MISJONARKI MIŁOŚCI – PRÓBA WYJAŚNIENIA TERMINU
Na początku warto zastanowić się nad znaczeniem poszczególnych słów. „Misjonarki” i „miłości”. Według Encyklopedii PWN „Misjonarz” to „kapłan świecki lub zakonny prowadzący działalność misyjną z polecenia władzy kościelnej lub zakonnej”, a „miłość” – to „w chrześcijaństwie główna wartość moralna i jedna z trzech cnót teologicznych, jej wyrazem i sprawdzianem jest bezinteresowna służba dla innych; jeden z głównych wątków nauczania Jezusa, który wzywał do miłości do Boga i bliźniego (...)”.
Jednak te dwa połączone ze sobą słowa kryją w sobie głębszą prawdę. Jest to zakon stworzony przez Agnes Gonxa Bojaxhiu, urodzoną 26.08.1910r. w Skopje (dawniej: Albania, dziś – Macedonia). Jednak przez całe życie jako dzień swoich urodzin obchodziła 27.08. – dzień swojego Chrztu. Jej rodzice – Nikola i Drana wychowywali ją z dwójką rodzeństwa
w duchu chrześcijańskim. Już od najmłodszych lat wiedziała kto to Jezus i bardzo Go kochała.
W wieku 18 lat (według mnie to bardzo wcześnie) wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Misjonarek z Loreto. Przyjęła imię Maria Teresa od Dzieciątka Jezus – z powodu sympatii jaką otaczała św. Teresę z Lisieux. W 1929r. wyjechała do Kalkuty, gdzie zaczęła pracę
szkole dla dziewcząt – była nauczycielką historii i geografii. W 1946r. podczas pobytu
w Indiach, siedząc w pociągu, ujrzała swoje prawdziwe powołanie. Zobaczyła bezdomnego
i spragnionego człowieka, wołającego „pragnę!”. Usłyszała wezwanie, by zostawić wszystko i iść za nim do slumsów. Pociąg odjechał, a widok tego człowieka nie dawał jej spokoju. Wiedziała, że przez tego człowieka objawia jej się sam Jezus. Czuła, że musi spełnić wolę Boga, ale nie wiedziała początkowo jak. Wiedziała, że ten chory, trędowaty, czy niechciany
i niekochany narkoman to Chrystus w nędznym przebraniu. Wiedziała, że wszystko, co będzie czyniła dla tych ubogich, będzie czyniła dla Niego. W 1948r. pożegnała Loretanki
i pracowała jako pielęgniarka. Umierających odnajdowała na ulicach i zabierała do szpitala, prosząc tam o pomoc dla nich. Po jednym z takich wydarzeń poszła do władz, by użyczyli jej miejsca, gdzie właśnie tacy ludzie będą mogli znaleźć pomoc. Władze miasta wyznaczyły takie miejsce i właśnie tam – w Kalkucie – powstał pierwszy Dom Niepokalanego Serca Nirmal Hriday – i to właśnie tam rozpoczyna się historia Misjonarek Miłości.
Początkowo Nirmal Hriday to „Dom dla Umierających”. Dla Umierających, ponieważ to właśnie tam dochodziło do kontaktu między niebem a Ziemią. Misjonarki Miłości pomagały, by w ciszy i spokoju, z jak najmniejszym bólem kończyli swoje ziemskie życie i odchodzili do Ojca, w poczuciu bezpieczeństwa i miłości. Według mnie „oczekiwanie” na śmierć, to dość dziwna perspektywa. Jednak obecność przy umierającym musi być dla tych sióstr czymś niezwykłym, skoro przy umieraniu spotykają się dwa, jakże odległe światy – życie i śmierć. Misjonarki Miłości starają się, by w ich Domu nikt nie umarł załamany, głodny, czy
w rozpaczy. Choć początkowo jest to dla każdej z sióstr ciężkie – widzieć umierającego człowieka, to starają się one w nim widzieć pielgrzyma, który wraca do siebie po długim spacerze.
Nirmal Hriday i inne domy, to miejsca i ludzkiego cierpienia i miejsca pełne miłości. Nie mają być to domy smutku, ale nadziei. I to właśnie tą nadzieją starają się roznosić Misjonarki Miłości. Siostry te nie „uprawiają” wielkiej teologii – nikomu nie zrozumiałej filozofii. Dają nadzieję, że umiera się w Miłości, którą jest Ojciec w niebie. Dają biednym poczucie bezpieczeństwa, pozwalają odczuć swoją obecność. Sprawiają, że ów biedak staje się kimś ważnym. Są świadome, że są niestety tylko „kroplą w oceanie nędzy i cierpienia, ale gdyby nie było tej kropli – to cierpienie było by jeszcze większe” – jak mówiła Matka Teresa – „jesteśmy tylko narzędziem w rękach Boga”. Jednak według mnie ich praca to nie tylko „kropla”. Przecież osoby, którym pomagają liczy się w setkach tysięcy, a dziś pewnie i nawet w milionach!
