Listy do żony Stanisława Ignacego Witkiewicza z założenia nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. W liście z 25.07.1925 roku pisał:
„A jeśli komu po śmierci mojej do rąk wpadną, będę skompromitowany (i Ty także), że o takich rzeczach musiałem pisać do Żony (!)” . Schowane przez nią w piwnicy domu przy ulicy Grójeckiej 40 cudem ocalały w czasie Powstania Warszawskiego. I ta ocalała korespondencja stanowi jedno z najbardziej fascynujących dzieł literackich epoki i jednocześnie fascynujące dzieło autora Szewców i Nienasycenia.
Pierwsza wydana ich część zawiera korespondencję z lat 1923-1927. Publikacja ta wyróżnia się starannym opracowaniem merytorycznym. Objaśniające tekst przypisy znanego witkacologa prof. Janusza Deglera to nieocenione kompendium wiedzy na temat szczegółów biografii Witkacego, jego licznych przyjaciół oraz bogatej twórczości.
Listy pokazują artystę bez maski, człowieka prywatnego. Wydaje się, że jeśli Witkacy w ogóle zdejmuje maskę, to wyłącznie w listach do najbliższych przyjaciół. Czytając Listy do żony możemy odnieść wrażenie, że bariera sztuczności między pisarzem a adresatką nie istnieje. Wobec „najdroższej Nineczki” zdobywa się na szczerość. Nie boi się odsłonić i pokazać wewnętrznej słabości. Rozważania na temat najnowszej sztuki są tak samo istotne, jak informacja o zakupie maszynki do żylet za 10 zł czy rozbrajające wyznanie: „Jestem w rozpaczy, bo brązowe ubranie po wypraniu w Krakowie śmierdzi mydłem” . Witkacy skarży się na ból zębów, hemoroidy i porannego kaca. Donosi żonie o słynnej przygodzie z bąkiem, który miał czelność użądlić go w przyrodzenie, a wcześniej donosi: „Zaczynam całkiem poważnie myśleć o samobójstwie”
Korespondencja między nimi trwała 16 lat, a więc przez cały okres ich małżeństwa. Witkacy starał się pisać codziennie, nawet jeśli miałoby to być kilka słów naprędce skreślonych na odwrocie karty pocztowej. Z niecierpliwością czekał też na odpowiedzi od żony. W jednym z pierwszych listów, jeszcze z okresu narzeczeństwa, prosi: „Pisz częściej, istotniej i wyraźniej.”
Już w pierwszych listach pojawiają się zapewnienia o uczuciu:
„Powtarzam Ci (…), że Cię kocham”.
I jednocześnie nieustanne, jakby przekonując sam siebie, że „Zaczyna Nowe Życie” .
Regularnie rzuca również palenie i alkohol, aby po kilku dniach poinformować o powrocie do nałogów . Bo gdzieś na dnie tej skołatanej duszy tliło się pragnienie zmiany. Nie przeszkadzało ono jednak nazywać zamążpójścia Jadwigi „szaleństwem” . Jednocześnie w liście z 18.10.1927 roku przyznaje: Nie wiem, czy w chwilach rozpaczy widzę właśnie wszystko, jak należy, czy też to jest nienormalny pogląd. Ale na dnie jest niezałatwiony stosunek do Ciebie i to, że nie jesteśmy razem. Bo wszystko inne, jak Ci mówiłem, nabiera na tym tle jadowitej pospolitości i ohydy”.
Nieustanna walka sprzeczności - niedopasowania, braku miłości i jednocześnie potrzeby trwałego, intymnego kontaktu - jest stałą cechą tej korespondencji i bodaj jej najciekawszym rysem. Czy, przynajmniej na początku, Jadwiga była prawdziwą miłością Witkacego, czy może ślub, żona i cała ta nowa sytuacja były dla niego tylko nowymi i ważnymi doświadczeniami artystycznymi? Nie sposób stwierdzić.
