„Czy wiem dokąd zmierzam?”
Przez wszystkie lata mojego życia zdążyłem już nieco się przyzwyczaić do pewnej reguły, która na ogół ma swoje odbicie w rzeczywistości. Rzadko udaje się ją odpowiednio zniwelować i ominąć. Podejrzewam, iż wiele zależy od dokładności i wytrwałości jednak w moim przypadku to się jednak nie sprawdza… A co konkretnie mam na myśli? – Planowanie przyszłości. Sprawa z pozoru wydaje się być błaha i nieistotna, lecz gdyby się chwilę nad nią zastanowić, nagle staje się dość ważna, a w niektórych sytuacjach nawet konieczna. Bo któż z Nas niby nie starał się odgadnąć tego, co stanie się następnego dnia, czy jaką ocenę dostanie ze sprawdzianu… Na tego typu pytania z pewnością można dość racjonalnie odpowiedzieć, nieczęsto mijając się z prawdą, lecz nasze teoretyczne przypuszczenia mogą się diametralnie różnić od praktycznie zaistniałych sytuacji. Nikt nie jest w stanie przewidzieć w stu procentach przyszłości, tak i tej bliższej jak i dalszej. Nikt nie może być pewny swoich hipotez. To, jak się potoczą nasze losy zależy od wielu czynników, aczkolwiek jesteśmy w stanie na nie wpłynąć. Każdy człowiek ma pewną kontrolę nad swoim życiem, dzięki czemu może należycie nim zarządzać i dostosowywać do własnych wymogów i zasad. Odpowiednio ‘manipulując’ i kreując swój los, powinniśmy wyjść na swoje i osiągnąć zamierzony cel, który wcześniej zaplanowaliśmy. Jednak nie wszystko zawsze idzie tak prosto i gładko jakby się mogło wydawać. Łatwiej jest wypowiedzieć swoje zamierzenia, przedstawić swoje ambicje, wyjawić nasze plany, aniżeli przejść do ich realizacji. Właśnie w tym momencie, gdy należałoby przejść od pustych słów do czynów, załamuje się wiele planów na przyszłość. Jednak nawet skrzętne planowanie i wytrwałość nie są gwarancją pełnego sukcesu. Nigdy nie uda się wykluczyć i uniknąć wszystkich niespodzianek, jakie szykuje nam los. W każdym momencie może zdarzyć się coś nieoczekiwanego, coś, co zawali plan na całej linii, zmusi do opracowania nowych pomysłów i rozwiązań, jednym słowem: zmieni naszą przyszłość. Skoro przyszłość jest tak niepewna, możemy zadać pytanie o sens istnienia takich zajęć jak wróżbici, prorocy, czy w nowocześniejszej wersji analitycy. Starając się dowiedzieć czegoś co jeszcze nie nadeszło ludzie od wielu lat uciekają się do najróżniejszych sposobów. Które nie zawsze skuteczne i racjonalne, jednak do dziś dnia obecne i przez niektórych nawet wykorzystywane. O ile niegdyś ‘masaż’ szklanej kuli czy rozrzucanie kart na stole mogły zostać uznać za wiarygodne źródło danych, to obecnie wzbudzają co najwyżej uśmiech na twarzach widzów. Zupełnie inaczej jednak ma się sprawa w przypadku dzisiejszych ‘przewidywaczy’. Tutaj najważniejszą rolę odgrywa zależnie od tematyki znajomość sytuacji i zdobyte doświadczenie. I tak analitycy obserwują rynek, socjolodzy poczynania społeczeństwa, a politycy swoje public relations. Wszystko wydaje się być w miarę logiczną całością i … No właśnie – ‘wydaje się’, nigdy nie będziemy mieć pewności co może się stać. Nawet wieloletnia znajomość i rozeznanie na giełdzie nie zapobiegnie krachowi, a portret psychologiczny mordercy nie zawsze wytypuje jego następną ofiarę. Niewiele jest rzeczy pewnych w przyszłości. Niektórzy za rzecz pewną uznają śmierć; teraz może i to jest prawdą, choć zależy czy mamy na myśli śmierć fizyczną czy mentalną. Ta pierwsza zapewne kiedyś nastąpi, lecz jeśli na to zasługujemy, to także zapiszemy się w kartach historii. Ale wtedy już od nas zależy jaki będzie wydźwięk i wspomnienia o naszym istnieniu. Wielkie dokonania, i to nie zawsze pozytywne wpiszą się w historię danej osoby, najbliższych osób, otoczenia czy też świata, gdy było się osobą znaną i popularną. Aby przedłużyć wspomnienia wśród potomnych o naszym