Chociaż działo się to dawno temu, pamiętam dobrze ów niezwykle słoneczny dzień, kiedy pasąc swoją trzodę ujrzałem coś, co na zawsze utkwiło mi w pamięci. Wydarzenie to dokładnie zobrazowało mi ogrom ludzkiego okrucieństwa i samolubności.
Stałem z moją trzodą na polanie i ze znudzeniem obserwowałem przeżuwające trawę owce. Rozmyślałem o tym, co jeszcze mnie dzisiaj czeka. Jako młody pasterz miałem dużo pracy, a pasanie owiec było dopiero początkiem moich zadań na dziś. Na dodatek to słońce... spojrzałem z wyrzutem w niebo, mając nadzieję dostrzec choćby małą chmurkę, jakiś znak zwiastujący deszcz. Wtedy właśnie się to wydarzyło. Otworzyłem ze zdziwieniem spierzchnięte od słońca usta. Dwie uskrzydlone postacie leciały w sobie tylko znanym kierunku, jedna z nich gestykulowała coś zapalczywie. „Może to anioły zeszły z królestwa niebieskiego, aby pomóc mi w mojej pracy?” – pomyślałem, a serce zaczęło bić mi szybciej. Nadal wpatrywałem się z przejęciem w lecące cienie, wydawało mi się, że jeden z nich coś krzyczy, ale będąc daleko, nie mogłem usłyszeć jego słów. Nie mogąc znieść rażącego mnie słońca, spuściłem wzrok i przetarłem gorączkowo oczy, aby jak najszybciej wrócić do obserwowania niecodziennego zdarzenia. Wtedy wyraźnie usłyszałem krzyk „Ojcze! Ratuj!”. Przerażony tym, co ujrzałem zakryłem dłonią usta – jednej z postaci zaczęły odpadać skrzydła! Piórko za piórkiem znikało w niezmierzonych przestworzach, a latająca istota zaczęła powoli opadać, aby w końcu stracić ostatni utrzymujący ją w powietrzu element i runąć w dół, prosto na niewielką wyspę, wokół otaczającego nas morza. Zdezorientowany patrzyłem na leżące w oddali, bezwładne ciało. Stałem tak parę minut, aż w końcu ocknąłem się i rozejrzałem. Dostrzegłem dwie osoby – kilkaset metrów ode mnie stał rybak, a jeszcze dalej chłop z mozołem orał swoje paletko. Widząc ich miny uświadomiłem sobie, że oni również byli świadkami tragicznego zdarzenia. Zaciekawiło mnie jedno – każdy z nich, kiedy tylko spostrzegł leżące na wysepce ciało szybko odwrócił wzrok i wrócił do swoich zajęć. Rybak zarzucił sieć, a chłop, jakby coś sobie przypomniawszy, na nowo zaczął wykonywać swoją pracę. Było tak, jakbym tylko ja jeden zauważył, że uskrzydlona postać zginęła. Słońce dalej nieubłaganie świeciło, a moja trzoda spokojnie zajadała się trawą.
W życiu nieraz się tak zdarza, że obok nas ktoś cierpi, umiera. My jednak, zajęci własnymi sprawami, nie mamy czasu zatrzymać się i pomóc. Rozmyślając nad swoimi zajęciami nie potrafimy lub nie chcemy dostrzec problemów innych. Życie toczy się dalej i nikt nie ma pojęcia, że kiedyś miała tu miejsce tragedia...
Praca oceniona na 4+. Mam nadzieję, że się przyda.