W jednym z pierwszych listów do wówczas jeszcze narzeczonej pisał: "uspokoić mnie może tylko definitywne zakorkowanie życia przez małżeństwo z Tobą" . W czerwcu 1925 r. natomiast nazywał ich małżeństwo oschle "dwuletnim eksperymentem". Ale w roku 1927 niemal każdy list zaczynał i kończył słowami: "jestem bardzo nieszczęśliwy i tęsknię bardzo za Tobą", "ach, Nineczko, żebyś wiedziała, jak Cię kocham i jak mi bez Ciebie źle", "jestem tak nieszczęśliwy bez Ciebie, że z trudnością powstrzymuję się, żeby nie płakać". I kiedy Jadwiga nie chciała, mimo jego licznych próśb, przyjechać z Warszawy do Zakopanego, pisał ostro: "Ty zdaje się myślisz, że jak dasz mi swobodę, to ja będę rżnął kurwy w Twoim łóżku. Mylisz się bardzo. Chodzi mi o moralną atmosferę swobody" .
Bo Witkacy był przede wszystkim wierny artystycznemu powołaniu rozumianemu szerzej niż samo tylko malowanie i pisanie, także jako styl życia, i wszystkie inne, nawet najpoważniejsze zobowiązania rodzinne, starał się swojej sztuce podporządkowywać. Skoro życie było jakby częścią samej sztuki, to i w życiu potrzebował pełnej wolności, bo wolność jest zasadniczym warunkiem sztuki. O życiu właśnie i nastrojach, z jakimi się zmagał, regularnie pisał do Jadwigi tak: "w ogóle niewesoło jest", "w ogóle zaczyna być tak źle i nudno", "walczę z końcowym zniechęceniem do życia", "czeka mnie nędza, choroba i śmierć", "ledwo łażę, melancholia wściekła", "do Nudy Piekielnej dołączyła się Rozpacz Życiowa Maksymalna", po czym w kolejnych listach dziesiątki razy obiecywał poprawę, ale robił to w tej samej, równie malowniczej konwencji: "Rozpoczynam Nowe Życie na Wielką Skalę".
Oderwać się jednak od dotychczasowych przyzwyczajeń nie jest sprawą łatwą, dlatego też bardzo krótko po ślubie Jadwidze i Stanisławowi Witkiewiczom przyszło zmierzyć się z problemem, który moim zdaniem był jednym z głównych przyczyn niemal całkowitej separacji w latach 1927 -1928. Była to sprawa wierności i zdrady. Niestety, nie zachowały się listy Jadwigi do Witkacego i znamy sprawę przede wszystkim z jej wspomnień . „Kiedy odkryłam, że Staś mnie zdradza, byłam w rozpaczy i zaraz powiedziałam mu o tym, że wiem i że wobec tego trzeba będzie się rozstać, bo nasze małżeństwo może mieć sens jakiś jedynie przy wzajemnej miłości, wobec tego, że nie mamy ani własnego domu, ani dzieci – tych ogólnie wiążących okoliczności. Długo rozmawialiśmy płacząc oboje, skończyło się na tym, że Staś obiecał mi wierność, bylebym tylko nie opuszczała go, bo (…) żyć beze mnie nie może. (….) Mimo tych zdrad Staś twierdził stale, że mnie kocha (….), aż wreszcie przestaliśmy być małżeństwem, tylko dobrymi przyjaciółmi”.
