Zryw narodowowyzwoleńczy w roku 1830 zakończył się klęską. Powstanie, które miało szanse triumfować, oswobodzić Polską spod jarzma cara i skrystalizować marzenia o niepodległym kraju, które w końcu mogły stać się realne, obecne już nie tylko w kroplach atramentu poetów rojących wizję o wyzwoleniu...upadło. Myśli o tym stały się o tyle rozdzierające i gorzkie, że wyrosły na konieczności porzucenia nadziei i silnej wiary w powodzenie zrywu, jaka przed upadkiem zagrzewała do boju. Nadzieje te były o tyle niezłomne, że powodowane istotnie osiągalnymi zamierzeniami nie zaś wątpliwą ufnością w powodzenie. Na ich skale przyszło rozczarowanie i zwątpienie. Polacy mając w pamięci uprzedni przegrany zryw, zaczęli powoli zatracać słuszność walki zbrojnej, kierując się raczej ku bierności. Wielcy twórcy, czuli na sobie ciężar usprawiedliwienia, czy też wytłumaczenia ówczesnej sytuacji. Chcieli przedłużyć w sercach i umysłach Polaków przekonanie o racji walki i jej konieczności. Podjęli się więc reinterpretacji, wrócili do początków zrywu i podjęli kwestie wyjaśnienia klęski. Nastręczały się pytania o przyczynę, ciskano oskarżeniami w powstańców i ich przywódców – „kraj przedany on wyda pod miecz” – tak pisał o gen. Krukowieckim, Słowacki w dramacie „Kordian”. Romantyczni twórcy szukali luk w powstańczych strategiach, win w dowodzeniu i nie powszechności zrywu, bierności w ludzie, marazmu w zapale i gorliwości. Przeciwstawiając im własne podejścia do sprawy narodowej, jednocześnie krytykując powstanie, przymierzali się do sporządzenia obrazu właściwej insurekcji, mogącej obalić rządy cara, a przede wszystkim przywrócić pogrzebane nadzieje.
Słowacki ocenił społeczeństwo i sporządził jego osąd w trzecim akcie „Kordiana”. Tu też zaproponował należyty sposób walki z zaborcom, przedstawił koncepcje działań, którą powinni byli posłużyć się powstańcy w listopadowym zrywie. W trzeciej scenie, która następuje zaraz po zaprzysięgnięciu cara na króla Polski, pośród zebranego ludu krąży okryty czarnym płaszczem nieznajomy. Nadchodzi zmierzch, który przegania zebranych, upojonych winem mieszkańców do swych domów. Słowacki wplótł swe myśli w słowa śpiewu nieznajomego. „Pijcie wino! Idźcie spać!”. Juliusz Słowacki wyraźnie w tym i kolejnym fragmencie, o którym za chwilę będzie mowa, wyodrębnia ze społeczeństwa „wy” i „my”. „Wy”, to społeczeństwo pasywne, zobojętniane i niezaangażowane w sprawę narodową, która być może ważka dla nich, nie znajduje swojego odprysku w czynnym działaniu. Ludność tej części jest daleka od machiny konspiracji, gdyż trwożna wobec cara i konformistyczna dla jego polityki pozostaje bierna. To według Słowackiego jedna z przyczyn upadku powstania, której motyw przytoczy później również w „Grobie Agamemnona”, a jest to mianowicie, brak poparcia wśród ludu, brak jedności i stanowczości w działaniu ogółu Polaków. „My weźmiemy win puchary/by je w śklanny sztylet zlać”. Nieznajomy zapowiada tu spisek mający na celu zabójstwo cara. „My” stanowi pewną grupę konspiracyjną, gorliwą i zapaloną do działania, pewną swojego celu, zdecydowaną, zdolną do poświęcenia dla sprawy narodowej. Słowacki nie raz wspominał o nieodzowności takowego poświęcenia. Konieczność wyodrębnienia tych dwóch grup, jest niezwykle bolesna, jako że brak jedności stał się zdecydowaną barierą i przeciwnikiem powstańców, wyrosłym, co przerażające na ich własnej ziemi.
Osąd społeczeństwa polskiego i jego zaangażowania w sprawy narodowej, zostały niezwykle surowo i krytycznie potraktowane w drugiej części „grobu Agamemnona”. Surowo, nie oznacza tu przesadnie, w zwrotkach wiersza znajdują ujście najbardziej gorzkie i pełne żalu refleksje Słowackiego na temat podejścia do listopadowego ruchu narodowowyzwoleńczego. To wiersz pełen odważnych porównań i historycznych odniesień do wielkich bitew, na które schematy autor nakłada schemat powstanie listopadowego, zestawiając ze sobą wielkie wartości, takie jak męstwo, odwaga i zapał, których w ostatecznym rozrachunku skąpi naszym powstańcom Juliusz Słowacki.
