AUTOR: dr Ewa Przygońska
Wyższa Szkoła Humanistyczno-Ekonomiczna w Łodzi,
Wydział Zamiejscowy w Koninie
Zagrożenia rodziny XXI wieku
Początek XXI wieku przyniósł ze sobą wiele zmian społecznych, politycznych, gospodarczych, ekonomicznych i kulturowych. Zmiany te mają tak pozytywny jak i negatywny charakter, a wynikają w dużej mierze ze zjawiska globalizacji.
Procesy globalizacji zmieniają charakter codziennych ludzkich doświadczeń i przekształcają w pewnym sensie nasze życie osobiste. Przekształcenia te dotyczą intymnych i osobistych aspektów życia takich jak tożsamość osobista, związki z innymi ludźmi, płeć, seksualność, stosunek do pracy i do rodziny. Globalizacja przyczyniła się do tego, że żyjąc w "jednym, wspólnym świecie" narody, grupy społeczne i jednostki integrują się ze sobą, a dzięki rozwojowi techniki i komunikacji znacznie wzrasta tempo interakcji miedzy ludźmi. Znacznie ułatwia to pozytywną komunikację międzyludzką w ujęciu globalnym.
Nowe technologie informacyjne, globalna migracja oraz media o charakterze międzynarodowym powodują, że treści kulturowe przenikają granice państw, co bez wątpienia ma dobry wpływ na rozwój szeroko pojętej tolerancji kulturowej. Społeczeństwo globalne charakteryzuje się dużą ilością sąsiadujących ze sobą kultur, ale jednocześnie trudno oprzeć się wrażeniu, że najbardziej agresywnie rozpowszechniane są wartości, styl i poglądy świata Zachodu. Zdaniem socjologa Piotra Sztompki ma na to wpływ siła ekonomiczna Ameryki - tam znajduje się potęga medialna i tam powstały globalne stacje telewizyjne a bogaci zachodni turyści rozprzestrzeniają wzory kultury zachodniej po całym świecie.
Zachodni, wygodny styl życia stał się pożądanym i atrakcyjnym modelem do którego próbuje obecnie dążyć wiele polskich rodzin. Styl ten niesie jednak ze sobą wiele zagrożeń dla prawidłowego funkcjonowania rodziny i niejednokrotnie powoduje jej dezorganizację a więc zmiany w wypełnianiu funkcji i ról rodzinnych. Wymaga on dokonywania wielu istotnych zmian w zakresie organizacji życia rodzinnego, co nie zawsze jest dla rodziny jest sprawą łatwą. Często członkowie rodziny nie mają świadomości dotyczącej potrzeby tych zmian, dlatego też proces dostosowawczy bywa rozciągnięty w czasie lub kończy się rozpadem rodziny.
Zdaniem amerykańskiej socjolog Arlie Hochschid z procesem postępującej globalizacji mają związek zmiany dotyczące stosunku pracy zawodowej do życia rodzinnego. W swojej książce The Time Bind, wydanej w roku 1997 zwraca ona uwagę na ciągły wzrost ilości godzin spędzanych przez przeciętnego Brytyjczyka w pracy co odbija się negatywnie na życiu rodzinnym. Myślę, że podobny proces pojawił się w polskich rodzinach i zachodzi on wielokierunkowo. Z jednej strony znajduje się niepewność zawodowego jutra, która powoduje, że ludzie pracują niejako "na zapas" wykorzystując wszystkie swoje możliwości zarobkowe po to by zabezpieczyć i utrzymać stabilność i płynność finansową rodziny. Tą sytuację bardzo skrupulatnie wykorzystują niektórzy pracodawcy, a szczególnie ci zachodni, którzy w dobie bezrobocia bezwzględnie wykorzystują swoich podwładnych jako wschodnią tanią siłę roboczą. W innych rodzinach, w których sytuacja finansowa jest stabilna, pojawia się z kolei chęć dorównania "zachodnim standardom" bez względu na cenę jaką zapłaci za to życie rodzinne. A cena jest wysoka. Zapracowani rodzice mają coraz mniej czasu dla swoich dzieci, a jeśli już go znajdą to bardziej skupiają się na tematach wymagających natychmiastowego załatwienia niż na przyjemnościach lub usiłują wynagrodzić dziecku czas nieobecności falą prezentów i niespodzianek co z punktu widzenia prawidłowego wychowania jest rzeczą niedopuszczalną. Dziecko w wieku szkolnym wymaga systematycznej uwagi i zainteresowania jego problemami i sprawami, uczestniczenia w jego codziennym życiu i możliwości podzielenia się z kimś spostrzeżeniami i uczuciami, wymaga poczucia rodzinnej stabilności i bezpieczeństwa. Gdy jest tego pozbawione szuka oparcia u innych ludzi - koleżanek, kolegów, w grupach rówieśniczych, subkulturach a w skrajnych przypadkach w grupach przestępczych. Rodzina przestaje być dla niego elementem znaczącym w życiu, kształtującym jego światopogląd, a z czasem zaczyna traktować ją jako zło konieczne i element życia społecznego z góry skazany na niepowodzenie.