Witkacy pisze o wszystkim; nie unika bolesnych tematów, jak chociażby aborcja Jadwigi w 1925 roku, na którą kobieta zgodziła się pod wpływem jego perswazji. Nie wiemy, jakich argumentów użył Witkacy, aby przekonać żonę. Czy była to kwestia niefortunnej obietnicy złożonej przed ślubem, czy były też inne powody takiej decyzji Jadwigi – trudno wnioskować. Z listów wynika jedynie, że Jadwiga poddała się zabiegowi w listopadzie 1925 roku. Witkacy jednakże w tej sytuacji, niewątpliwie trudnej dla kobiety, nie był blisko żony, aby ją wspierać duchowo. Temat aborcji już więcej nie pojawi się w korespondencji, a sama Jadwiga niechętnie o niej mówi w swoich wspomnieniach. Możemy jedynie mówić o stosunku Witkacego do posiadania potomstwa. W liście do żony z 22.04.1926 r. pisze przy okazji, jak to on potrafił, w strumieniu innych wiadomości: „że Staroniewiczowa (od ½ 1 w nocy do 4 15 p.p [po południu] urodziła w szalonych bolach córeczkę ohydną, pomarszczoną i ceglastego koloru…”
Brak autocenzury i wyjątkowa szczerość, z jaką formułuje myśli, potwierdzają, że niemal codzienne „raporty” do żony miały dla Witkacego jakieś szczególne znaczenie. Kim w takim razie była Jadwiga w jego życiu? Ich związek był bez wątpienia wyjątkowo niekonwencjonalny.
Magdalena Samozwaniec – wujeczna siostra Jadwigi – na kartach Zalotnicy niebieskie j wspomina: „Taki człowiek jak Witkacy nie mógł być tym, co się po mieszczańsku nazywa „dobrym mężem”, kochał ją jednak (...). Mieszkali razem zaledwie dwa lata. Potem ona przeniosła się do Warszawy, a on został w Zakopanem. Rzadko się odwiedzali. Ona miała zwyczaj przyjeżdżać na narty lub na kilka letnich tygodni. On czasami odwiedzał ją w Warszawie (później jeździł do stolicy również z powodu kochanki)”. Oddalenie musiało wpłynąć na formę korespondencji oraz wzajemne relacje. Witkacy wielokrotnie błaga ją w listach o przyjazd. Potwierdza to chociażby seria – przesyconych gwałtownymi emocjami – telegramów, wysłanych w lutym 1927 roku. („Przyjeżdżaj koniecznie zaraz Witkiewicz”; „Zmienić decyzję koniecznie stan groźny kiedy przyjazd proszę zaraz Witkiewicz”. Następnego dnia jest urażony jej postawą: „Jeśli nie możesz i nie rozumiesz, to nie mam nic do wyjaśnienia W.” A gdy prośby nie przynoszą efektów, pisze krótkie: Jak nie to nie W.). Czy znajdziemy w naszej literaturze równie ciekawą kłótnię małżeńską? Listy do żony są z pewnością zapisem historii dramatycznego związku dwóch diametralnie różnych osobowości. Nie ukrywa przed żoną niczego. Ani „papojek” i „orgii”, choć wie, że Nina tego nie cierpi, ani kolejnych romansów, które z wciąż niejasnych dla mnie pobudek tolerowała i znosiła. W tej korespondencji znajdziemy również strony świadczące o najwyższym wysiłku intelektualnym , gorączkowym napięciu emocji i ogromnym cierpieniu filozofa, zmagającego się kwestiami ontologicznymi.
Stały kontakt korespondencyjny z żoną był dla Witkacego w trudnych okresach życia rodzajem autoterapii psychologicznej . Jak lekarzowi psychoanalitykowi zwierza się z najintymniejszych przeżyć i uczuć. Żona zaczyna odgrywać rolę zaufanego spowiednika, najbardziej oddanego i wyrozumiałego, któremu bez obawy można się zwierzyć z najskrytszych myśli i najwstydliwszych doznań
I właśnie w listach z 1927 roku coraz częściej wyznanie miłości, krzyk tęsknoty splata się z obsesyjną już formą myśli o samobójstwie. W liście z 19.05.1927 r. pisze:
„Nie masz pojęcia, jak cierpię nad tym wszystkim i jak jestem do Ciebie przywiązany. Ale obłęd, nienawiść i samobójstwo są to rzeczy straszne i nie piszę tych rzeczy na wiatr, tylko poważnie. Nie chcę Cię opuszczać nigdy, chyba że sama tego zechcesz.”
