Droga do Doliny Krzemowej
Dolina Krzemowa (ang. Silicon Valley) to inaczej północna część Doliny Santa Clara, która znajduje się w północnej części amerykańskiego stanu Kalifornia. Tereny te zgodnie z nazwą stanowią, od lat 50. XX - wieku, centrum amerykańskiego przemysłu tzw. "nowych technologii", głównie jest to przemysł komputerowy.
Powstanie Doliny Krzemowej
Dolina Krzemowa powstała w bardzo sprzyjających okolicznościach. Północna część Doliny Santa Clara to miejsce, w którym panuje dobry klimat. Deszcz pada tylko zimą, temperatura nie spada poniżej 150C, natomiast latem nie przekraczała 300C. Nie było więc ani za gorąco, ani za zimno. Pierwotnie był to obszar rolniczy. Mieszkańcy na pobliskich, niewielkich wzgórzach uprawiali sady pomarańczy, brzoskwiń oraz plantacje karczochów.
Po trzęsieniu ziemi w San Francisco na początku XX wieku rozpoczął się napływ przybyszów. Gubernator Kalifornii Stanford ufundował w Palo Alto uniwersytet, w celu uczczenia pamięci zmarłego syna. Od tego uniwersytetu wszystko się powoli zaczęło. Dynamiczny rozwój tej Doliny przypada na czas II wojny światowej. Wtedy najsilniejsze ośrodki technologiczne i badawcze USA skoncentrowane były niekorzystnie pod względem strategicznym w stanach na wschodnim wybrzeżu. Cześć badań i produkcji zdecydowano przeprowadzać w tym właśnie uniwersytecie Stanford. Sprowadzono tam znakomitych fachowców a tamtejsze fabryczki zaczęły produkować, zamiast pługów i traktorów, czołgi i radary. Zatrudniani w Stanfordzie pracownicy naukowi nie mieli na ogół ochoty mieszkać w gęsto już zaludnionym obszarze między Palo Alto i San Francisco. Na południe od Palo Alto klimat był lepszy i było jeszcze sporo miejsca; liczba mieszkańców Doliny Santa Clara wkrótce więc się potroiła.Wśród pomarańczowych sadów zaczęły szybko powstawać kolonie domków jednorodzinnych. Uniwersytet zaczął skupiać wokół siebie przedsiębiorstwa, które stopniowo się rozrastały i mnożyły, ponieważ ludzie w nich pracujący zakładali potem własne firmy. W roku 1980 istniało 90 firm zatrudniających 25 tys.osób. Zajmowano się tam zaawansowanymi technologiami przemysłowymi (produkcja półprzewodników). Głównym odbiorcą tych produktów była armia Stanów Zjednoczonych. W 1985 roku znajdowało się tam ponad 2500 zakładów, które zatrudniały ponad 220 tys. pracowników. Obecnie funkcjonuje tam ponad 700 firm informatycznych i teleinformatycznych.
Wszystko zaczęło się od garażu - 700 firm
Na świecie wzbierała się fala powszechnej motoryzacji. Każdy z domów wyposażony był w garaż, który został rekwizytem mitu, że każdy może zostać milionerem. Rzecznicy prasowi wielkich firm podtrzymują legendę, wywodząc początki swoich przedsiębiorstw z garażu ich założycieli. Tak było z Wiliamem Hewlettem i Davidem Packardem. Po zajęciach na uczelni rozkręcali oni w garażu Hewletta chałupniczą produkcję audiooscylatorów, tanich generatorów sygnałów akustycznych o przyzwoitej jakości. Hewlett-Packard (kolejność założycieli w nazwie firmy ustalono, rzucając monetą) wsławił się produkcją pierwszego kieszonkowego kalkulatora, natomiast w trzy dekady poźniej był światowym koncernem sprzedającym aparaturę pomiarową i komputery za ponad miliard dolarów rocznie. Identyczną historię rozpowszechniają pracownicy Apple'a o twórcach pierwszego komputera osobistego - Steve Woźniaku i Steve Jobsie.
Firm z prawdziwą lub podrabianą garażową genealogią jest w Dolinie Krzemowej około 700. To największe skupisko przemysłu "high-tech". W miesiąc zarabia grubo powyżej tego, co huty Katowice, Bieruta, Lenina osiągnęły w całej swej historii. W Dolinie Krzemowej istotą jest, rzecz jasna, projektowanie i wytwarzanie komputerów. Prosperują tu nie tylko te firmy, które powstały na miejscu, jak Apple, Hewlett-Packard, Sun czy Silicon Graphics. IBM, Digital i Microsoft powstały gdzie indziej, ale uznały za konieczne przenieść znaczną część swoich biur i fabryk właśnie tutaj. Pojawiły się tu także ośrodki badawcze zajmujące się ostatnimi nowinkami: bioinżynierią, genetyką i rzeczywistością wirtualną. Silicon Valley pilnuje swej wiodącej roli i stara się ciągle wyprzedzać świat o pół kroku.