W sytuacji gdy zapracowani rodzice nie mają czasu dla swojego dziecka pojawia się jeszcze jeden problem. Rolę rodzica często przejmuje dziecięca opiekunka. Zajmuje się ona dzieckiem najpierw przez kilka godzin (najczęściej gdy rodzice są w pracy), a w niektórych rodzinach zdarza się, że z czasem jej obecność w rodzinie stopniowo przedłuża się. Rodzice przyzwyczajają się do wygody, korzystając z jej usług coraz częściej, mimo że niej jest to konieczne (niejednokrotnie ulegając po prostu panującej w danym środowisku modzie). Gdy jest to osoba wykwalifikowana w tym kierunku jest to korzystne dla dziecka, ponieważ dba ona o wszechstronny rozwój młodego człowieka, który nie zawsze mogą zapewnić zapracowani rodzice. Opieka tak przygotowanych osób jest jednak kosztowna, tak więc w naszej polskiej rzeczywistości pracę tą podejmują najczęściej osoby bez jakichkolwiek kwalifikacji w tym zakresie. Ich referencje to opieka nad dziećmi kogoś z rodziny lub własnymi. Praca z dzieckiem sprowadza się u nich do wyjścia z nim na spacer, nakarmienia i oglądania z nimi telewizji. Tak kształtowane dziecko z czasem, z wiekiem staje się niewydolne społecznie. Niewydolność ta objawia się nieznajomością ogólnie przyjętych norm i zasad panujących w danym społeczeństwie czy środowisku (zdaniem niektórych rodziców rolą opiekunki nie jest przecież wychowywanie a jedynie opieka, sami też nie zajmują się tym tematem z braku czasu), brakiem samodzielności w działaniu i myśleniu, brakiem umiejętności poprawnego komunikowania się z innymi , nieumiejętnością znalezienia swojej roli w społeczeństwie (służy temu brak autorytetu i wzorów zachowań w życiu rodzinnym).
Analizując stosunek pracy zawodowej do życia rodzinnego we współczesnej polskiej rodzinie nie wolno pominąć jeszcze kilku aspektów. W dobie zawodowego "wyścigu szczurów" bardzo często zdarza się, że dla kariery, własnych ambicji zawodowych, aby uniknąć i odsunąć jak najdalej dodatkowe "obciążenia" wynikające z założenia rodziny młodzi ludzie decydują się na samodzielne, tzw. singlowe życie. Mam w tym przypadku na myśli sytuację, w której status materialny oraz rozwój społeczny danej osoby umożliwia założenie rodziny i życie w niej, lecz nie decyduje się ona na ten krok z czystej wygody, obawiając się że "balast" rodziny odbije się negatywnie na jej rozwijającej się karierze zawodowej.
Zdarza się również, że młodzi ludzie decydują się na małżeństwo ale przy założeniu, że decyzja o pojawieniu się dziecka zostaje odsunięta na czas bliżej nie określony. Wyniki Narodowego Spisu Powszechnego z roku 2002 jednoznacznie pokazują wzrost o ok. 14% liczby par bez dzieci w stosunku do roku 1988.