Wydaje się, że korespondencja z 1927 roku jest wołaniem o ratunek. Witkacy przeczuwał zbliżającą się osobistą tragedię , tę wizję mogła jedynie odsunąć, powtarzam świadomie – odsunąć - jedynie Jadwiga bo jak pisał :
„Tylko w związku z Tobą można wytrzymać tę pospolitość i marność egzystencji” .
Nie mogę więc zgodzić się z opinią, że Witkacy „oszczędzał” Jadwigę i nie wspominał o powracających, coraz bardziej obsesyjnych myślach samobójczych.
Pragnę powrócić ponownie do kwestii niewierności Witkacego. Jadwiga Unrug miała świadomość, że jest zdradzana. Jak przyznaje w powojennym Wspomnieniu o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, działo się tak po części z powodu jej letniego temperamentu. Mąż z rozbrajającą szczerością pisał do niej: „Żadnych kurw nie znam” , „Zupełna abstynencja płciowa nawet we śnie” , „Bardzo Cię całuję i odpowiednio miętoszę i międlę, jak mogę. Nie wymagaj jednak rzeczy nadludzkich” , „Z Tobą jestem pełniejszy życiowo i duchowo” albo wielokrotnie zapewniał: „Nie mam nikogo, dla kogo chciałbym się z Tobą rozwieść. Chciałem zachować Ciebie do końca życia” . Niejednokrotnie pytał też Jadwigę, czy „uczucia erotyczne nie zaczynają się w Tobie budzić?”
W obszernej korespondencji łatwo odnajdziemy echa kryzysów, które dotykały małżeństwo Witkiewiczów. Niestety nie znamy treści listów Jadwigi, dlatego wielu rzeczy możemy się jedynie domyślać. „List Twój b. zimny” – takie, z pozoru mało istotne, uwagi zmuszają do czytania między wierszami. Wyczulają na słowa. Wymagają umiejętności wczucia się w sytuację drugiej strony, mnożą domysły. Najprawdopodobniej Jadwigę męczyły prowadzone przez męża rozmowy-listy o sztuce, gdyż w jednym z pierwszych listów pisze:
„Zauważ, że cały czas nic nie pisałem o tzw. „SZTUCE”.
Witkacy wielokrotnie zastrzega, że ze swojej wolności nie zrezygnuje: „Błagam Cię, zgódź się na mnie takiego, jakim jestem, i nie bierz na smycz.” Przyznaje, że nie chce, aby żona była dla niego symbolem wyrzeczenia.
W listach z lipca 1927 roku, otwarcie zostaje podniesiona kwestia rozstania. Witkacy żali się, że dwa lata kochał ją bez wzajemności, aby potem męczyć się w okropnych sprzecznościach. Następnie dziwi się, że Nina staje dęba na wszystkie kopyta, gdy on wyciąga rękę do zgody. Kryzys udaje się zażegnać we wrześniu, gdy Jadwiga na kilka tygodni przyjeżdża do Zakopanego. Późniejsza korespondencja wskazuje na to, że Witkiewiczowa (przynajmniej „na zewnątrz”) pogodziła się z bujnym temperamentem męża. Stanisław zaczyna nawet pisać jej o swoich kochankach.
Korespondencja z żoną to również dokument psychologiczny, nie dający się porównać z niczym innym w naszej literaturze.
Witkacy powierza Jadwidze korektę swoich artykułów i książek. Musi mieć do niej zaufanie, jeśli prosi o reprezentowanie swoich interesów w rozmowach z warszawskimi wydawcami, krytykami i redaktorami gazet. W pierwszym tomie Listów do żony znajdziemy także wiele pięknych, poetyckich wyznań miłosnych. Słów sprawiających wrażenie całkowicie szczerych. „B. proszę Cię, żebyś nie czuła się osamotniona, bo mój duch jest zawsze przy Tobie” – zaklina 27 czerwca 1927 roku. Jak już wcześniej pisałam niemal w każdym liście zapewnia żonę o swojej miłości. Nieustannie przekonuje Jadwigę, że bez jej wsparcia nie poradzi sobie w życiu.
