1 maja 1670 roku
Drogi Nieznajomy ,
Ja, Robinson Crusoe, po katastrofie mojego okrętu na Morzu Karaibskim znalazłem się na bezludnej wyspie. Wydaje mi się, że jest to jedna z wysp na Oceanie Atlantyckim..
Cała załoga okrętu zginęła. Najwyraźniej ja miałem szczęście, gdyż morze wyrzuciło mnie na brzeg. Nie wiem, co ze mną będzie. Na szczęście los mi sprzyjał, bo odnalazłem różne owoce. Boję się, że może zaatakuje mnie drapieżnik lub Karaibowie. Znalazłem jaskinię, która służy mi za dom. Mam już dach nad głową. I znowu los uśmiechnął się do mnie. Niedaleko było źródło ze słodką wodą, a zaraz przy nim rosło dzikie zboże.
Jednak nawet, gdy mam gdzie spać, co jeść i pić, jestem w bardzo złej sytuacji. Każdego dnia obawiałem się, że znajdą mnie Karaibowie, bądź napadnie mnie jakieś dzikie zwierzę. Jednak szczęście mnie nie opuszczało. Moja sytuacja trochę się poprawia.
Nie mam nikogo do pomocy, jestem zdany sam na siebie. Muszę się wszystkiego nauczyć. Moimi przyjaciółmi jest koza – Barnaba . Bardzo brakuje mi drugiego człowieka. Kogoś, z kim mógłbym porozmawiać.
Jestem na „wygnaniu„ już cały rok. Powoli tracę nadzieję, że będzie tędy przepływał jakikolwiek statek. Wydaje mi się, że już resztę mego życia spędzę na tej wyspie. Właśnie, dlatego postanowiłem napisać ten list i wrzucić go w butelce do morza. Jest tyle rzeczy, które chciałem powiedzieć bliskim, lecz, niestety, nie zdążyłem.. Morze pochłonęło już moich braci i najwyraźniej przyszła kolej na mnie. Zrozumiałem to sobie dopiero teraz, że rodzice mieli rację. Nie tracę jednak nadziei, że zobaczę statek na horyzoncie.
Bardzo proszę o pomoc.
Robinson Crusoe