Czytając ?Łzy w kinie? można dostrzec dwa obrazy poetyckie: jeden, opisany w wierszu jako wizyta w kinie ? zgaszone światła, ludzie usadowieni w przyciasnych fotelach, chrupiący popcorn i szlochający potajemnie lub śmiejący się do łez, i drugi, zbudowany poprzez zabawę słowami, ukazujący podmiot liryczny podczas wykładu ? tu też ludzi siedzą w przyciasnych fotelach, ale nie jedzą już popcornu, lecz starają się jak najwięcej wynieść z tej lekcji życia, którą z lekkością i szczerością taty, dziadka lub przyjaciela próbuje nam przekazać podmiot liryczny.
Płaczmy więc w kinie, gdy nikt nie widzi, oczyszczajmy swoje dusze z ciężaru obojętności i postarajmy się żyć choć trochę bajkowo, filmowo, aby czas pana Barańczaka spędzony nad wierszem nie poszedł na marne?