Na film „Prymas” przybyliśmy do kina cała klasą. Po zgaszeniu świateł i napisach tytułowych pierwszą osobą, którą ujrzeliśmy był główny bohater opowieści :prymas Stefan Kardynał Wyszyński głoszący pamiętne kazanie, które było jedną z przyczyn jego uwięzienia. Już w tych pierwszych minutach ponad dwugodzinnego obrazu można było poznać, że historia w nim przedstawiona będzie niebanalna, a klimat filmu będzie odbiegał od niby-wideoklipów serwowanych nam w dowolnej ilości przez amerykańskie wytwórnie. Główny ciężar, zarazem zaszczyt gry aktorskiej przypadł Andrzejowi Sewerynowi, który wywiązał się z niej wyśmienicie. Stworzył on obraz człowieka niezłomnego, posiadającego ogromną wiedzę charyzmę, ale któremu nie obce są również wszystkie zwyczajne ludzkie słabości. Wiele scen np.: rozmowa prymasa z oficerem UB, który podaje mu akt rezygnacji ze służy kościelnej było zagrane po mistrzowsku.
Nie należy zapominać także o Zbigniewie Zamachwskim – filmowym Stanisławie. Dobór jego osoby do roli młodego jeszcze i niezbyt doświadczonego księdza uważam za właściwy i choć jego talent aktorski raczej nie dorównywał talentowi Andrzeja Seweryna, to w ogólnym rozrachunku :Prymasa” spisał się całkiem nieźle.
Warto zwrócić również uwagę na dbałość o zachowanie realiów tamtej epoki (samochody, płaszcze, stary sprzęt audio). O wielu faktach np.: o próbie podmiany prymasa Wyszyńskiego przez jego sobowtóra dowiedziałam się dopiero z filmu.
Reasumują „Prymas” to film historyczny na bardzo wysokim poziomie. Każdy Polak, niekoniecznie katolik, którego choć trochę interesuje powojenna historia swej ojczyzny powinien go zobaczyć.
FUCK LO_ZAMBRÓW