Przesunął się również wiek w którym w rodzinie pojawia się pierwsze dziecko. Według danych przedstawionych w Roczniku demograficznym GUS w roku 1998 kobiety z wyższym wykształceniem średnio rodziły dziecko mając około 27 lat, natomiast z wykształceniem podstawowym w wieku 19 lat. Obecnie utrzymuje się tendencja zwyżkowa i dzieci pojawiają się w życiu rodziny coraz później - około 29 roku życia w przypadku kobiet wykształconych i około 20 roku życia u kobiet z wykształceniem podstawowym. Powoduje to systematyczny spadek liczby urodzeń.
Najbardziej preferowanym modelem rodziny jest obecnie model rodziny nuklearnej (pokolenie rodziców i ich dzieci), czyli tzw. model 2+1 lub 2+2. Do rzadkości należą rodziny wielopokoleniowe, w których dzieci uczyły się harmonijnego współistnienia z innymi członkami rodziny, szacunku dla starszych i potrzeby opieki nad nimi. W rodzinach takich dziadkowie niejednokrotnie pomagali pracującym rodzicom w funkcjach opiekuńczo-wychowawczych, a wszystko to odbywało się w jednym miejscu. We współczesnej rodzinie dziadkowie pełnią nadal funkcję "pomocniczą", ale zmienił się jej charakter. Dzieci przywożone są przez pracujących rodziców do dziadków do domu rano i odbierane po południu lub wieczorem. To głównie na dziadków spada funkcja wychowawcza. Bywa, że pojawia się rozbieżność pomiędzy normami i zasadami panującymi w domu dziadków, a tymi w domu rodzinnym. Ma to kolosalny wpływ na rozwój społeczny dziecka, ponieważ uczy się ono wywierania wpływu i wręcz manipulowania zachowaniami innych.
Mówiąc o roli przedstawicieli starszego pokolenia w życiu współczesnych rodzin nie można pominąć sfery ekonomicznej. Według badań Krystyny Slany i Krystyny Kluzowej z Uniwersytetu Jagiellońskiego opartych na wynikach Narodowego Spisu Powszechnego z roku 2002 w prawie co piętnastym gospodarstwie domowym w mieście i co ósmym na wsi rolę głowy rodziny (które zgodnie z definicją spisową dostarczają w części lub całkowicie środków do utrzymania rodziny) pełnią dziadkowie. Taka sytuacja istnieje również w 74% rodzin wielopokoleniowych w Polsce. Oznacza to, że w wielu rodzinach główny ciężar utrzymania spada na seniorów.
Wraz ze zmianą modelu polskiej rodziny zmienia się także jej typ. Wzorem państw Zachodu rośnie liczba związków zwanych konkubinatem, które stają się alternatywnym modelem współżycia partnerskiego. Kilka lat wcześniej mieszkanie razem bez ślubu odbierane byłoby jako skandal, natomiast obecnie w dobie społeczeństwa globalnego małżeństwo jako bezwzględna podstawa związku dwojga ludzi nie pełni już takiej roli i jej miejsce coraz częściej zastępuje forma oparta na angażowaniu się związek lub jego zrywaniu. Funkcjonowanie w takim związku jest jednak dość utrudnione i wręcz ryzykowne, ponieważ polski kodeks rodzinny i opiekuńczy nie uznaje jak dotąd instytucji konkubinatu i nie określa żadnych praw w stosunku do opieki nad dziećmi lub wspólnej własności. Często z tego tytułu powstaje mnóstwo problemów związanych z brakiem ochrony praw partnerów. Jednak mimo tych przeszkód liczba par tworzących związki partnerskie systematycznie się zwiększa. W roku 1988 w Polsce odnotowano 125 tys. takich par, natomiast w roku 2002 już 197 tys. (dane oparte na NSP z roku 2002). Liczba związków partnerskich jest jednak wciąż niewielka w porównaniu z krajami Zachodu. Dla porównania w Wielkiej Brytanii w ciągu ostatnich kilkunastu lat wzrost ten wyniósł prawie 400% (badania Wilkinsona i Mulgana).