Jeszcze raz pragnę podkreślić, że te wyznania zyskają szczególną wagę, gdy uświadomimy sobie, że Witkacego od wczesnej młodości prześladowała obsesja samobójstwa. W listach, które pisze do innych osób, problem ten stale powraca. Szczególnie w momentach przełomowych, takich jak samobójcza śmierć narzeczonej Jadwigi Janczewskiej czy rozstanie z Czesławą Oknińską. O tym, że nie były to jedynie puste słowa, może świadczyć to, że w jednym z listów z 1914 roku Witkacy prosi Bronisława Malinowskiego o przywiezienie cyjanku potasu!
Nie oznacza to jednak, że Witkacy nie skarży się na „ciemne” strony swojego życia. Poeta często mówi o braku pieniędzy oraz niezrozumieniu jego twórczości przez otoczenie. Wydaje mu się, że tytaniczna praca nie przynosi żadnych efektów. Kolejne premiery sztuk są odwoływane, a nowe publikacje przechodzą niemal bez echa. Czasami jest w stanie spojrzeć na tę sytuację z ironicznym dystansem, na przykład gdy w liście z 21 czerwca 1926 roku nazywa siebie: „Wielkim dramaturgiem, aczkolwiek nieznanym i przez lada swołocz w jaja i zadek kopanym”. W innym miejscu daje wyraz bezsilności: „Nie mogę żyć z ludźmi. To bydło i idioci” .
Do tej pory skupiłam się na treści Listów do żony, ale warto wspomnieć też o ich formie. Witkacy nie przywiązywał do niej wagi. Zresztą wielokrotnie przyznawał, że listów pisać nie umie, choć biorąc pod uwagę to, jak często je wysyłał, można odnieść wrażenie, że nie robił nic innego poza ich pisaniem. Ilość musiała odbić się na jakości. Kreślone są pośpiesznie i na czym się dało – starych kartach pocztowych, rysunkach, kartkach wyrwanych z zeszytu „w kratkę”, a nawet rękopisach. Ale przecież każdy z nich nosi znamię oryginalnej osobowości autora. Nie sposób pomylić ich z jakąkolwiek inną korespondencją. Witkacy, także w listach, tworzy swoje rytuały. Chętnie wtrąca obce słówka – angielskie, niemieckie, francuskie. Czasami dla kaprysu nadaje im bardziej polską formę (żiury – jury). Świadomie pisze wyrazy z błędem (zgnembiony, zawjodłem, wyrok sondowy) oraz przemyca słowa stylizowane na gwarę (megła, śniks, pedział, wybrałem pirsze). Nagle, wewnątrz tekstu pisanego „po bożemu”, pojawia się zapis fonetyczny (bydle). Takie „niegramatyczności” nigdy nie są przypadkowe. „Waryat z Krupówek” świadomie eksperymentuje z językiem, bada możliwości jego transformacji. Wprowadza w ten sposób element komiczny, który często pozwala rozładować napięcie. Listy Witkacego mienią się różnymi odcieniami – wiele w nich ironii, sarkazmu, a nawet złośliwości. Nie można autorowi odmówić poczucia humoru. Gdy zapomina przywieźć Jadwidze obiecane drobiazgi z Zakopanego, kaja się: „Co za świństwo z mojej strony. Rozumiem już parasol, ale prawidła!” .
