Było to tuż przed wybuchem wojny, w polskiej jeszcze szkole. Kiedy przyszła do nas do szkoły pierwszy raz nie zwróciłem na nią najmniejszej nawet uwagi. Jednak kiedy weszła do naszej klasy i powiedziano nam, że to nasza nowa koleżanka, to wiedziałem, ze nie jest to zwykła dziewczyna. Było w niej coś co odróżniało ją od innych dziewcząt z naszej klasy. Sam już wygląd wskazywał, ze trudno jej tu się będzie przystosować. Brudne i pogniecione ubranie, potargane, dosyć długie, czarne włosy opadające jej na czoło nie wskazywały nic dobrego. Nie za wysoka, nie za niska, taka w sam raz. Twarz Małgorzaty miała wyraz udawanej ciekawości, bo tak naprawdę żałowała, że tu się znalazła i drażniła ją ta sytuacja. To można było wyczytać z jej oczu. Już od pierwszego dnia nastawiła się pesymistycznie zarówno do nowej szkoły jak i kolegów i nauczycieli. Myślałem, ze to tylko tak na początku, nowemu zawsze pod górkę. Jednak po kilku dniach już dało radę zauważyć, że takie nastawienie to po prostu jej sposób na życie. Pytanie jakie wszystkim nasuwało się wtedy na myśl to po co to robi? Po co się buntuje przeciwko światu skoro i tak nic nie zdziała. Byłem przekonany, że jest to bunt destrukcyjny, który niszczy ją od wewnątrz. Jednak im więcej czasu z nią spędzałem i im mocniej ją poznawałem, tym bardziej przekonywałem się o swoim błędzie.
Początkowo ciężko mi się było z nią zaprzyjaźnić, odrzucała wszelaką pomoc. W końcu nabrała do mnie wystarczająco dużo zaufania by wpuścić mnie do swojego świata. Dopiero wtedy zrozumiałem po co jej bunt. Życie nauczyło ją, że nie powinno się okazywać nikomu zaufania i zawsze liczyć na siebie, nigdy na innych. Matka Małgorzaty umarła zaraz po jej urodzeniu. Ojciec, który nie potrafił na siebie zarobić nie mówiąc już o swojej córce ciągle pił. Jeśli już był w domu to zawsze pod wpływem alkoholu. Mimo, że wielokrotnie bywałem u Małgosi w domu nigdy nie udało mi się zobaczyć jej ojca trzeźwego. Widocznie nie było mu dane oglądanie świata na trzeźwo. Gosia i ja zostaliśmy przyjaciółmi. Mimo, ze byliśmy prawdziwymi przeciwieństwami to i tak potrafiliśmy jak nikt znaleźć wspólny język. Co chwila napotykałem się z jej buntem, nie przeciwko mnie tylko przeciwko zasadom, chorym regułom czy próbie zniewolenia jej jako człowieka lub kobiety. I wtedy zawsze zazdrościłem jej tej pewności siebie. Tego, ze mimo wszystko pozostaje niezależna i nieugięta. Tego, że w sytuacjach konfliktowych zawsze ma swoje zdanie i swoje stanowisko, które za wszelką cenę potrafi utrzymać i w końcu tego, że jej bunt nie kończył się na jej samej lecz dotykał także innych osób. Oznaczało to, że nie działała tylko dla siebie. Często bunt jej opierał się na pomocy komuś lub stanięciu w czyjejś obronie.
W ostatniej klasie szkoły średniej, do grona pedagogicznego dołączył nowy nauczyciel. Kiedy przyszedł do nas pierwszy raz na lekcję i zobaczyłem jaki to człowiek, wiedziałem, że Małgorzata nie zostanie jego ulubioną uczennicą. W szkole panowała zasada, że kiedy do klasy wchodzi nauczyciel uczniowie wstają i się z nim witają. Tak też było na pierwszej lekcji. Nauczyciel pochodził z Rosji. Wielu nienawidziło Rosjan i słusznie, bo już za chwile mieli się okazać naszymi wrogami. Już wtedy dało się zauważyć jak bardzo Rosja miesza się w wewnętrzne sprawy Polski. Jego podejście i sposób w jaki się do nas odzywał był do niczego nieporównywalny. Wiedziałem wtedy, że moja przyjaciółka nie pozostanie temu obojętna. Mogłem się o tym przekonać już na drugiej lekcji:
- Wstać! – krzyknął pan Iwan, tak miał na imię ruski nauczyciel. Ponieważ to była sala wykładowa, nie było oddzielnych ławek tylko siedzenia jak w teatrze. Posłusznie wstałem jak i reszta naszej grupy. Koło mnie siedziała Gosia, która zachowywała się jakby nie usłyszała słów nauczyciela.
- Ty tam z tyłu też. – wskazał palcem na Gosię. - Was Polaków trzeba już od małego uczyć dyscypliny. Inaczej wiecznie będziecie niczym! – krzyknął do uczniów. A Małgosia mimo upomnienia nadal siedziała.
- Czemu nie wstaniesz, szczeniaku? – zapytał pan Iwan.
- Bo Polak nie będzie się czołgał przed takimi jak wy. – odpowiedziała. Na całym ciele zmroziło mi krew. Zauważyłem, że ruskiemu nauczycielowi też nie było za wesoło choć na twarzy miał ironiczny uśmiech. Małgorzatę mimo moich protestów wyprowadzono z sali. Ona nic nie mówiła, kiedy ciągnięto ją przez salę. Reszta klasy milczała. Nawet nie miałem im tego za złe, sam nie byłem najodważniejszy. Po zajściu nikt nie chciał udzielić mi informacji co się z nią stało i gdzie ją zabrali. Kilka dni po tym zajściu wybuchała wojna, ja byłem wezwany jako ochotnik do oddziałów polskich. Nie miałem czasu szukać już Gosi, choć brakowało mi jej zbuntowanej postawy. Przy okazji dowiedziałem się, że stanęła na czele jakiegoś powstania, to podobne do niej pomyślałem. Parę miesięcy po tym dowiedziałem się, że została zastrzelona przez radzieckiego oficera. Dopiero coś takiego musiało się stać żebym zrozumiał, że bunt Gosi był najbardziej twórczym buntem na jakiego stać człowieka i największym przejawem miłości do swego kraju i ludzi w nim mieszkających.