Mieszkanie bez ślubu jest również dla wielu par w pewnym sensie etapem próby przed podjęciem decyzji o formalnym zawarciu związku.
Trudno jednoznacznie ocenić czy wzrost liczby konkubinatów jest formą zagrożenia dla współczesnej polskiej rodziny. Uważam że jest to proces nierozerwalnie związany ze zmianami we współczesnych społeczeństwach i jak wszystkie takie procesy ma on dwie strony - pozytywną i negatywną. Z jednej strony pomaga poznać "w praktyce" zasady funkcjonowania w związku, jest przygotowaniem do instytucji małżeństwa, nie pociąga za sobą tylu konsekwencji w przypadku rozejścia się partnerów jak małżeństwo, powoduje u partnerów ciągłą dbałość o jakość związku, z drugiej strony natomiast jest formą mniej stabilną niż małżeństwo, w przypadku gdy partnerzy rozchodzą się, a w związku są dzieci powoduje w ich psychice takie same konsekwencje jak związek formalny. Dzieci czują się odrzucone, niejednokrotnie czują się również winne rozpadowi związku. Poza tym jest to forma potępiana przez Kościół katolicki co dla niektórych osób jest dużym obciążeniem moralnym. W przypadku śmierci któregoś z partnerów konkubinat nie powoduje również żadnych skutków prawnych (zabezpieczenia socjalne, dziedziczenie czy opieka nad dziećmi itp.)
Znacznie większe zagrożenie dla współczesnej rodziny niesie ze sobą zdaniem prawie wszystkich środowisk temat układów partnerskich pomiędzy osobami tej samej płci. Problem ten może nie dotyczy jeszcze tak bardzo w miarę konserwatywnego, katolickiego społeczeństwa polskiego i znacznie bardziej rozpowszechniony jest w krajach Zachodu, ale bez wątpienia z czasem pojawi się również na większa skalę u nas.
Wiele lesbijek i homoseksualistów żyje obecnie w stabilnych związkach opartych na zaufaniu i osobistym zaangażowaniu. W nielicznych krajach są one sankcjonowane. Związki takie funkcjonują niejednokrotnie znacznie lepiej od małżeństw heteroseksualnych ponieważ istnieje w nich równość partnerów (nie ma podziałów opartych na kulturowych i społecznych założeniach tak więc para kształtuje dowolnie swój związek) a partnerzy ustalają własne zasady i sposób funkcjonowania związku. Najwięcej emocji dostarcza temat dzieci w takich "rodzinach". W dobie rozwoju technik sztucznego zapłodnienia posiadanie dziecka dla pary lesbijskiej nie jest obecnie problemem. Niektóre kraje pozwalają również na adopcję dzieci. Dla wielu osób związek homoseksualistów jest absolutnie nie do przyjęcia i traktują go jako chory układ partnerski. Moim zadaniem w dobie demokracji i wolności mają prawo istnieć wszystkie typy związków, każdy człowiek ma prawo do życia w sposób jaki sobie wybrał. Kontrowersyjne jest bez wątpienia wychowywanie dzieci w homoseksualnym związku, ale sądzę że wiele zależy od prawidłowego podejścia do tematu wychowania przez jego "rodziców" i nie ma tu żadnych reguł. Codzienne spotykamy dzieci wychowane w klasycznej - zdaniem wielu "poprawnej" rodzinie - odbiegające znacznie od norm i zasad obowiązujących w danym społeczeństwie, nie można więc jednoznacznie powiedzieć że wychowanie dziecka w rodzinie lesbijskiej czy gejowskiej wypaczy jego psychikę i wpłynie negatywnie na jego rozwój społeczno-moralny, choć bez wątpienia istnieje taka możliwość.