istnieniu można wiele uczynić. Dla jednych będzie to mandat poselski, innym nie wystarczy nawet piastowanie najwyższego urzędu w państwie. To czy zaspokoimy swoje ambicje zależy od naszych uprzednich planów. Niektóre z nich to zapewne nierealne marzenia, które nigdy się nie spełnią, lecz gdy zastanowimy się nad realną przyszłością, jaka by nas satysfakcjonowała, możemy względnie określić co powinniśmy zmienić by ją osiągnąć. Tu niektórzy dojdą do wniosku, że takie plany przerastają ich samych i nigdy się nie urzeczywistnią, ale przecież nikt nie zabroni nam mieć nadziei. Cała kwestia planowania zależy od tego co chcemy osiągnąć. Większość ludzi miała, bądź ma jakieś cele do zrealizowania, priorytety, których będzie się trzymać, aż do osiągnięcia sukcesu. Określenie swojego przeznaczenia, do jakiego będziemy zmierzać proste nie jest. Niektórzy mogą mieć znaczące problemy z dobrym wyborem dla swojej osoby. Moim skromnym zdaniem, najgorszym przypadkiem możemy nazwać, człowieka, który do końca swoich dni nie znajdzie swojego powołania. Brnącego przez całe życie niezdecydowanym i bez wyznaczonego celu. Egzystującego, dla samego faktu ‘bycia’, nie wiedzącego co tak naprawdę należy czynić i czym się zająć. Mam skrytą nadzieję, że taki los nie dotknie nigdy mojej osoby.
W tym momencie należałoby skupić się na sobie samym. Kim jestem, by móc krytykować innych? Czy jestem na tyle kompetentny? Czy ktokolwiek jest? Tego możemy się nigdy nie dowiedzieć… ale jedno jest pewne; co do przyszłości mam już w pewnym stopniu sprecyzowane plany. Przez ostatnie kilka lat zdołałem wykalkulować czym chciałbym się zająć w przyszłości. Jednak na chwilę obecną nie są to całkowicie pewne założenia. Na ich zmianę mogą wpłynąć jeszcze rożne czynniki, aczkolwiek ich realizację zacząłem już jakiś czas temu. Przez około szesnaście lat egzystencji na tym świecie zdołałem poznać nieco istotę życia i bytu doczesnego. Jednak do tej pory nie jestem całkowicie pewien czy to, do czego dążę jest całkowicie słuszne. Nad tym faktem rzadko ktokolwiek się zastanawia, a jeśli robią to jakieś osoby oprócz wielkich myślicieli to wskazałbym na ludzi w podeszłym wieku, którzy wyczekując śmierci, podsumowują swoje żywoty. Nie jest to zbytnio komfortowa sytuacja, ponieważ wspominanie starych dziejów, tak i tych dobrych jak i gorszych to nie zawsze moment przyjemny, gdy i tak już nic nie możemy zmienić. Niegdyś długo zastanawiałem się nad tym, co może czuć były żołnierz, niegdyś walczący na wojnie, teraz mający na sumieniu kilka a nawet więcej istnień ludzkich. Czy nie dręczy go fakt, iż pozbawił życia inne osoby? Może sobie to wytłumaczyć na różne sposoby; zrzucić winę na dowódców, na odgórne rozkazy, obronę ojczyzny tudzież samoobronę… najmniejsze problemy natury moralnej, mają prawdopodobnie byli agenci wywiadu, którzy odpowiednio wyszkoleni po prostu zapomnieli o swojej przeszłości. A co z resztą kombatantów, mających za sobą wiele bitew oraz mniejszych czy większych zbrojnych potyczek. Czy nie dręczy ich świadomość zabicia człowieka? To temat do dłuższych dyskusji, lecz ja zdołałem jednak odpowiedzieć sobie na inne pytanie; W jaki sposób starają sobie poradzić ze dręczącymi ich wspomnieniami? Zapewne jednym ze sposobów jest pojednanie z bogiem, czyli w rozumieniu niektórych datki na rzecz kościoła. A czymże innym są stałe, niczym nie ograniczone wpłaty na konta bankowe radia Mającego Ryja, czy też wiecznie Trwającej telewizji, muszą od kogoś pochodzić. Może właśnie od skruszonych i bogobojnych starców obawiających się życia po śmierci? Czyżby uwierzyli w opowieści dla dzieci o piekle i tym podobnych gorących kurortach o niskim jednogwiazdkowym standardzie? O to niestety nie mam kogo zapytać lecz musi to mieć jakiś związek z grzesznikami.