Stanisław Ignacy Witkiewicz bawi się też konwencją. 16 sierpnia 1925 roku wysyła list napisany przez swoje alter ego, czyli Sekretarza (znanego także jako niejaki Witkasiewicz). Sekretarz pisze w tajemnicy przed Stasiem. Jadwiga chętnie przyjmuje zaproszenie do gry: „Dziękuję bardzo za list do Sekretarza. Niestety, biedaczek jest tak speszony, że pisał do Ciebie po imieniu, a Ty do niego przez „pan”, że pisać nie może z powodu utraty kontenansu.” Takie „przebieranki” to nic nowego. Witkacy przecież lubi zaskakiwać swoich przyjaciół. Używa formy pluralis maiestatis – „Postanowiliśmy, My z Bożej Łaski i Przezorności Witkacy i Ignacy Mąż Twój (...)” . Trawestuje wzór listów królewskich. Do tych, którzy śmią dłuższy czas nie odpisywać, wysyła gotowe listy (z urzędową formułą „niepotrzebne skreślić”). Takie pismo wymagało tylko złożenia podpisu; czasami Witkacy zastrzega wspaniałomyślnie, że wystarczy tylko podpis nieczytelny.
Listów jest dużo. Przede wszystkim dlatego, że już dwa lata po ślubie małżonkowie wybrali życie w separacji i oddaleniu. Witkacy oddawał się sztuce, intensywnemu życiu i nowym romansom, ale nadal dużo i często pisał do żony do Warszawy. Niekiedy nawet dwa listy dziennie, bo wciąż uważał ją za osobę najbliższą i potrzebował jej jako powiernika swoich spraw osobistych. "Listu od Ciebie nie było już 3 dni. Pewno zerwałaś ze mną stosunki" - pyta w pewnym momencie zaniepokojony. "Możliwe, że jestem wariatem"
Listy Stanisława Ignacego Witkiewicza do żony dotyczą przede wszystkim dramatycznych zwrotów w ich w sumie nieudanym związku oraz twórczych mocy i niemocy Witkacego - firmy portretowej, mąk, jakie przeżywał, pracując nad kolejnymi powieściami i dramatami, wątpliwych sukcesów albo definitywnych klap teatralnych. Niewiele natomiast jest tu świata poza nimi. Nie ma niemal dyskusji o polityce, o publicznych polemikach i skandalach, o tych wszystkich zdarzeniach i zjawiskach, które rozpalały opinię w dwudziestoleciu międzywojennym.
Bogaty zbiór listów do żony może natomiast wpłynąć na pokutujący wciąż stereotyp Witkacego jako artysty-szaleńca zaszytego między góralami w Zakopanem, dziwaka strojącego głupie miny, niezrozumiałego utopisty, samotnika oderwanego od rzeczywistości, kokainisty-eksperymentatora - bo dają obraz o wiele bardziej złożony. "Możliwe, że jestem i byłem wariatem, ale nie chcę zamieniać tego na żadną przytomność" - to wprawdzie przyznaje sam Witkacy, ale pobrzmiewa w tym zdaniu nuta kokieterii: "Wygodne stanowisko - nie rozumieć".
Bo Witkacy z tej korespondencji to same przeciwieństwa. Bywa infantylnym 40-letnim chłopcem i nieobliczalnym geniuszem-ekstrawagantem, człowiekiem chwiejnym, niepewnym i pełnym kompleksów, ale także twórcą pracowitym, dobrze zorganizowanym i oddanym sztuce, mężem apodyktycznym i egoistycznym, kiedy indziej czułym i delikatnym , czasem jest szczery, chociaż często nie ma pewności - może to tylko gra. Kpiny mieszają się tu z pretensjami wyrażanymi serio, te z kolei z inteligentnym poczuciem humoru, także wobec samego siebie.
Ulegał na przykład kompleksom dotyczącym arystokratycznego pochodzenia Jadwigi: "kontemplacja zwiędłej trawki na stokach Gubałówki zastąpi Ci auto na Riwierze i tłum wybałwochwalczonych bubków? (Burbonów, Burbów, Burbal-kich i Bór-albo-nie-bór)" - pisał
Przedślubny wybór obrączek zwalał na innych: czy był po prostu leniwy, miał wszystko w nosie, a może tylko niezaradny, poświęcał się wyższym sprawom i jednocześnie wciąż zmagał się z dzieckiem w sobie? "Mama sama coś napisze, ponieważ mówi, że ja nic nie rozumiem. Bardzo wygodne stanowisko - nie rozumieć. Doszedłem do 38 lat tą metodą" - przyznawał z mieszaniną sarkazmu i dumy . Trzeba jednak zauważyć, że Witkacy starał się, jak potrafił, zabezpieczać żonę finansowo. Wielokrotnie w listach pisze o wysłaniu pieniędzy, czy też możliwości odebrania określonej kwoty .