Analizując poszczególne typy rodzin nie można pominąć rodzin niepełnych. Obejmują one dwie kategorie - ojców z dziećmi i matki z dziećmi. Systematycznie przybywa we wszystkich krajach rodziców samotnie wychowujących dzieci. W Polsce od roku 1988 do 2002 liczba ta zwiększyła się o 28% (NSP, 2002). Zdecydowane więcej jest samotnych matek - w Polsce w roku 2002 około 1800 tys., co stanowi 17% ogółu rodzin. Dla porównania rodziny tworzone przez ojców stanowią ok. 3% ogółu rodzin. Wzrost ten bardziej widoczny jest w miastach. Liczby te systematycznie z roku na rok rosną, co stanowi realne zagrożenie dla społecznego funkcjonowania rodziny.
Uważam za zbytnio przesadne stwierdzenie, że jedynie rodzina pełna jest w stanie poprawnie przeprowadzić dziecko przez proces socjalizacji (przekształcić istotę biologiczną w istotę społeczną), tym samym przygotować je do życia w społeczeństwie. Samotna matka lub ojciec niejednokrotnie zrobią to znacznie lepiej troszcząc się o wszystkie sfery rozwoju swojego dziecka, wdrażając je do życia w społeczeństwie i do zadań związanych z rodzicielstwem. Jednak proces ten w tym przypadku będzie wymagał znacznie więcej wkładu pracy rodzica i zastosowania różnorodnych metod i środków wychowawczych, a to z kolei wymaga poświęcenia znacznie większej ilości czasu dziecku, co u pracującego rodzica może być znacznym problemem.
Coraz częściej mówi się obecnie o kryzysie ojcostwa. Pojęcie to pojawiło się co prawda znacznie wcześniej, bo już w okresie drugiej wojny światowej, kiedy to wielu ojców rzadko widywało dzieci ze względu na służbę w wojsku, ale w XXI wieku przyjmuje ono zupełnie inny wymiar. Nieobecność w rodzinie ojca wynika z kilku przyczyn - zwiększającej się liczby rozwodów oraz osób samotnie wychowujących dzieci jak również szczególnie w Polsce widocznej migracji zarobkowej jednego z rodziców (najczęściej ojca) do krajów Europy Zachodniej. Zdaniem niektórych badaczy tego tematu korzenie kryzysu ojcostwa tkwią również - paradoksalnie- we wzroście zatrudnienia kobiet. Francis Fukujama twierdzi, ze kobiety pracując nie zaniedbują swoich obowiązków związanych z prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci. Powoduje to spadek odpowiedzialności za swoje działania i większe poczucie wolności u mężczyzn, którzy zamiast postrzegać kobietę jako istotę wymagającą pomocy i wsparcia z ich strony, widzą w niej osobę niezależną, radzącą sobie z codziennymi problemami, zdolną w stopniu większym niż oni sami do samodzielnej opieki nad dziećmi. Interesujące są również poglądy amerykańskiego socjologa - Davida Blankenhorna. Zwraca on uwagę na ogólny spadek idei ojcostwa we współczesnych społeczeństwach, który powoduje pojawienie się u dzieci zjawiska braku autorytetu, do którego mogą się zwrócić gdy tego potrzebują. Mówi on również o przekierowaniu energii seksualnej i agresji mężczyzn na znacznie częściej pojawiającą się w rodzinach przemoc i ogólny wzrost przestępczości.
Sądzę, że na problem domu bez ojca lub matki każde środowisko może mieć inne spojrzenie i trudno tu formułować jednoznaczne wnioski. Bez wątpienia dom bez jednego z rodziców wpływa na rozwój społeczny dziecka, ale pozostaje pytanie - czy z wychowawczego punktu widzenia rodzina w której ojciec wracając z pracy siada z piwem przed telewizorem i tam spędza resztę dnia, czy wracając pijany urządza awantury lub nie ma pracy i nawet jej nie szuka jednocześnie nie uczestnicząc absolutnie w życiu rodzinnym i obowiązkach rodzicielskich jest rodziną wydolną wychowawczo, czy potrafi przygotować dziecko do jego przyszłych obowiązków społecznych lepiej niż jedno z rodziców ?