Uniknięcie podobnej sytuacji w podeszłym wieku będzie zapewne trudne, lecz kontrolując moralność swoich postępków może uda mi się je choć po części zneutralizować. Wiele z nich i tak wyda się bezsensownymi i niewłaściwymi, jednak wtedy i tak będzie już za późno by cokolwiek zmienić lub chociażby ‘poprawić’. Swoją własną przyszłość postaram się zaplanować w taki sposób, by później niczego nie żałować. Tak wykorzystać życie na Ziemi, by mieć co wspominać po śmierci… Nie ja jeden wpadłem na taki pomysł. Świadczy o tym chociażby znane powiedzenie: ‘Bierz z życia to co najlepsze’ – brzmi całkiem dobrze, problem pojawia się za to w dowolności interpretacji. Praktycznie każdy inaczej zrozumie i zastosuje się do tych słów. Dla jednego oznaczać to będzie życie w zgodzie z wszystkimi i bezkonfliktowe zachowanie, dla drugiego przejście ‘po trupach’ do celu. I w tym miejscu znowu należałoby zadać pytanie: Który z nich może mieć rację? Aktualnie nie jestem w stanie na nie w racjonalny sposób odpowiedzieć, aczkolwiek kolejne powiedzenie: ‘cel uświęca środki’ skłaniałoby mnie do tego drugiego modelu, a to pociągnęłoby za sobą kolejne wyzwanie ‘uciszenia’ sumienia…
Wszystko sprowadza się do odpowiedniego zaplanowania i wprowadzenia w życie przemyślanych i dopracowanych rozwiązań. Jak tego dokonać? Hmm… na ten temat powstało już wiele książek, poradników i innych tekstów nie wyłączając prasy brukowej, jednak tak naprawdę do tej pory nie wiadomo jakimi zasadami się kierować, według czego żyć… Tą kwestię moglibyśmy rozdrobnić; ‘sprawę rozstrzyga Biblia’ – mogliby powiedzieć wierni, ‘wszystko jest wyszczególnione w konstytucji’ – rzekliby liberałowie, ‘zabiję was w imię Mahomet’a!’ – wrzasnął by Arab… Tak naprawdę postawione pytanie jest i chyba długo jeszcze pozostanie bez odpowiedzi. A wszystko co się tyczy mojej osoby, pozostanie w moim interesie, i to ja zadbam by skończyło się jak najlepiej. Tylko czym jest to ‘najlepsze’? Co mamy przez to rozumieć? Przecież jest to pojęcie względne i ma bardzo wiele znaczeń. Żądny wiedzy i informacji postanowiłem sięgnąć po definicję słownikową. Oto jakie hasła ukazały się w Słowniku Języka Polskiego PWN po wpisaniu przysłówka ‘dobrze’: «starannie, dokładnie» - niby wiadomo o co chodzi… ale to chyba nie to…; «słusznie, trafnie» - to już lepiej, choć bardziej mi się kojarzy z oceną usługi lub towaru niż istnieniem ludzkim…; «uczciwie, zgodnie z zasadami moralnymi» - czyżbym trafił? Brzmi mądrze i treściwie. W pewnym sensie powraca do mojej pierwszej myśli o odpowiednich zasadach życia… Tak oglądając wyświetlone wyniki dojrzałem jeszcze jedną perełkę, mianowicie: «korzystnie pod względem materialnym» - w dzisiejszym świecie, gdzie wartość materialna ma największą wagę, termin ten nabiera bardzo pozytywnego wydźwięku. Kto nie chciałby być obrzydliwie bogatym? Posiadać wszystko co można kupić? – Pytania retoryczne… a jak osiągnąć ten błogi, rzekłbym nawet utopijny stan? Sposobów jest wiele, zaczynając od ciężkiej i uczciwej pracy kończąc na skorumpowaniu Urzędu Skarbowego, nie będącego w stanie zlokalizować źródła całkiem skromnych funduszy, oraz przegonieniu demonstracji ekologów protestujących przeciwko naszym hodowlom kilku roślinek o dziewięciu listkach oraz tych z czerwonymi kwiatami w Indiach. W każdym bądź razie wszyscy będą próbować dojść do kapitału własną metodą. Jak skuteczną i działającą pokaże czas. A jeśli sprawa się tyczy mojej osoby, to także niestety nie jestem w stanie określić jaką drogą przejdę przez życie. Cieszyłbym się, gdybym pod koniec swoich dni nie martwił się o życie pozagrobowe, czy skutki reinkarnacji, a pożegnał się z jeszcze żyjącymi znajomymi w miłej i przyjaznej atmosferze. Wiem, że taki stan rzeczy zapewne nigdy nie nastanie, ale