Witkacy wprowadził i utrwalił sugestywne pojęcie blagi, które służyło mu nie tylko w twórczości, ale także w prawdziwej egzystencji. Dzisiaj jego bogate listy do żony pełne pretensji, przeprosin, marzeń, próśb, planów, obietnic i dowodów łamania obietnic pomagają spojrzeć na Witkacego blagiera nieco inaczej - jak na żywego człowieka , pełnego rozmaitych słabości, zaniechań i niespełnionych tęsknot.
Od 1929 roku Witkacy miał stałą kochankę – Czesławę Oknińską-Korzeniowską. Poznał ją oczywiście, gdy przyszła zamówić sobie portret. Obie kobiety mieszkały w Warszawie. Pisarz nie starał się nawet ukrywać tego romansu przed żoną. Kiedyś nawet zaproponował Jadwidze adopcję Oknińskiej! Poza tą były też inne, mniej znaczące znajomości. Ekscentryczny malarz podobał się kobietom. W jednym z listów do Hansa Corneliusa Witkacy tak podsumowuje swoje podboje: „Zdradziłem ją [Czesławę] już z około 10 babami – przeważnie z powodu jej zachowania.”
Grono osób, z którymi pisarz korespondował, jest bogate – w końcu prawie całe życie Witkacy spędził w prowincjonalnym Zakopanem, które stanowi tło tej korespondencji. Witkacy informuje żonę o ważniejszych wydarzeniach artystycznych i towarzyskich, powtarza plotki, opowiada o skandalach , charakteryzuje przyjaciół i znajomych, ujawnia szczegóły z ich życia osobistego i rodzinnego, nie szczędząc niektórym dowcipnych lub zjadliwych uwag. Dowiadujemy się , z kim się spotkał, kogo portretował, kto go do siebie zaprosił, z kim się wybrał na wycieczkę i z kim się oczywiście upił, kto mu się naraził i z kim zerwał stosunki. Pojawia się tu cała galeria postaci zarówno ze środowiska zakopiańskiego, jak i licznych przyjezdnych – znanych artystów, pisarzy, aktorów, a także lekarzy, oficerów, prawników, profesorów oraz wielu krewnych Witkacego. Ale głównym bohaterem jest oczywiście on sam.
Janusz Degler szacuje, że ocalało blisko 3000 listów! Wiele zaginęło lub zostało świadomie zniszczonych (pisarz osobiście zniszczył wszystkie listy, które latami wysyłał do ojca). Witkacy korespondował m.in. z Romanem Ingardenem, Tadeuszem Kotarbińskim, Władysławem Tatarkiewiczem, Bronisławem Malinowskim, ale także Marią Pawlikowską-Jasnorzewską, Tadeuszem (Boyem) Żeleńskim, Karolem Szymanowskim i Jarosławem Iwaszkiewiczem. Poza tym byli też wydawcy i wreszcie kobiety Witkacego.
Zastanawia też częstotliwość wysyłania listów, biorąc pod uwagę, że Witkacy był szalenie zapracowanym człowiekiem. Do niemieckiego filozofa Hansa Corneliusa, w trakcie ich czteroletniej znajomości, wysłał ponad 100 listów! (A przynajmniej tyle ich się zachowało). Należy podkreślić, że równolegle powstawały utwory literackie, krytyczne i filozoficzne. Tylko w latach 1918-1928 napisał co najmniej 37 sztuk teatralnych. Co więcej, cały czas malował dla Firmy Portretowej. Przytoczone liczby potwierdzają, jak wielką aktywnością twórczą wykazywał się Witkacy. Nie dziwi, w tym kontekście, uwaga Jadwigi: (...) „byłam zmęczona i nie nadążałam za tym piekielnie intensywnym życiem jakie Staś prowadził (...)” .