Z roku na rok zwiększa się liczba rozwodów. Zgodnie z art. 56 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego rozwód można uzyskać, jeśli pomiędzy małżonkami nastąpił zupełny i trwały rozkład pożycia małżeńskiego (w sferze fizycznej, duchowej i ekonomicznej). W większości krajów następuje znaczna liberalizacja przepisów dotyczących przeprowadzania rozwodów, co powoduje spadek wiary w świętość węzłów małżeńskich i odejście od myślenia o małżeństwie jako o związku nierozerwalnym. Kończy się również łączenie małżeństwa z pragnieniem przekazania statusu społecznego i majątkowego kolejnym pokoleniom, a kobiety coraz częściej całkowicie uniezależniają się finansowo od mężczyzn. Większą uwagę natomiast zwraca się na ocenę małżeństwa jako osobistej satysfakcji i zadowolenia partnerów.
Każdy rozwód, nawet ten przeprowadzony sprawnie i szybko powoduje nieodwracalne zmiany w psychice, zachowaniach i poglądach małoletnich dzieci. W swoim dorosłym życiu mogą one patrzeć na instytucję małżeństwa z dystansem i bardzo ostrożnie lub traktować ją lekko z nastawieniem, że przecież zawsze można się rozwieść. Dzieciom rodziców rozwiedzionych, szczególnie gdy nie miały one szansy funkcjonować w późniejszym okresie w pełnej i wydolnej wychowawczo rodzinie w której doświadczyły codziennych sporów, współpracy i kompromisów między dorosłymi, znacznie trudniej jest w pełni uczestniczyć w życiu rodzinnym i być dobrą matką czy ojcem.
Negatywny wpływ na rodzinę tak z punktu widzenia małżeństwa jak i dzieci ma czasowa nieobecność ojca lub matki. We współczesnych polskich realiach spowodowana jest ona najczęściej wyjazdem któregoś z rodziców (najczęściej ojca) za granicę w celach zarobkowych. Powodem czasowej nieobecności może być również choroba jednego z rodziców lub konieczność odbycia kary w więzieniu. Jeśli okresy nieobecności rodzica nie są długie, powoduje to jedynie pojawienie się dysharmonii w życiu rodzinnym, natomiast w innym przypadkach może to być przyczyna wielu rodzinnych kłopotów.
Zdarza się, że u dzieci i młodzieży z takich czasowo niepełnych rodzin pojawiają się niepowodzenia szkolne. Ich podłożem bywa między innymi zwiększona ilość obowiązków dziecka w domu (związanych z pomocą w prowadzeniu domu lub opieką nad młodszym rodzeństwem). Dodatkowo zapracowany rodzic coraz mniej czasu może poświęcić dziecku, które szuka różnych form zwrócenia na siebie uwagi. W efekcie obowiązki szkolne odsuwane są na plan dalszy, co prowadzi najpierw do pojawienia się niewielkich zaległości w wiadomościach szkolnych, które z czasem powiększają się, dochodzi ogólne niezadowolenie ze szkoły, brak zainteresowania lekcją połączony z brakiem chęci do nauki. Sytuacja w szkole staje się coraz trudniejsza, pojawiają się zaawansowane braki w wiadomościach, oszustwa, a w skrajnej postaci drugoroczność.
Długi okres nieobecności jednego z rodziców to także zagrożenie dla instytucji małżeństwa. Rzadkie przebywanie razem nie sprzyja zacieśnianiu się więzi emocjonalnej pomiędzy małżonkami. Żona lub mąż zmuszeni do samotnego borykania się z rodzinnymi problemami dnia codziennego z czasem stają się niezależni lub uzyskują wsparcie od osób "z zewnątrz", które z czasem wrastają w rodzinę. Jedno i drugie prowadzi niejednokrotnie do rozwodu.