Z roku na rok przybywało coraz więcej domów, które nie były już tylko Domami dla Umierających, ale także dla chorych na AIDS, trędowatych, opuszczonych dzieci, czy po prostu ubogich, nie radzących sobie w życiu ludzi. Matka Teresa zostawiła swoim siostrom bardzo prosty, ale zarazem wymagający testament, który wskazuje cele Misjonarek Miłości – „Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem,|
a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory i w więzieniu,
a odwiedziliście Mnie” (Mt 25, 35-40). Dzień każdej Misjonarki Miłości zaczyna się wcześnie rano Eucharystią – powiedzeniem „pragnę”. Celem Zgromadzenia jest „gaszenie” pragnienia Jezusa, który przemawia przez ubogich . Czyli po prostu poprzez miłość do Niego. Nie dzielą one fizycznie i materialnie ubóstwa biednych, ale i odczuwają ich pragnienie
i odrzucenie. Bo to prawda, że największym ubóstwem człowieka jest samotność...
Poprzez miłość do Boga Misjonarki Miłości starają się pomagać bliźnim. Bo w każdym takim bliźnim, bez względu na wiek, narodowość, przekonania, czy kolor skóry jest życie. Życie, czyli Bóg. Liczy się każde życie, bez względu, czy miałoby ono trwać jeszcze dzień, miesiąc, czy 50 lat.
Warto wspomnieć, że uboga założycielka, pokładająca całą nadzieję w Bogu, była laureatką pokojowej Nagrody Nobla w 1975r., Doktorem Honoris Causa prawa w 1975r. i medycyny
w 1981r. Wśród jej licznych nagród warto także wymienić jedyne w swoim rodzaju wyróżnienie – Order Uśmiechu, który otrzymała rok przed śmiercią.
Dzień jej śmierci – 05.09.1997r. to mój piąty dzień w szkole, dlatego pamiętam go dobrze. Była to moja pierwsza lekcja religii, na którą, jak zwykle na coś nowego, czekało się
z niecierpliwością. Ku zdziwieniu wszystkich, jeszcze wtedy diakon – Robert Korbik – zaczął opowiadać o siostrze zakonnej – Matce Teresie z Kalkuty. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, jak ważną postacią dla świata była ta kobieta.
Bardzo podobało mi się w niej to, że pośród tych wszystkich problemów świata codziennego, których z pewnością miała niemało, do wielu spraw podchodziła z uśmiechem na twarzy. Np. na pytanie, ile różańców dziennie odmawia, odpowiedziała: Nie wiem. Ja tylko odmawiam. Liczy Matka Boska.”.
Szczyciła się tym, że była przy zakładaniu każdej swojej wspólnoty na świecie. „Oprócz jednej – w niebie”. Jednak z nadzieją wierzyła, że kiedyś ona zostanie właśnie do tej przyjęta. W Polsce Misjonarki Miłości mają swój nowicjat w Zaborowie koło Warszawy, dzięki pomocy kardynała Józefa Glempa. Siostry jak i w innych krajach żyją bardzo ubogo, choć mogłyby sobie pozwolić na więcej. Są „najbardziej niezorganizowaną organizacją” – jak mawiała ich założycielka.
Matka Teresa jest pochowana w kaplicy, w której spędziła wiele czasu na modlitwach. W miejscu, w którym zwykła siedzieć, siostry umieściły naturalnej wielkości figurkę Matki Teresy. Na białej płycie sarkofagu znajduje się figurka Matki Bożej i Biblia. Na ścianie wisi krzyż i obok niego napis „PRAGNĘ”. Słowo, które wypowiedział Chrystus na krzyżu. Słowo, które wypowiedziała Matka Teresa. Słowo, które codziennie wypowiadają Misjonarki Miłości.
Wydaje mi się, że nie trzeba wstępować do zakonu, by wypełniać testament Matki Teresy
z Kalkuty. Oczywiście, nie będzie to stuprocentowe wypełnienie, ale przecież wystarczy ofiarować swoją pomoc osobom, które jej potrzebują. Można nakarmić głodną osobę, pomóc koledze w zadaniu domowym, czy rodzicom w ogródku. Z pewnością
z każdego takiego uczynku, Matka Teresa – przedstawicielka Misjonarek Miłości – byłaby dumna.
20.10.2003r. Agnes Gonxa Bojaxhiu została beatyfikowana – o kilka lat „za wcześnie” niż przewiduje regulamin. Jednak według mnie, już tu na Ziemi była Święta.