Nie zgadzam się z tezą, że uczniowie i nauczyciele zawsze są w stanie wojny. Osobiście nigdy nie spotkałam się z przypadkiem otwartej walki pomiędzy nauczycielem i uczniem. Występują często spięcia, ale nie nazwałabym tego „wojną”. Zwłaszcza, że zazwyczaj chodzi raczej o drobne rzeczy. Najczęściej obarczamy nauczycieli odpowiedzialnością za złe oceny, jakie nam wystawiają lub jesteśmy źli, gdy zwracają nam uwagę (czasami słusznie, ale czasem bezpodstawnie). Jednak trzeba pamiętać, że nauczyciele są po to, by nas uczyć i pomagać nam rozwiązywać nasze problemy (przynajmniej takie było założenie).
Ponadto większość nauczycieli nie lubi wystawiać złych ocen. Oceny są świadectwem ich pracy, im więcej dobrych ocen, tym lepiej o nich świadczy, bo to oznacza, że nauczyciel potrafi ucznia zainteresować i zachęcić do pracy.
Z reguły nauczyciele i uczniowie są do siebie nastawieni wręcz przyjacielsko. Przykładem jest chociażby książka pt. „Szatan z siódmej klasy” Kornela Makuszyńskiego. Jest tam przedstawiona klasa zaprzyjaźniona z jednym z nauczycieli, który w obliczu kłopotów prosi o pomoc w ich rozwiązaniu ucznia tej właśnie klasy, czyli tytułowego bohatera.
Tak familiarne stosunki zdarzają się jednak rzadko. Optymalna jest sytuacja, gdy nauczyciel łączy w sobie cechy doskonałego wykładowcy i życzliwego opiekuna, zachowując jednak pewien dystans wobec uczniów. Miałam kiedyś szczęście mieć takiego idealnego nauczyciela. Słabo sobie radze z matematyką, ale kiedy uczyła mnie ta nauczycielka, miałam dobre oceny praktycznie bez wysiłku, wystarczyło, że byłam na lekcji. Właściwie cała klasa miała dobre oceny. O tej pani nigdy od nikogo nie słyszałam złego słowa.
Zdarzają się jednak, choć rzadko, nauczyciele niesympatyczni, źle wykładający lub złośliwi. To bardzo utrudnia zarówno zrozumienie przedmiotu, jak i ochładza zapał do pracy.
Myślę, że z reguły nie występują większe spięcia pomiędzy uczniami, a nauczycielami i zazwyczaj wszyscy żyją w zgodzie.