W życiu współczesnej polskiej rodziny istnieją jeszcze inne niepokojące aspekty. Wynikają one ze skrajnych postaci dysfunkcyjności i są najczęściej wynikiem zbieżności niskiego statusu ekonomicznego, społecznego i kulturowego rodziny. Rodzina dysfunkcyjna nie potrafi sprostać obowiązkom względem dzieci i innych członków rodziny. Mnóstwo w niej przemocy i nadużyć. Coraz częściej zdarza się, że dom staje się dla członków rodziny wyjątkowo niebezpiecznym miejscem.
Przemoc w rodzinie obejmuje używanie siły fizycznej i psychicznej, całkowite uzależnienie materialne jej członków oraz przemoc emocjonalną i seksualną. Różnorodne badania wskazują jednoznacznie, że obiektem rodzinnej przemocy są najczęściej małe dzieci i żony. W Anglii raporty policyjne opublikowane w roku 2004 wskazują, że do przemocy fizycznej dochodzi najczęściej w stosunku do kobiet (76%) i dzieci (10,5%). Mąż jako ofiara przemocy pojawia się jedynie w 1,2% przypadków. Przybliżone dane zawierają również nasze rodzime polskie kartoteki policyjne.
W USA i Wielkiej Brytanii co czwarta kobieta przyznaje się do pobicia przez męża. Według badań nazwanych "Zdrowie kobiet i przemoc domowa wobec kobiet" przeprowadzonych w roku 2005 przez Światową Organizację Zdrowia i obejmujących 24 tys. kobiet z 10 krajów (w tym Polski) co 6 kobieta cierpi z powodu przemocy w rodzinie.
Pojawianiu się przemocy w rodzinie jak i innych patologii sprzyja sytuacja społeczno-ekonomiczna w danym kraju. Bezrobocie, nieefektywnie funkcjonujący system pomocy społecznej niejako tworzą osobowość sprawcy przemocy. Zirytowany człowiek bezrobotny lub także pracujący nad którym wisi wizja zwolnienia w każdej chwili , o niskim poczuciu wartości, z problemami ekonomicznymi, nie mający wsparcia społecznego tworzy podstawę do obrazu sprawcy przemocy w rodzinie. Gdy dołączymy do tego brak umiejętności społecznych czy zachowania antyspołeczne i nieporadność życiową uzyskamy idealny portret sprawcy przemocy. W sytuacji, gdy w domu współmałżonek ma cechy ofiary przemocy, a więc niskie poczucie wartości, osobowość depresyjną, duże poczucie winy i lojalności wynikające z patryjarchalnego lub matryjarchalnego wychowania, gdy jego widzenie partnera jest zniekształcone i wybiera zawsze bierne sposoby radzenia sobie z problemami pojawienie się różnych form przemocy w takiej rodzinie jest nieuniknione.
Poza przemocą skrajnymi postaciami dysfunkcyjności rodziny są także alkoholizm i narkomania. Pomimo różnorodnych akcji ukazujących szkodliwość tych używek kolejne Raporty Ministerstwa Zdrowia i Opieki wskazują na systematyczny wzrost w Polsce liczby osób z zespołem uzależnienia od alkoholu.
Zespół uzależnienia od alkoholu według kryteriów Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób, Urazów i Przyczyn Zgonów obejmuje silne pragnienie alkoholowe (tzw "głód alkoholowy"), upośledzenie zdolności kontrolowania zachowań związanych z piciem, objawy fizjologiczne (drżenie rąk, nadciśnienie, nudności, biegunka, bezsenność itp.), zwiększenie poziomu tolerancji alkoholu oraz ograniczenie potrzeb jedynie do picia, wokół którego toczy się całe życie.
Znacznie wolniej, ale postępująco rośnie również ilość osób uzależnionych od narkotyków.
Uzależnienie to polega na zażywaniu w różnych postaciach substancji chemicznych wpływających na czynności mózgu. Z czasem pojawia się konieczność ich przyjmowania, tendencja do zwiększania dawek a w końcowym etapie pełne fizyczne i psychiczne uzależnienie. Według raportu EMCDDA z roku 2005 o stanie zagrożeń narkomanią w krajach Unii Europejskiej i Norwegii stopniowo rośnie zapotrzebowanie na narkotyki i co jest szczególnie niepokojące - te z grupy narkotyków twardych. 3% dorosłych Europejczyków spróbowało przynajmniej raz w swoim życiu kokainy, przy czym 1% zażyło ten narkotyk w roku 2005.
