Skawiński nie myślał o tym, że straci posadę latarnika. Miał nadzieję, że jego los się odmieni, że będzie mógł odpocząć. W drodze do NEW YORKU myślami wracał do czasów dzieciństwa; zapominając o wszystkim nie wiedział nawet dokąd go wiazą. Myślał, że jest odpowiedzialnym człowiekiem. Po powrocie nie potrafił odnaleźć swojego miejsca, nie miał żadnych dalszych planów. Nikt dokładnie nie wie co działo się ze Skawińskim. Gdy go znaleźli był samotny,l bez dachu nad głową. W ramionach ciągle trzymał książkę A. Mickiewicza. Chorego, głodnego wywieźli do przytułku dla bezdomnych. Po zaledwie 2 latach przewieźli go do kliniki. Jego ostatnim życzeniem było usłyszenie jeszcze raz słów z książki: Pan Tadeusz". Zmarł z wielką nadzieją, że jeszcze kiedyś powróci do swojej ojczyzny.