Dekalog Doliny Krzemowej
W nowych korporacjach zasada zysku za wszelką cenę przestała być nadrzędną motywacją. Jasne, że należy przynosić dochód, ale nie trzeba przy tym psuć stosunków międzyludzkich. Ilustruje to dekalog Doliny Krzemowej, wręczany przez niektóre firmy nowym pracownikom:
1. Bądź uczciwy, ufaj innym i wzbudzaj zaufanie.
2. Kwestionuj autorytety.
3. Wyrażaj swoje poglądy oraz idee w sposób konstruktywny.
4. Unikaj biurokracji.
5. Spodziewaj się zmian i podejmuj ryzyko.
6. Bądź twórczy i szukaj innowacyjnych rozwiązań.
7. Uznawaj popełnione błędy i wyciągaj z nich wnioski.
8. Współdziałaj z innymi i przyczyniaj się do budowania zespołu.
9. Zależnie od potrzeby bądź równie dobrym szefem, jak podwładnym.
10. Traktuj klientów jak współpracowników, a współpracowników jak siebie samego.
Informatycy z Silicon Valley przyjmują te reguły bez zastrzeżeń. Nie trzeba ich przekonywać do koncepcji dzielenia się oprogramowaniem. Kwestionują zasadność software'owych praw autorskich i bronią niezawisłości Internetu.
Coś za coś
Koncentracja pieniędzy i intelektu nie wypełnia jednak, tak jak powinna, uliczek Mountain View kolorowym, międzynarodowym tłumem. Wieczorami jest cicho i pusto. Zapchane do północy parkingi przed firmami są wystarczającym dowodem na to, że w życiu wszystkiego naraz mieć nie można i za uczestnictwo w technologicznych wyścigach trzeba płacić rezygnacją z wielu uroków Kalifornii. W podobnym nafaszerowanym elektroniką bunkrze można by równie dobrze przyklejać się do ekranu w Nowym Jorku czy na Alasce. Stali mieszkańcy Doliny Krzemowej robią, co mogą, dla utemperowania entuzjazmu gości. Kominów nie widać, bo są skierowane w dół, pompując krzemowe chemikalia do ziemi. Przemysł wysysa wodę (w ostatnim półwieczu Dolina obsunęła się o 3 metry), której i tak brakuje. Ludzi nazjeżdżało się tyle, że ceny domów są dwa razy wyższe niż gdzie indziej. Jedyna nadzieja w następnym trzęsieniu ziemi, które, jak zwykle, część przybyszów wystraszy. Trzęsienia ziemi, które są obsesją Kalifornijczyków, Silicon Valley znosi jednak lepiej niż okoliczne tereny. Dolina Krzemowa znajdowała się w połowie drogi między epicentrum ostatniego poważnego trzęsienia na jesieni 1989 roku a San Francisco. Straty powinny być więc co najmniej dwa razy większe, w rzeczywistości były zaś minimalne w stosunku do szkód wyrządzonych w mieście. Zaczęło się parę minut po piątej, akurat w czasie popołudniowej odprawy kierowników działów. Przy pierwszym dudniącym pomruku ludzie popatrzyli na siebie znacząco, ale nikt nie zareagował, żeby nie wykazać braku opanowania. Drugi, głośniejszy, zastał wszystkich w drzwiach, manewrujących tam ze sprawnością nabytą dzięki codziennej półgodzinie koszykówki w czasie przerwy na lunch. Przy trzecim obserwowaliśmy już przebieg wydarzeń z parkingu w bezpiecznej odległości od biurowca, w nastroju klasy, której udało się zerwać z nudnej lekcji. Chodnik rytmicznie falował, jakby przemieszczał się pod nim gigantyczny wąż z japońskiego filmu. Sam budynek kiwał się wyraźnie. Dołączona od frontu ozdóbka architektoniczna, coś w rodzaju ukośnej, grubej na dwie cegły bramy, chybotała się o co najmniej metr w prawo i w lewo. Nic się jednak nie zarysowało, nie wypadła żadna cegiełka.
