Boski Odyseusz wracał po ciężkiej i żmudnej wojnie do ojczyzny. Był on uczestnikiem wyprawy pod Troją, jednym z najdzielniejszych i najroztropniejszych wodzów greckich. Teraz zmierzał ku Itace –wyspie, której był królem.
Żegluga Odysa była spokojna, wiatr wiał w żagle, niebo było bezchmurne. Gdy tylko pomyślał sobie, że już niedługo ujrzy swoją rodzinę od razu rozpierała go radość i szczęście. Płynął zadowolony i pewny siebie. Jego twarz promieniała.
Obserwował go Posejdon. Pragnął on pomścić swego syna, którego okaleczył Odyseusz. Niewiele myśląc spędził chmury i chwyciwszy trójząb zmącił morze. Król Itaki był w niebezpieczeństwie. Serce waliło mu jak młot, poczuł się bezsilny, bał się o własne życie. Na morzu rozszalał się sztorm. Odys wpadł w panikę, wielka fala przewróciła jego tratwę, jednak wydobył z siebie resztki sił i zdołał ją ocalić. Pojawiła się iskierka nadziei, że może nie wszystko stracone, jednak był on bezradny wobec miotającym nim wiatrów.
Wykończonego i zrezygnowanego Odyseusza spostrzegła córka Kadmosa, boginka Ino. Poradziła mu, aby zdjął szaty, porzucił tratwę i własnymi rękami dotarł do brzegu. Podarowała mu także boską namiotkę, która miała mu pomóc uniknąć cierpienia. Jednak Odys był niezdecydowany, nie ufał bogince. Bał się kolejnego podstępu bogów. Postanowił, że póki tratwa jest cała, to pozostanie na niej.