Jak już wspomniałam w listach do Jadwigi skrupulatnie opisuje codzienne, nawet drobne zdarzenia – z kim się spotkał, czyj portret namalował i ile stron nowego dramatu napisał. Zamiast „opisuje” bardziej pasuje tutaj określenie „donosi”. Styl listów Witkacego momentami przypomina wojskowy raport, złożony z krótkich zdań oznajmujących. Witkacy wylicza sumy, które otrzymał za namalowane portrety lub musiał pożyczyć od przyjaciół. Paradoksalnie, fragmentów dotyczących twórczości jest najmniej. Na przykład uwagi na temat powstawania Pożegnania jesieni są wyjątkowo lakoniczne i jakby mimochodem wplecione w wypowiedź artysty. Zdecydowanie najwięcej w listach plotek na temat życia zakopiańskiej śmietanki towarzyskiej i utyskiwań na klientów Firmy Portretowej („Już mam wstręt do twarzy. O, czemu ludzie nie są zwierzętami – tak by było ładnie”). Witkacy pisze na przykład o wypadku rodziny Kaszniców, którym wówczas żyła cała okolica. Z górskiej wycieczki nie wróciły trzy osoby (mąż, syn i przewodnik). Ocalała tylko żona, która po dwóch dniach dotarła do ludzi. Spekulacjom na temat tej sensacyjnej historii Witkacy poświęca aż cztery listy do Niny. Nie selekcjonuje faktów. Jego listy momentami sprawiają wrażenie zapisu strumienia świadomości. Przypominają kameralną, prywatną rozmowę, w której tematy błahe sąsiadują z ważnymi przemyśleniami a konstrukcją rządzą luźne skojarzenia.
Wyłania się z tej korespondencji, podobnie jak z listów do innych osób , obraz człowieka wyraźnie odmienny od tego, jaki ukształtował się pod wpływem negatywnej legendy utrwalonej przez wspomnienia i opowieści osób, które go znały.
Wiele spośród nich ukazuje Witkacego jako człowieka niezbyt zrównoważonego, a nawet chorego psychicznie, czyli – jak sam o sobie mówił – „wariata z Krupówek”, na poły błazna, na poły dziwaka, którego życie upływało na pijaństwie, orgiach narkotycznych, szokowaniu opinii prowokacyjnym i ekstrawaganckim zachowaniem. To prawda, że jednym z wątków, który przewija się przez całą korespondencję, jest nieustanna walka ze swoimi słabościami i nałogami (mimo wszystko), ale dominuje obraz zgoła odmienny. Obraz człowieka borykającego się z różnymi przyziemnymi sprawami, niedostatkiem, nasilającymi się kłopotami ze zdrowiem i niemocą twórczą oraz ciężko pracującego na życie, bynajmniej nie szaleńca, lecz człowieka uporządkowanego, który niemal każdy dzień miał dokładnie zaplanowany .
Korespondencja Witkacego jest więc pełną dramatycznych zwrotów powieścią epistolarną z życia wziętą.
Bibliografia.
1.St. I. Witkiewicz, Listy do żony, Warszawa 2006.
2. A. Micińska, Autoportret na wystawę pośmiertną. Nieznane listy St. I. Witkiewicza do żony Jadwigi, Przekrój 1982, nr 1916.
3. J. Lovell, Pani Jadwiga (Opowieści krakowskie), Życie Literackie 1983, nr 18.
4. M. Samozwaniec, Zalotnica niebieska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1973.
5. http://www.teatry.art.pl.
6. J. Degler, Listopisanie Witkacego, (w:) Witkacy w Polsce i na świecie, M. Skwara [red.], Uniwersytet Szczeciński, Szczecin 2001.