Głównym, tytułowym bohaterem bardzo znanego dramatu Williama Szekspira jest Makbet. Tytułowy bohater zawsze kojarzy nam się z postacią dobrą, szlachetną i godną naśladowania. Kto czytał ten znakomity utwór angielskiego dramaturga wie, że w tym przypadku jest zupełnie inaczej.
Encyklopedia określa go mianem króla szkockiego i skrytobójcy, który do władzy doszedł po zamordowaniu w roku 1040. prawowitego władcy – Duncana. Jest on również pierwowzorem tytułowego bohatera Szekspirowskiego dramatu „Makbet”
Szekspir już na wstępie, ustami rannego żołnierza, mówi o nim więcej. Określa go mianem wodza, który, biorąc czynny udział w bitwie, pokonał najgroźniejszego wroga Szkotów XI wieku, Norwegię. Jego zasługi docenia również król, ofiarując mu tytuł tana Kawdoru. Mówi o nim:
„O zacny mężu, waleczny Makbecie!”
W całym utworze autor nie określa wyglądu tego lorda, aczkolwiek nietrudno się domyślić, jaki aktor powinien grać jego rolę. Makbet z pewnością był wysokim, smukłym mężczyzną, zahartowanym na polu walki. Zapewne miał szeroką, wysuniętą do przodu brodę, oznakę siły. W oczach jego, nim jeszcze zszedł na drogę zbrodni, musiał palić się ogień towarzyszący wojownikom walczącym za dobrą sprawę.
Lord Makbet jest niewątpliwie postacią bardzo dynamiczną. Można powiedzieć, że cały utwór opiera się na jego przemianie psychicznej. Dobrze opisują ją słowa znanej piosenki: „Cicha woda brzegi rwie...”
Od osoby wręcz nieprawdopodobnie dostojnej i rycerskiej, przez potulnego baranka staje się despotycznym władcą, tyranem.
Dzielny, rycerski Makbet z całą pewnością pozostałby sobą, gdyby nie zabawa, igraszka czarownic, które, przepowiadając władcy wojsk otrzymanie tytułu tana Kawdoru i zostanie królem, zasiały w sercu jego ziarenko żądzy władzy. Potęguje to rychłe spełnienie pierwszej przepowiedni. W tym czasie Makbet jest jeszcze na tyle dobrym człowiekiem, że odrzuca na jakiś czas od siebie myśli o zbrodni. Mówi: „Chcieli los, abym był królem, niech mię bez przyczynienia się mojego ukoronuje.” Przepowiednia napawa go ogromną radością, więc wysyła list do ukochanej żony. Ta niestety zaczyna swe knowania. Lojalność wobec Duncana przychodzi mu jeszcze łatwo, kocha go całym sercem. Właśnie żona, Lady Makbet nakłania go do zbrodni. Z początku Makbet broni siebie i króla, na co dowodem są słowa:
„Z podwójnych względów należy mu się u mnie bezpieczeństwo: jestem i krewnym jego, i wasalem.” Uważam, że nie można całą winą obarczać kobiety. Na wstępie Makbet szokuje podczas dialogu:
„- Luba żono! Duncan zjeżdża tu na noc.
- I odjeżdża?
- Jutro. Taki przynajmniej jego zamiar.”
Nadal sumienie nie dopuszcza myśli o morderstwie. Mówią o tym jedne z ostatnich prawych słów Makbeta: „Nie postępujmy dalej na tej drodze: dopiero co mnie obdarzył przywilejem.” Nie jest jednak dość silny, nie potrafi znaleźć dostatecznych argumentów na to, aby nie zabijać króla. Ostatecznie łamie go żona, grająca na najniższych męskich instynktach. Dowodem na to są jej słowa:
„Byłam karmicielką
I wiem, jak to jest słodko kochać dziecię,
Które się karmi; byłabym mu jednak
Wyrwała była pierś z ust nadstawionych,
Które się do mnie tkliwie uśmiechały,
I roztrzaskała czaszkę, gdybym była
Zobowiązała się do tego czynu,
Jak ty do tego.”
Wplątany w sieć intrygi Makbet zaczyna grę przeciw królowi. Obłuda i dwulicowość nie znają granic. Wraz z żoną są bardzo mili wobec Duncana. Świadczą o tym słowa Lady Makbet: „Słudzy Waszej Królewskiej Mości zawsze są gotowi zdać porachunek z tego, co im było dane pod zarząd.” Potrafi wykrzesać z siebie siły i zabić starego króla , lecz nie starcza mu już determinacji – ucieka z miejsca zbrodni. Ratuje go siła psychiczna żony, która zabiera narzędzie zbrodni.
Trzeci etap zaczyna się, gdy w umyśle Makbeta kiełkuje myśl o prawdopodobieństwie wyjawienia zbrodni, dyktowana strachem przed utratą korony. Popycha to nowego króla do zlecenia kolejnego morderstwa, tym razem na Banku, któremu wiedźmy przepowiedziały, że będzie płodził królów. Ten bezwzględny czyn niszczy ostatki człowieczeństwa. Duch Banka pojawiający się na uczcie nie staje się przyczyną wyrzutów sumienia, jedynie strachu przed samym zjawiskiem. Rozpoczynające się rządy despoty i tyrana zaczynają zbierać krwawe żniwo. W takim postępowaniu utwierdzają Makbeta czarownice, które wróżą, że: „Nie tknie Makbeta żaden cios morderczy, póki Las Birnam ku dunzynańskiemu wzgórzu nie podejdzie.” Przepowiadają, iż nie zginie z ręki zrodzonego z kobiety i nakazują bać się Makdufa. Z króla emanują bezwzględność, nienawiść i mściwość. Nie mogąc zemścić się na Makdufie, morduje jego rodzinę. Jest obojętny wobec żony, którą ogromne wyrzuty sumienia doprowadziły do obłędu. Jej samobójstwo kwituje słowami: „Powinna była umrzeć nieco później; czego się było tak śpieszyć z tą wieścią.”, które pokazują jak złym stał się człowiekiem. Nieustraszony, ślepo wierzący w moc przepowiedni, które, jak się zdawało, nie mogły się spełnić, wyrusza do bitwy z prawowitym następcą Duncana. Ginie z ręki Makdufa, uprzednio dowiedziawszy się, iż tego nie zrodziła kobieta, lecz został wyjęty z jej łona. W obliczu śmierci powraca dawne męstwo wodza Szkotów. Nie tchórzy, lecz walczy z wrogiem, co jest chyba jedynym jego czynem godnym podziwu.
Nietrudno ocenić Makbeta. Jest jedną z najbardziej odrażających postaci przedstawionych w literaturze. Ludzie tacy jak on, słabi i robiący co tylko chcą, gdy otrzymają choć odrobinę władzy, są skazani na porażkę. Jeśli ktoś wyrządził tyle zła, co Makbet, skazany jest na potępienie na Ziemi i w wieczności. Bohater ten nie zasługuje nawet na odrobinę litości, mimo nielicznych czynów godnych prawdziwego wodza.