Izabela Łęcka jest jedną z głównych bohaterów powieści Bolesława Prusa Lalka. Jest ona szczególną postacią, ponieważ to przez nią i dla niej Stanisław Wokulski wyjechał na wojnę turecką, zdobył majątek, próbował wejść do grona arystokracji. To Izabela, odrzucając, czy też może bardziej ignorując, doprowadziła go do wszystkich czynów, opisanych na końcu książki, łącznie z prawdopodobnym samobójstwem. Zastanówmy się, jaka właściwie była panna Izabela i dlaczego zachowywała się tak, jak zachowywała.
Na to jak się zachowywała ewidentnie wpłynęło jej wychowanie. Od urodzenia przyzwyczajona była do luksusów. Zawsze jej usługiwano, nigdy nie musiała wykonać pracy większej, niż wezwanie służby. Nic dziwnego, że w związku z tym konieczność wykonywania pracy traktowała jako karę od Boga. Z tego wynikało też przekonanie o wyższości jej klasy społecznej - arystokracji - nad innymi. Izabela i jej podobni mieli wieść życie podobne do wiecznego balu, jak w raju, jak mitologiczni bogowie na Olimpie.
Ta domniemana wyższość nad innymi sprawiła, że nie potrafiłaby ona żyć w normalnym świecie. Jej świat zawsze był "nadnaturalny" - nienaturalny. Chyba nigdy nie przyszło jej do głowy, że może ją spotkać coś złego - może oprócz wizyty w hucie we Francji. A na dodatek Izabela stała się nieczuła wręcz zimna. Od zawsze obracając się w gronie tych samych, lub podobnych, hrabiów, książąt, bogatych szlachciców, nie zdawała sobie sprawy jak ciężkie życie wiodą na przykład robotnicy. A jeżeli ktoś z niższych warstw społeczeństwa dostąpił zaszczytu wstąpienia na ten "Olimp" arystokracji, czyli do salonów, był przez nią traktowany instrumentalnie, jako narzędzie zaspokajania własnych zachcianek. Tak jest na przykład w jej początkowych kontaktach z Wokulskim. W ogóle Izabela wszystko traktuje instrumentalnie. Nawet kwesta świąteczna staje się pretekstem do kolejnego spotkania towarzyskiego, a o potrzebujących, dla których miały iść ofiary, nie dba prawie nikt.
Ale wydarzyło się coś dla Izabeli niewyobrażalnego. Otóż jej ojciec tracił majątek. Okazało się, że ciągłe wystawne życie wyczerpało kasę rodzinną. Dla niej było to coś przerażającego. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że nie można ciągle wydawać, nie próbując zarobić żadnych pieniędzy. Przecież arystokracja nie mogła parać się czymś tak hańbiącym jak praca. Majątki rodzinne nigdy się nie kończyły. Były tylko pomnażane. Pomnażane przez małżeństwo.
Właśnie - małżeństwo. Dla Izabeli była to oczywiście sprawa normalna - wyjść za mąż było jej obowiązkiem. Wyjść za kandydata znalezionego i uzgodnionego przez swatki tak, aby rodzinna fortuna się powiększyła, a nazwisko zyskało jeszcze większą chwałę. Znamiennym jest to, że nie było tam miejsca na miłość. Można chyba zaryzykować twierdzenie, że Izabela nie była zdolna do miłości. Pewnie nigdy jej nie odczuła. Rodzice nie bawili się z nią - tym pewnie zajmowały się guwernantki. Nie czuła bliskości rodziców - przecież dzieci są po to, by dorośli mogli urządzać kinderbale. Tam nie wypadało się przytulać. Tak więc Izabela nigdy naprawdę nie kochana, nie była w stanie nikogo pokochać prawdziwie, głęboko. Dowodem jest jeszcze jej ukochany posąg Apollina, na który przelewała pragnienia swojego serca. Ale zawsze były to chwilowe fascynacje, które szybko mijały. Oczywiście swojemu ojcu była oddana, może nawet coś do niego czuła, ale wszystkie gesty, wszystkie zachowania były sztuczne, wyznaczane przez konwenanse, których nigdy Izabela nie odważyła się przekroczyć.
Jednakże nieodwołalnie musiała wyjść za mąż. Potem mogłaby mieć kochanków, jak wszystkie żony, którym mąż się znudził. Ale był problem. Otóż Łęcka była bardzo kapryśna. To znowu efekt wychowania. Podtykano jej zawsze wszystko to, co najlepsze. Nic dziwnego, że stała się bardzo wybredna. Nawet jeśli chodzi o mężczyzn. A tu pozostało tylko dwóch pretendentów do jej ręki: marszałek i hrabia. Obaj podstarzali i na pewno nie przystojni. Tak więc Izabela zwlekała. Aż wreszcie pojawił się Wokulski.
On naprawdę kochał Izabelę. Kochał ją prawdziwą, głęboką, romantyczną miłością. Taką miłością, do jakiej ona nigdy nie była zdolna. Dlatego tego nie doceniała. Znów zwyciężyły konwenanse, utarte zwyczaje. Przecież to nie do pomyślenia dla arystokratów, by mógł w ich szeregi wejść jakiś kupiec. Tolerowali go tylko dlatego, że zarabiali dzięki niemu pieniądze. Traktowali go jak jednego ze swoich sług. W końcu Izabela zaczęła jednak rozważać zamążpójście za Wokulskiego. Skoro zamierzał sprzedać sklep - nie byłby już kupcem. Ale nie zamierzała wcale rezygnować z utartych zwyczajów i zrywać kontaktów ze swoimi adoratorami, na przykład ze Starskim. Na to Stanisław się nie zgodził. Przejrzał na oczy i zdał sobie sprawę, że on i Łęcka to dwa zupełnie inne światy, które nigdy nie będą do siebie pasować.
Tym sposobem Izabela właściwie straciła ostatnią szansę na uratowanie rodzinnej fortuny. Na dodatek marszałek - pretendent do jej ręki - obraził się jej tak długim zwlekaniem i odjechał. To tak załamało ojca Łęckiej, że przypłacił to życiem.
I tak skończyło się wystawne życie dla Izabeli. Postanowiła wyjechać do klasztoru, nie wiemy czy tak się stało, ale na pewno miała duże problemy. Nikt nie chciał utrzymywać panny już nie tak młodej - jak na ówczesne realia - na dodatek bez posagu.
To straszne, jak wielu tragedii Izabela Łęcka stała się przyczyną. Przede wszystkim Wokulskiego - doprowadzając do tego, że porzucił sklep, interesy i możliwe, że popełnił samobójstwo. Przez odrzucenie zaręczyn, stała się przyczyną śmierci swojego ojca. Przez nią Wokulski nie odwzajemnił uczuć Stawskiej. A poza tym złamała ona własne życie i pozostał jej tylko klasztor. A wszystko przez to, że żyła tak, jak nauczyło ją jej otoczenie. Uważając siebie i innych arystokratów za wybrańców Boga, gardziła innymi, bo tak ją nauczono. Można teraz zastanawiać się, jaką osobą byłaby Izabela, gdyby przyszła na świat na przykład w rodzinie mieszczańskiej. Ale to nie oto chodzi. Prus w postaci Izabeli pokazuje nam po prostu zepsucie moralne całej warstwy arystokratycznej ówczesnej Polski.