w końcu można choć trochę pomarzyć, jak mogłoby być przyjemnie, gdyby miało się szczęście przez całe istnienie. Jak bowiem wszystkim dobrze wiadomo, realne działania będą się zawsze różnic od tych zaplanowanych. Rzadko kiedy wszystko idzie zgodnie z planem, a przygotowywanie się na wszystkie ewentualności zajęłoby nam całą wieczność. Tutaj wypadałoby przytoczyć pewną starą prawdę; ‘diabeł tkwi w szczegółach’ – brzmi całkiem sensownie i logicznie, a co najważniejsze ma swoje odbicie w rzeczywistości. W końcu o wyglądzie całości decydują szczegóły, bez których nie można się obejść. To one decydują o ogólnym efekcie, dopracowanym w takim stopniu, w jakim postanowimy zaangażować się w opracowanie naszej drogi do sukcesu.
Czy odniesienie upragnionego sukcesu jest rzeczą łatwą, to trudne pytanie, lecz jeszcze bardziej trudnym i skomplikowanym jest określenie swojego własnego celu życia. Ustanowienie ponadczasowych wartości, według których będziemy się kierować przez cały czas spędzony wśród żywych. Jakże trudno jest przecież sprecyzować nasze wewnętrzne pragnienia, przeznaczenie do którego usilnie staramy się dążyć… Czy jednak jesteśmy pewni swoich decyzji? Czy jesteśmy przekonani, iż podjęte decyzje są słuszne? – Odnoszę wrażenie, że takiej pewności nie może mieć nikt. Wątpliwości nie da się tak łatwo rozwiać i szybko o nich zapomnieć. Przemyślenia nad przyszłością trwające latami niczego nie wyjaśnią, a spowodują tylko zbędną stratę czasu. W moim przypadku najlepsze pomysły są tymi pierwszymi; każde późniejsze wydają się być mniej sensowne a nawet niedorzeczne. W związku z tym polegam na swojej intuicji, która dość często ‘podpowiada’ mi w jaki sposób postąpić, jak się zachować. Moje pierwsze reakcje podyktowane przez ośrodkowy układ mózgowy, są na ogół trafne, lecz niestety nie zawsze udaje mi się uniknąć błędów i pomyłek. Tego typu ‘wpadki’, mogą przydarzyć się każdemu, tak więc powinniśmy w pewien sposób ‘filtrować’ nasze decyzje. To, jak się zachowamy będzie zależeć od wielu czynników, tak i tych wrodzonych jak i nabytych. Początkowy pomysł podyktowany przez umysł, może ulec szybkiej zmianie, gdy mamy na celu uzyskanie konkretnego wrażenia na rozmówcy, bądź osiągnięcia zamierzonego skutku rozmowy. Tak samo jest w przypadku, gdy próbujemy zaplanować jakąś określoną drogę życiową. Nie mamy pewności co do pierwszego pomysłu. W miarę dalszego rozważania podejmujemy coraz to nowsze decyzje. Nie byłoby to wszystko takie problematyczne i skomplikowane, gdyby plany zostawały tylko w naszej pamięci, i nigdy się nie miałyby urzeczywistnić. Jednak po to się cokolwiek planuje z wyprzedzeniem, aby w nieznanej przyszłości miało szanse na sukces i realizację. To od nas zależy w jaki sposób zaplanujemy swoją karierę, ułożymy swój życiorys. Wypadałby mieć jeszcze nadzieję na pełną realizację naszych zamierzeń. Z tym bywa już nieco gorzej, lecz gdy osoba wytrwała, o twardym charakterze napotka na swojej drodze określony problem, dążąc do upragnionego celu będzie starała się rozwiązać go za wszelką cenę. Jeśli na dodatek będzie cierpliwa i zaradna to sukces ma już prawie w garści. Jednak, jak wszystkim dobrze wiadomo ‘prawie’ robi wielką różnicę. Jeśli przeciwności losu okażą się nie do pokonania? Jak zachować się w trudnych sytuacjach, gdy nie tylko nie – pozornie wydają się być bez wyjścia? Ten aspekt zależy od osoby, która będzie strać się rozwikłać i wyjaśnić daną sytuację. Rozwiązanie problemu może być trudne, lecz czego niektórzy nie uczynią by osiągnąć swój cel…
Wybór swojego celu w życiu sprawia wrażenie nierozstrzygniętego. W jaki sposób powinienem postępować ja, jako istota ludzka? Z odrobiną szczęścia uda mi się przejść przez okres kształcenia do bliżej nie sprecyzowanego końca.