Międzynarodówka informatyczna
W ogólnym bilansie trzęsienia ziemi nie stanowią przeciwwagi dla możliwości zawodowych, które przyciągają do Doliny Krzemowej czołówkę światowej nauki i techniki. Samochody na parkingach firm komputerowych mają rejestrację kalifornijską, ale rozmaite nalepki ze skrótami krajów. Różnorodność etniczna jest w Stanach czymś naturalnym, bo każdy tu jest Amerykaninem w drugim, trzecim czy piątym pokoleniu. W Dolinie Krzemowej jednak przeważają Amerykanie pokolenia zerowego. Do Silicon Valley prowadzą odmienne drogi, ale scenariusze podróży są podobne. Np. student, który rozpoczął naukę w Indiach po drugim roku akwalifikował się na stypendium i kończył naukę na Uniwersytecie Stanforda. Ludzie przyjeżdżają do Doliny Krzemowej także, aby zrobić doktorat lub na wymianę międzynarodową. Każda większa firma w Dolinie Krzemowej ma w dziale personalnym komórkę zajmującą się wyławianiem ludzi, takich jak oni. Śledzi ona publikacje z branży, obsadza konferencje i stale namierza potencjalne gwiazdy informatycznej międzynarodówki. Utrzymuje również kontakty z pośrednikami pracy ("headhunterami", czyli "łowcami głów"), którym zręczniej podchodzić specjalistów pracujących dla konkurencji.Gdy zlokalizuje się odpowiedniego kandydata, negocjacje nie trwają długo. Oferta finansowa jest na ogół nie do odrzucenia, bo pensja znacznie przewyższa średnią krajową, a poza tym dostaje się jeszcze akcje firmy, ubezpieczenie medyczne, dentystyczne i świadczenia rodzinne. Koszty przeprowadzki, łącznie z transportem mebli i samochodu, pokrywa pracodawca, a czasem jeszcze dołoży trochę pieniędzy na zakup domu.
Otwarte drzwi
Najbardziej opłaca się bezpośrednia rekrutacja na uniwersytetach, bo eliminuje słone honorarium pośrednika. Dostarcza rwących się do pracy fachowców, naładowanych aktualną wiedzą i, po latach skromnej akademickiej egzystencji, nie stawiających nadmiernych żądań finansowych. Ograniczając się do czołowych uniwersytetów, takichjak MIT, Princeton, Stanford i Berkeley, wybiera się najlepszych spośród najlepszych.
Jak poważnie traktują to działy personalne, świadczy przykład przygotowanego przez jeden z nich stustronicowego materiału na ten temat. Rozpoczyna się on od następującego tekstu: Musisz być absolutnie pewny, że nie będziesz podświadomie oceniał kandydatów ze względu na ich płeć lub kolor skóry.W środku są wskazówki, jak przesiewać życiorysy studentów i notować pierwsze wrażenia z rozmowy telefonicznej, jak zgrywać wyselekcjonowanych kandydatów z listą oferowanych stanowisk i proponować wstępny wywiad. Potem wzór kwestionariusza szczegółowo oceniającego kwalifikacje zawodowe i osobiste, który po spotkaniu trzeba wypełnić dla każdego studenta. Kolejny rozdział poucza w stylu wojskowej instrukcji, jak przeprowadzać zasadniczą rozmowę. Na pojedynczego kandydata przewidziane jest pół godziny. W ciągu pierwszych 2 minut powinieneś: przywitać studenta, przedstawić się, stworzyć miłą, luźną atmosferę, wyjaśnić cel rozmowy, uprzedzić, że będziesz robił notatki i masz dla niego tylko pół godziny. Pytanie o znajomość języków obcych jest na miejscu, ale bez dociekania, jak się tę wiedzę zdobyło. Nie wolno żądać informacji o pochodzeniu, obywatelstwie, miejscu urodzenia ani miejscu urodzenia rodziców. Drzwi do Doliny Krzemowej są więc ciągle dla cudzoziemskich specjalistów otwarte.
Polska Dolina Krzemowa
W 2008 roku ruszy w Nowym Sączu budowa "Miasteczka multimedialnego. Parku Nauki". Inwestycja powinna zakończyć się w 2014 roku.
Realizacja dwóch pierwszych etapów inwestycji stała się możliwa dzięki umieszczeniu projektu w Programie Operacyjnym Innowacyjna Gospodarka, dotowanym przez UE, i przyznaniu jej 30 mln euro. Dzięki tym środkom już w 2007 roku prowadzone będą prace projektowe i przygotowawcze.
Projekt zakłada zbudowanie otwartego ośrodka badawczo-rozwojowego, parku technologicznego oraz studiów i hal do produkcji filmowej. W miasteczku powstanie także inkubator studencki - dla tych studentów, którzy chcieliby założyć własne firmy, powołany zostanie fundusz inwestycyjny. W kompleksie, zarządzanym przez jedną firmę, przewidziano także muzeum ekonomicznych Nagród Nobla i centrum rozrywkowe, w którym wycieczki szkolne zapoznawałyby się z nowymi technologiami komputerowymi. W mediach projekt określany jest jako "polskie Hollywood" lub "beskidzka Dolina Krzemowa".
Inwestycja szacowana jest na 500 mln zł. O kolejne pieniądze inicjatorzy miasteczka zamierzają ubiegać się m.in. w Zarządzie Małopolski. - Założenie jest takie, że w siódmym roku cały projekt musi się sam finansować - zastrzegł Pawłowski.
Jako przykład podobnej inicjatywy podaje realizowany 6 lat temu w Montrealu Plan Mercury, który w rezultacie doprowadził w tym mieście do rozwoju sektora multimediów, zatrudniającego blisko 13 tys. osób i generującego 7,5 mld dolarów kanadyjskich przychodu.