Patriotyzm to pojęcie określające miłość do ojczyzny oraz zdolność człowieka do ponoszenia dla niej ofiar. O tym właśnie „uczuciu” pisze w swym artykule Zdzisław Najder. W poniższej pracy chciałbym ustosunkować się do jego słów.
Już na początku swego wywodu o miłości do ojczyzny pisarz zarzuca niektórym ludziom zredukowanie pojęcia patriotyzmu do ogólnych cnót, takich jak rzetelne płacenie podatków, czy poszanowanie prawa. Zarzuca im brak konkretnej definicji patriotyzmu, sam takowej nie podając, a jednocześnie mieszając pojęcie patriotyzmu z dbaniem o kulturę i jej przeżywaniem. Bo czyż przeżywanie emocji związanych z dziełami kultury, może być przejawem miłości do ojczyzny? Najder opisuje wrażenia, które towarzyszom Polakom przy czytaniu dzieł Kochanowskiego, albo Sępa-Szarzyńskiego. Ale przecież ten sam skurcz gardła jaki chwyta człowieka podczas czytania „Trenów”, chwyta go również przy zagłębianiu się w losy niemieckiego Wertera. Ta sama powaga ogarniająca człowieka gdy usłyszy „Bogurodzicę”, ogarnia go gdy do ucha dotrą pierwsze nuty łacińskiego „Dies Ire”.
Zapewne zaraz polecą w moją stronę gromy, że przecież „Treny” to nasze, polskie, że bliższe sercu. Może jest to prawdą, ale ja tego nie odczuwam. Dla mnie „polskie” znaczy tyle co „stworzone w najlepiej znanym mi języku”. W tym momencie czuję, że zarzut autora: „Im obojętne jest (…) w jakim języku słyszeli i wymawiali pierwsze słowa” jest skierowany do mnie. Nie, nie jest mi to obojętne, ale nie jest to też dla mnie tak ważne, abym musiał się poczuwać do jakiegoś obowiązku wobec ziemi na której się urodziłem, abym musiał większą miłością obdarzać tych, którzy mówią w tym samym języku co ja niż innych.
W dalszej części Najder zarzuca osobom nie gloryfikującym ojczyzny, że „ich poczucie odpowiedzialności za zbiorowość jest czysto formalne (…) i nie naraża na żadne trudne wybory”. Nie zgadzam się również z tym twierdzeniem. Staram się - zarówno ja, jak i ludzie o podobnych do moich poglądach - w miarę swoich możliwości troszczyć się o świat i ludzi mnie otaczających, oraz brać za nich odpowiedzialność, ale robię to raczej ze względów religijno-moralnych, niż z powodu tego, że urodziłem się między tymi, a nie innymi granicami. Co do zarzutu o nie narażaniu się na trudne wybory, to „apapatrioci” często muszą dokonywać znacznie trudniejszych wyborów, niż ci, których względami kieruje dobro własnej ojczyzny. W podejmowaniu decyzji nie mają tego ułatwiającego wybór kryterium, jakim jest miłość do kraju.
Podsumowując, chciałbym jeszcze przytoczyć zdanie rozważanego artykułu, a mianowicie autor stwierdza, iż „jesteśmy patriotami, bo nimi być chcemy”. Według mnie ludzie są patriotami, bo tak zostali wychowani, bo taką presję wywiera na nich społeczeństwo, bo nigdy głębiej nie zastanawiali się nad tym, czy można kochać ojczyznę – zresztą na takie refleksje nie mają nawet czasu.
Apapatriota - neologizm powstały wskutek syntezy słów „apatia” i „patriota”. Oznacza tyle, co obojętność na sprawy ojczyzny.