Jego finalizacja może nieco potrwać lecz co, jeśli odpowiednia szkoła i studia zapewni świetlaną przyszłość? Z pewnością nie wystarczy samo szczęście i pomyślność. Trafić na odpowiedni profil, wymarzony kierunek – tu owszem przydałaby się celność na poziome zdrapek; na dwie zakupione zwykle choć jedna zwraca swój koszt. Jeśli jednak chcemy nie robiąc nic osiągnąć ‘coś’ trzeba się będzie już liczyć z szczęściem na poziomie kumulacji z siedmioma zerami w Lotto. Ewentualnie możemy zadowolić się wygodnym siedzonkiem w wszechwiedzącej Komisji Gier i Zakładów.
Wszystkie te pytania zmierzają do zadania tego jednego, wydaje się najważniejszego i najistotniejszego ze wszystkich; mianowicie Do czego zmierzamy My? Dokąd zmierza to wszystko? Rozmyślaniom nad sensem życia, zarówno doczesnego jak i pośmiertnego, o ile takie w ogóle istnieje, prawdopodobnie nie będzie końca. Jest to temat-rzeka, który fascynuje i niezmiernie ciekawi nie pierwszy już raz i nie tylko moją osobę. Podobne pytania zadawali już starożytni, i to w wiekach przed Chrystusem. Sens istnienia tłumaczyli na różne sposoby, jedne bardziej wiarygodne, inne pozbawione logiki i jakiejkolwiek wartości. Rozwikłanie tego typu zagadek nastręczało i nastręcza problemu nawet największym myślicielom. Od paru tysięcy lat oprócz nowych teorii i nauk, sądzę, iż cywilizacja ludzka nie osiągnęła na tym polu zbyt wiele. Na uzasadnienie tego faktu mogę przytoczyć tutaj opinie Arystotelesa, jednego z najbardziej znanych greckich filozofów. To właśnie on uważał dobro za wartość indywidualną, a nie absolutną, z czym się w pełnym wymiarze zgadzam. Także dzięki niemu rozróżniono cnoty na intelektualne i moralne, czyli te które są skutkiem doświadczenia i przyzwyczajenia. Arystoteles był autorem teorii ‘Złotego Środka’ czyli równowagi pomiędzy opanowywaniem swoich wewnętrznych rządzy, kierowaniem się cnotami, a rozumem. Jest to najprostsza droga do uzyskania szczęścia. Właśnie taki sposób wydaje mi się być tym najodpowiedniejszym. Kompromis pomiędzy wszystkimi potrzebami organizmu i umysłu. Polityka ‘równowagi’ i odpowiednie poznanie samego siebie w celu samokontroli i koordynacji. Brzmi nawet lepiej niż dobrze. Teraz nie pozostaje mi już nic innego poza wcieleniem tego w życie. Łatwo powiedzieć, jednak może się to okazać dość trudne. Od początków swojego istnienia na Ziemi żyję według własnych zasad, które jednak ulegają ciągłym poprawkom i nowelizacjom. Ciągle wprowadzam jakieś zmiany, mające na celu doskonalenie swojego ‘ja’, dojście do względnego ideału, z którego mógłbym być zadowolony. Od dawna dążę do zaspokojenia własnej potrzeby bycia lepszym. Zastanawiam się co jeszcze powinienem poprawić w swoim zachowaniu, charakterze, usposobieniu. Z własnego doświadczenia mogę z całą odpowiedzialnością rzec, iż nie jest to łatwe, ale odrobina wytrwałości i samozaparcia pozwoli każdemu chcącemu się zmienić… choć trochę. Ja pracuję nad tym od dłuższego czasu. Z jakimi efektami? Nie mnie to oceniać, lecz mam cichą nadzieję, iż wyjdzie mi to na dobre.