O Sokratesie, fundamencie antycznej kultury, na którym powstały wybitne filozoficzne kolumny, słyszał chyba każdy. Uważano go za zbrodniarza, mistrza, przewodnika, idiotę. Do historii jednak przeszedł nie tyle za słowa, co za czyny, bo tak jak Jezus Chrystus nauczał własnym życiem.
Uznawany przez każdego chrześcijanina Mesjasz kontra syn kamieniarza i akuszerki. Obaj zginęli za wyznawane przezeń wartości i głoszoną naukę. Jednak jak żył Chrystus wie niemal każdy, natomiast o Sokratesie… Gdyby zapytać przeciętnego Polaka jaki był program życiowy Sokratesa zapewne uśmiechnął by się głupio i zaczął mamrotać pod nosem, że „rzeczony Sokrates wielkim filozofem był i żył jakoś tak przed naszą erą” . Czy można jednak przejść obojętnie obok filozofii o tyle wielkiej, co głoszącej bezgraniczną wiarę w sprawiedliwość i umiłowanie cnoty jako najważniejszej wartości?
Sam Sokrates nie pozostawił po sobie żadnego dzieła. Jednak o jego twórczości, jakże cennej dla naszej kultury, dowiadujemy się poprzez twórczość jego ucznia, Platona. Szczególnie dużo informacji dostarcza nam „Obrona Sokratesa”, jeden z dialogów sokratycznych, w którym autor opisuje przebieg procesu swojego mistrza.
Sokrates umiłował sobie dobro i cnotę, jako najważniejsze wartości w życiu człowieka. Wychowywał swoich synów nie w trosce o pieniądze i zaszczyty, ale w wierze w prawość, dobro i sprawiedliwość. Kiedy jasnym stało się, że umrze, prosił Ateńczyków jedynie, aby jego synów wychować tak, jak on wychowywał lud ateński. [] Uważał, że „gorszy człowiek „nie ma prawa” zaszkodzić lepszemu”. Na procesie mówił, że „[…] ja o swoje sprawy zgoła nie dbam i spokojnie patrzę na swój dom w zaniedbaniu, i to już od tylu lat, a ciągle jestem waszym dobrem zajęty. Prywatnie przychodzę niczym ojciec albo straszy brat, i każdego namawiam, żeby dbał o dzielność”. W „Obronie Sokratesa” widzimy też, jak ważna dla filozofa jest sprawiedliwość. Sokrates wolał zostać skazany na śmierć, niż wpływać na emocje sędziów. Zamiast przyprowadzić lamentującą rodzinę, on starał się przekonać sędziów do swojej niewinności racjonalnymi argumentami wierząc, że dla osądzających sprawiedliwość jest równie ważna jak dla niego.
Jest jednak coś, co interesuje głównie przyszłych nauczycieli i pedagogów. Owym „czymś” jest sposób, w jaki Sokrates nauczał. I nie była to jedna metoda, którą chciał nauczać wszystkich Ateńczyków. Dla Sokratesa takim środkiem był dialog. Sam mówił o sobie, że jest jak giez, który mobilizuje konia do działania. Jednak sokratejski dialog nie zawsze wyglądał tak samo. Sokrates dzielił poznanych ludzi na niejako dwie grupy: do pierwszej należeli ci, w których filozof widział potencjał mądrości, do drugiej zaś ludzie, którzy myśląc o sobie jako o osobie mądrej, nie widzieli swojej głupoty. I tak na pierwszej grupie Sokrates stosował metodę majeutyczną: zadawał pytania, mające naprowadzić ich na właściwą drogę ku mądrości, pomagał jedynie w „urodzeniu” wiedzy o życiu, tak jak akuszerka pomaga przy porodzie. Porównanie to nie jest bardzo zaskakujące, wiedząc, że matka Sokratesa była akuszerką, a jej syn szukał bardziej cenił sobie mądrość życiową, niż tą jedynie teoretyczną. Warto jednak wspomnieć, że oprócz cudowanie metody „narodzin” mądrości, Sokrates stosował też drugą, ironiczną. Jeśli nie widział w człowieku choćby iskierki mądrości, a jedynie dumę z pozornej wiedzy o życiu, wtedy stawał się wrogiem innych. Tak zadawał pytania, aby ukazać rozmówcy, że jego poglądy bądź to przeczą same sobie, bądź też udowadniał, że ów człowiek nie jest w stanie wyjaśnić pojęcia, o którym mówi. Twierdził, że „wie, że nic nie wie” i szukał w drugim człowieku pokory, przyznania się do niewiedzy na pewne tematy. Uważał, że mądrzejszy jest ten, kto potrafi stawić czoło niewiedzy, szukać odpowiedzi na pytanie, a nie obnosić się powierzchowną wiedzą. Przez to nie namawiał do przyłączenia się do grupy przez niego nauczanej, a chciał jedynie, by ludzie, którzy słuchają jego rozmów, mogli rozwijać się i dyskutować z nim.
Tak jak zwolenników, Sokrates miał też wrogów. I to głównie wśród arystokracji. Za swoją ironię w nauczaniu poprzez metodę elenktyczną i ośmieszanie zamożnych stał się wrogiem polis. Oskarżenie, jakkolwiek nie mające ścisłego związku z prawdą, zostało potwierdzone w trakcie rozprawy. Nie od dziś wiadomo, jak przekupni mogą być ludzie, jednak w przypadku Sokratesa, zaskakujące było to, że po jego śmierci Ateńczycy zrozumieli jak wielki błąd popełnili, postawili nawet pomnik swojemu mistrzowi. Tak, tak. Ten, który uznany został za wroga demokracji, skazany na śmierć przez wypicie trucizny doczekał się po śmierci pomnika. Ironia losu?
Sokratesa oskarżono o psucie młodzieży i wyznawanie bogów, których państwo nie uznaje. I tu właśnie pojawia się kolejny, niezwykle ciekawy aspekt życia Sokratesa. Otóż owym „bóstwem” lub raczej „głosem wewnętrznym” jak wypowiadał się o tym sam filozof był daimonion. Dziś moglibyśmy to najłatwiej kreślić mianem sumienia, lub intuicji, lecz Sokrates uważał to za ducha, który nie tyle wieszczy przyszłość, co wskazuje którą drogę w życiu wybrać. To właśnie duch opiekuńczy nakazywał mu postępować zgodnie z wyznawanymi zasadami, choć Sokrates nie wiedział, czy śmierć będzie dobra dla niego, czy też zła.
Nie jest łatwo podsumować zasady rządzące życiem Sokratesa. Z jednej strony uważany za wroga demokracji, demoralizatora młodzieży, heretyka, z drugiej wielki filozof, wzór dla potomnych. Ten, który wierzył w absolutne znaczenie cnoty i dobroci, który wiedzę utożsamiał z ową cnotą, wreszcie ten, który był do końca żył wyznawanymi zasadami kontra przekupność, fałszywość i kłamstwa. Wierzył i umarł za wiarę. Męczennik swoich czasów. Niełatwo jest opisać tak barwną postać antycznej kultury. Może lepiej próbować żyć jak on?