Dzieło rozpoczyna się poetyckim obrazem pełnym dynamizmu. Autor pędzi na rumaku jakby go „wicher gnał błyskawicowy” poprzez greckie ziemie, przekonany, że jedyne co może go zatrzymać przed szaleńczym galopem to mogiły poległych rycerzy pod Cheroneom, symbolem ucieczki, klęski i zniewolenia. To właściwe miejsce dla człowieka, który przybył z „kraju smutnego ilotów”. Tu Słowacki rozpoczyna ocenę polskich powstańców. On sam reprezentuje teraz ogół społeczeństwa, do którego sam należy, a które w swym upodleniu godne jest jedynie do szukania swojego podobieństwa w obliczach pobitych przez Macedończyków Grekach. Wspomnienie o walecznym Leonidasie i jego trzystu Spartan, każe mu opuścić głowę. „Na Termopilach ja się nie odważę/Osadzić konia w wąwozowym szlaku(...)”Gdyby stanęli męże nad mogiłą,/I pokazawszy mi swe piersi krwawe/Potem spytali wręcz: Wiele was było?/Cóż bym powiedział?!” Słowacki jest pełen bezgranicznego podziwu dla spartańskiej armii i niebotycznego wstydu za swoich rodaków, których choć było więcej niżeli spartan, nie zdołali wykrzesać z tego ognia zwycięstwa.
Mimo iż autor, za należyte miejsce dla Polaków wskazuje haniebne pola Cheronei, to nie słabnie jego przywiązanie do narodu i miłość dla swej matki ziemi, w którą wierzy silnie, a wiara ta wyrasta z mocno ukorzenionego patriotyzmu romantycznego twórcy. „O! Polsko!- mówi- póki ty duszę anielską/Będziesz więziła w czerepie rubasznym”. Polska oraz jej synowie i córki, to anielski kraj, pełen szlachetnych ideałów, z piękną historią, paletą cnót, godny należytej jej chwały i uznania. Wciąż jednak zalążek tej siły duszony jest przez sarmatyzm, lojalizm, konformizm i marazm. Polska zostaje nazwana w utworze „pawiem” narodów, co rozumieć należy jako społeczeństwo próżne i pyszne, a konkretnie okręg Sarmatów. „Nasz naród jak lawa/ z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa/lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi/plwajmy na te skorupę i stąpmy do głębi”.(tu Słowacki pewnie zgodzi się z Mickiewiczem) Niestety wszelkie próby narodowowyzwoleńcze, nie mają sensu i możliwości powodzenia, dopóki istnieć będzie tak ogromny podział, który stopuje ambicje Polaków, każąc im działać w ukryciu, snuć spiski i intrygi, miast ogólnonarodowym powstaniem raz na zawsze zerwać kajdany.
Słowacki wypowiada smutne słowa, w których jest przekonany, że treść utworu, jego zdania „nie zadrżą długo/w sercu-gdzie nie trwa myśl nawet godziny”. Odmawia Polakom osobistego zaangażowania, przejęcia sprawą narodową, jest przeświadczony, ze poezja nie odegra dużej roli w rewolucji sumień o jakiej marzy, bo te są zbyt ślepe i głuche na słuszne wołania. Pisze jednak bo „smutny-i sam pełen winy”, jako iż osobiście nie mógł wziąć udziału w powstaniu. Zna wagę swych słów, wie jak bardzo są one krytyczne i srogie i jak głęboko chcą sięgnąć do serc narodów, roszcząc sobie prawo do szargania nimi. Kończy utwór wykrzykując w stronę ojczyzny obraźliwe-„Niewolnico!”.
Zobaczyć Polskę zjednoczoną, na polu bitwy, gdzie ludzie różnych stanów, równo stoją u boku swojego towarzysza broni i równi gorliwością, zaangażowaniem pod sztandarem czynu walczą z zaborcom dążąc ku jednej idei, aby nazajutrz dla zasłużonych na polu bitwy i konsekwentnych dowódców niebo rozjaśniła jutrzenka swobody. Taką wizję roił chyba Juliusz Słowacki myśląc o sprawie narodowej.