„Granica” Zofii Nałkowskiej to powieść psychologiczna ukazująca wiele ponad czasowych prawd moralnych. Jest to utwór o karierze i władzy, która deprawuje człowieka. Na przykładzie zachowań i życiowych błędów głównego bohatera – Zenon
Zenon Ziembiewicz to urodzony w Boleborzy syn rządcy. Wywodzi się on ze zubożałej rodziny szlacheckiej. W młodości cechowała go ambicja. Wierzył w ideały, które w późniejszych etapach życia okazały się niemożliwe do spełnienia.
Pomimo, iż Zenon pnie się po szczeblach kariery zostając nawet prezydentem miasteczka, nie unika boleborzańskiego schematu. Bohater powiela niemoralne zachowania ojca, których tak bardzo chciał się wystrzec. Podobnie jak Walerian Ziembiewicz, wikła się w liczne romanse a jeden z nich zakończony jest małżeństwem. Wybranką Zenona jest Elżbieta Biecka – kobieta pochodząca z rodziny mieszczańskiej i wychowana przez zamożną ciotkę. Młoda Ziembiewiczowa jest osobą pełną kompromisów, uległą. Wybacza mężowi niemal wszystkie przewinienia, łącznie z romansem trwającym nawet po ich ślubie.
Przedstawiony fragment „Granicy” to jedna z ostatnich scen utworu, poprzedzona wiadomością o próbach samobójczych Justyny – byłej kochanki Zenona oraz poprzedzająca scenę tuż przed odebraniem sobie życia przez głównego bohatera. Ważnym wydarzeniem mającym miejsce przed omawianą sceną są również manifestacje robotników, aresztowania i strzały do nich. O wydanie nakazu otworzenia ognia niesłusznie posądzono Zenona jako prezydenta miasta.
Dialog Ziembiewicza z żoną dotyczy tych właśnie wydarzeń. Prezydent zastaje małżonkę czytającą kolejny anonimowy list od społeczeństwa, pośrednio winiący go za to, jak traktowani są robotnicy. Kobieta wiele dowiaduje się z tych listów na temat sytuacji społecznej w miasteczku. Zenon jest rozgniewany postawą Elżbiety, ma wrażenie, że przestała mu ufać i zarzuca mu porzucenie istotnych wartości. Mężczyzna, choć początkowo udaje, iż ma obojętny stosunek do otrzymanej korespondencji, szuka argumentów na własną obronę. Tak naprawdę przekonuje nimi sam siebie. Jest nerwowy i niespokojny, a przy tym staje się coraz bardziej nieprzyjemny dla swej żony, zarzuca jej sentymentalizm i brak zorientowania w otaczającym świecie. Niezwykle gwałtownie reaguje rozmawiając o ludziach z najniższych warstw społecznych. Twierdzi, że nikt nie czuje się odpowiedzialny za istniejącą sytuację, że nie ma metody na szukanie winnych. Zenon uważa też, że każda jednostka ludzka jest mentalnie taka sama, że niemal każdy człowiek krytykuje aktualny stan rzeczy i sprawowaną władzę, lecz sam nie postąpiłby lepiej, inaczej. Ludzie są zatem samolubnymi egoistami. Ziembiewicz w swoich wypowiedziach jest nastawiony negatywnie do świata, traktuje go, jako miejsce zbrodni, gdzie priorytetem jest władza i rozlew krwi. Nie chce słyszeć o uczuciach, ani o czynieniu dobra dla drugiego człowieka. Nie wierzy już w dawne wartości i ideały. W końcowej części sceny oskarża nawet Elżbietę o popełnianie błędów, przy próbie pomocy drugiemu człowiekowi. Najprawdopodobniej chodzi tu o dawną sytuację z Justyną i pomoc, jaką ofiarowała jej Elżbieta usuwając się z drogi i rezygnując z Zenona. Ziembiewicz znudzony rozmową i obojętny wobec przekonań żony, polecił jej zniszczenie listów i wypowiedział ważną dla siebie prawdę: „Można być tylko tym, czym się jest (…) nic więcej nie można”. Główny bohater uważa bowiem, iż człowiek jest jednostką słabą i nie ma sensu, by robił cokolwiek ponad swoje możliwości. Jego zdaniem wszystkie podjęte próby są bezsensowne bezowocne, ponieważ opinia o człowieku i tak pozostanie niezmieniona.
Elżbieta niewiele ma do powiedzenia podczas rozmowy z mężem, ponieważ to on ciągle przerywa i wypowiada swoje zdanie. Żona Zenona czuje się obco i niepewnie w obecnej sytuacji. Treść otrzymywanych listów jest dla niej nieprawdopodobna i bolesna. Stara się wyobrazić, w jakich okolicznościach były one pisane. Przypomina sobie o Borbockim, dawnym lokatorze piwnicznych mieszkań w kamienicy ciotki, który zginał w wyniku manifestacji. Elżbieta, mimo wszystko, nie unosi się, zachowuje spokój.
Ciężko jest jej uświadomić swego rozmówcę, że ten nie dostrzega wielu ważnych i znaczących spraw. Pokazuje mu, że wszystko, czego dawniej chciał się wystrzec i uznawał za złe, ciągle mu towarzyszy. Według Elżbiety Zenon posunął się za daleko w swoim postępowaniu.
„ (…) musi coś przecież istnieć. Jakaś granica, za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą”. W zacytowanych słowach Elżbiety ukryta jest ważna prawda na temat człowieka i jego dążeń. Niczego nie można osiągnąć za wszelką cenę. Istnieją granice zachowań ludzkich, których przekroczenie wiąże się często z zatraceniem własnej osobowości i moralności.
Dramatyzm opisanej sceny z powieści Zofii Nałkowskiej polega przede wszystkim na tym, że granica, o której jest mowa, została już przekroczona i nie da się cofnąć biegu wydarzeń. Zenon Ziembiewicz, nawet jeśli żałowałby popełnionych czynów, nie jest już w stanie zmienić tego, jak jest postrzegany. Tłumaczenie się przed żoną, czy tym bardziej przed samym sobą nie ma najmniejszego sensu. Pozostaje mu jedynie „…być tylko tym, czym się jest”. Niczego więcej nie da się osiągnąć. Bohater musiał zrozumieć, że racje społeczne są zdecydowanie bardziej powszechne i trwale niż racje pojedynczej jednostki.
Reasumując, analizowany dialog pomiędzy Ziembiewiczem i jego żoną ma także kluczowy charakter w kontekście całości utworu. Jest podsumowaniem idei zawartych w powieści, dotyczących moralności istoty ludzkiej. To właśnie w tej scenie Zenon zaczyna powoli dostrzegać istnienie owej nieprzekraczalnej granicy, za którą człowiek staje się obcy nawet samemu sobie. Choć otwarcie nie przyznaje się do tego, bohater doświadcza na własnej osobie, że przekraczanie granic moralnych ciągnie za sobą poważne konsekwencje. Ziembiewicz przekroczył najgorszą z nich – granicę krzywdy drugiego człowieka.