Jerozolima,22.09.1988r.
Drogi Samarytaninie!!!
Pisze do Ciebie poniewaz chce Ci podziekowac za uratowanie mi zycia. Gdy napadli mnie zbojnicy myslalem, ze juz nigdy wiecej nie bede mogl ogwiedzic mojej ukochanej Jerozolimy. Lezac taki bezbronny na ziemi tylko sie modlilem, aby dobry Bog zabral moja dusze do siebie. Bol jaki czulem byl nie do zniesienia wszyscy, ktozy mnie mijali, lezacego na ziemi, i kaplan, i lewita, gdy tylko nasyciliwzrok maja niedola zastawili mnie na pol umarlego, gdyz stwierdzili, iz szkoda bo ja nieprzezyje. Slyszac twoje kroki, gdy sie do mnie zblizales, tez pomyslalem, iz tylko na mnie spojrzysz i pozostawisz mnie tu. Moj przyjacielu opatrzyles mi rany przemywajac je winem i oliwa, wsadziles mnie na swoje bydle i zawiozles do gospody, aby tam troskliwie sie mna zajac. W drugim dniu gdy juz miales opuscic gospode wyjoles 2 denary dales mu, aby sie mna dobrze zaopiekowal. Powiedziales rowniez, ze jesli drozej bedzie go kosztowala opieka na de mna, to zwrocisz mu koszty, gdy bedziesz wracal.
Drogi przyjacielu za wszystko Ci dziekuje, poniewaz niewieluludzi stac na takie poswiecenie, zeby takim byc trzeba miec bardzo dobre serce. Za okazanie go mnie - jeszcze raz bardzo mocno dziekuje.
Z Powazaniem twoj podopieczny.