Sądzę, że wpływ alkoholu lub narkotyków na życie rodzinne znają wszyscy. Człowiek z chorobą alkoholową lub uzależniony od narkotyków nie może sprostać żadnym rodzinnym obowiązkom. W domu zamiast ciepła rodzinnego i przyjemności bycia razem pojawią się kłótnie, przemoc i różne formy dewiacji. Potrzeba zdobycia alkoholu lub narkotyków powoduje stopniowe zubożenie i rozpad rodziny. Z czasem pojawiają się zaburzenia emocjonalne i różnorodne formy zaburzeń psychicznych. U dzieci w rodzinach gdzie obydwoje rodzice piją lub biorą narkotyki zaobserwować można stopniową demoralizację.
Szczególnie brutalną formą dysfunkcji w rodzinie jest seksualne wykorzystywanie dzieci. Wykorzystywanie seksualne w rodzinie zdefiniować można jako fizyczny kontakt między dzieckiem a rodzicem, który służy osiągnięciu satysfakcji seksualnej przez rodzica. Często takiemu aktowi towarzyszy groźba użycia przemocy wobec dziecka.
Problematyka wykorzystywania seksualnego dzieci pojawiła się w badaniach nad rodziną dopiero w latach 80, przedtem problem ten traktowany był jako rzadkość nie wymagającą badań w tym zakresie. Sądzę że seksualne wykorzystywanie dzieci jest tak naprawdę praktyką dość rozpowszechnioną, lecz bardzo trudną do wykrycia. Rzadko dziecko zwraca się w takiej sytuacji o pomoc do kogoś spoza rodziny, nauczyciele w szkole nie zawsze potrafią dostrzec problem i odpowiednio ukierunkować pomoc.
Ofiary seksualnego molestowania w dzieciństwie długo cierpią z powodu jego skutków. Ma ono ogromny wpływ na ich psychikę, może powodować różnorodne zaburzenia, a jego echa mogą odbijać się w późniejszym własnym życiu rodzinnym.
Trudno jest przeanalizować wszystkie zagrożenia jakie pojawiają się lub mogą się pojawić w życiu polskiej rodziny XXI wieku. Skupiłam się jedynie na elementach moim zdaniem najważniejszych. Bez wątpienia XXI wiek zmienia oblicze rodziny, powoduje pojawienie się różnorodności jej form. Coraz częściej odchodzi się od nuklearnej rodziny tradycyjnej, w której występuje tradycyjny podział obowiązków między małżonkami. Obecnie mamy do czynienia z różnorodnością wzorów życia małżeńskiego i rodzinnego, i tak naprawdę trudno określić jednoznacznie, który z nich jest najbardziej pożądany, ponieważ każdy ma swoje wady i zalety. Zmiany pojawiające się w życiu rodzinnym niosą ze sobą wiele zagrożeń, ale są one jednocześnie nieuniknione. Wymuszają je zmiany społeczne i kulturowe zachodzące we współczesnych społeczeństwach. Sądzę, że tak naprawdę to tylko od nas, Polaków, od wartości rodzinnych które będziemy preferować, od odpowiedniej profilaktyki zagrożeń, od naszej prawidłowej reakcji na sytuacje przemocy i od odpowiedniego kształtowania światopoglądu i zachowań naszych dzieci zależy jak będą wyglądały nasze rodziny i na ile będziemy umieli dostosować życie rodzinne do zmieniającej się rzeczywistości.
Literatura:
· A.Giddens, "Socjologia", PWN, Warszawa 2004
· P.Sztompka, "Socjologia zmian społecznych", Wydawnictwo ZNAK 2005
· P.Sztompka, "Socjologia. Analiza społeczeństwa", Wydawnictwo ZNAK 2002