Pewnego słonecznego poranka pan Zdzisio wstał w dobrym humorze. Humor miał dobry, ponieważ, jak co dzień nie musiał nic robić, a w dodatku w lodówce miał chłodne piwo, które mógł spożywać bez umiaru. Tak więc wstał i wyjął z lodówki zimne piwo, po czym spojrzał przez okno. (Na myśl nasuwa się pytanie: skąd pan Zdzisio miał pieniądze na „życie”? Pan Zdzisio grał na automatach, w których można było wygrać pieniądze. Tak się działo, że nigdy nie odchodził z pustymi kieszeniami. Po prostu: sprzyjało mu szczęście.)
-Gdzie Ci ludzie tak się spieszą? – Spytał sam siebie i usiadł na fotel. Ledwo się w nim mieścił, tak więc przeszedł na kanapę. Wziął do ręki pilot i włączył pierwszy lepszy kanał. Jego oczom ukazał się prezydent, który mówił:
-Polacy! Już jutro wybory! Głosujcie na wybrane przez Was partie! Wasz głos jest dla nas bardzo ważny!
-Tak. – Powiedział pan Zdzisio. – Mój głos do czegoś się przyda? Bardzo śmieszne. –
I przełączył na następny kanał. Tutaj premier wygłaszał takie słowa:
-Głosujcie na naszą partię! Polska będzie lepsza, niższe podatki i wyższe zarobki-gwarantowane! Nigdy nie... – Nie dokończył mówić, ponieważ pan Zdzisio wyłączył telewizor i rzekł:
-Kolejny picer... Polska-lepsza? To niemożliwe. Co taki premier może zmienić. Eee tam. –
I pan Zdziś poszedł do lodówki kolejne piwo. Kiedy je wyciągał zadzwonił dzwonek.
-Kto to może być? Rodzina mnie zostawiła, znajomych nie mam... Nie otwieram – I „olał” ten dzwonek. Znowu usiadł na kanapie i wziął do ręki gazetę. 5 kwietnia 2006-wskazywała data na nagłówku.
-Którzy dziś mamy? – pomyślał głośno pan Zdzisiu. – Zdaje mi się, że 28 września 2006. Stara...
Dzwonek nie ustawał. „Wkurzony” pan Zdzisio poszedł otworzyć drzwi. Nikogo nie było.
-Ughhh, to pewnie znowu te głupie dzieciaki robią mi żarty. – Spuścił głowę i zobaczył coś na wycieraczce. Była to koperta. List do pana Zdzisia? Ale niby od kogo? Podniósł kopertę i zamknął drzwi. Rozerwał biały papier, ale ponieważ kiepsko czytał trudno było mu cokolwiek się dowiedzieć. Zrozumiał tylko dwa słowa: zapłacić i podatek.
-No tak. Urząd podatkowy. Znowu się czepiają. Nie mogą zrozumieć, że nie płacę podatków?! – I rzucił papiery w kąt. Uzbierała się już tam spora sterta, nie tylko papierów, ale pan Zdzisio już od pół roku nie wynosił śmieci i jakoś nie czuł takiej potrzeby.
Reszta dnia pana Zdzisia minęła mu na oglądaniu sportu i piciu piwa. Kiedy nad ranem zachciało mu się spać, zdrzemnął się na kanapie. Kiedy się obudził, dochodziła 10:00.
-Oho, pora wstawać. – Rzekł pan Zdzisio po czym zwlokł się do lodówki po kolejne piwo. Niestety-świeciło w niej pustkami.
-To znak, ze trzeba iść po zakupy. Wczoraj nic nie jadłem. A i piwa nie ma. – Stwierdził pan Zdzisio i wyjął z kieszeni starych spodni jakieś potargane 20 złotych, po czym brudny, śmierdzący i nieogolony wyszedł z domu. Ludzi oglądali się za nim, a niektórzy nawet zwracali uwagę:
-Proszę pana, swoim smrodem zanieczyszcza pan środowisko.
-Panie, pan nie sieje zgorszenia.
A sąsiadka pana Zdzisia, pani Kasandra powiedziała mu coś takiego:
-Panie Zdzisiu, wstydziłby się pan. Tyle lat pan ma i wciąż pan taki „zapuszczony”, brudny i brzydko pachnący. Mógłby pan w końcu zadbać o siebie. I pomyśleć o innych, bo źle mi się robi na pana widok.
A pan Zdzisio robił tylko zdziwioną, a zarazem zdenerwowaną minę i odpowiadał:
-A co mnie obchodzi co Wy sobie myślicie?! Ja się dobrze czuje ze sobą i to jest najważniejsze!
Kiedy wszedł do sklepu i zrobił zakupy, podszedł do kasy. Kolejka była dosyć długa, ale to pana Zdzisia nie obchodziło. Wepchnął się przed ciężarną kobietę, a kiedy ta zwróciła mu uwagę, odpowiedział tylko:
-Pani, spieszy mi się. Zaraz się zacznie mecz, a ja ani piwa ani jedzenia w domu nie mam. Co tam mnie obchodzi, że pani będzie zaraz rodzić. Dla mnie liczę się tylko JA. – po czym zapłacił za swoje zakupy i wyszedł ze sklepu. Po drodze zaczepiło go kolejne kilka osób, ale pan Zdzisio, nie ruszony, odpowiadał wciąż tak samo. Kiedy wrócił do domu, chciał obejrzeć mecz, ale na każdym kanale tylko premierowie wygłaszali swoje poglądy.
-A niech to! – Rzekł pan Zdzisio. – Wybory i wybory. I tak na nie, nie pójdę. Mam je gdzieś! – I wyłączył telewizor, a następnie zjadł kawałek chleba i wypił piwo. Nagle zachciało mu się spać. Tak, więc zdrzemnął się na kanapie. Obudził się w środku nocy, ale nadal śpiący przewrócił się na drugi bok i spał nadal. Rano obudził go straszliwy ból brzucha. Ale nie przejął się tym, tylko sięgnął po piwo i włączył telewizor. Telewizor nie działał.
-A niech to! Znowu się popsuł.... Ughh... – Pan Zdzisio poszedł do łazienki i włączył światło. Jednak ono też nie chciało się zaświecić.
-Wszystko przeciwko mnie. Ała... - Pana Zdzisia coraz bardziej bolał brzuch. Kiedy nie mógł już wytrzymać, wyszedł z domu i „doczołgał” się do najbliższego szpitala. Tam jednak usłyszał:
-Nie możemy pana leczyć. Nie mamy za co. Nie płaci pan podatków. Bardzo nam przykro.
-Ale...
-BARDZO NAM PRZYKRO. – Podkreślił swoje słowa lekarz i odszedł.
I takim sposobem zrezygnowany oraz wymęczony pan Zdzisio wrócił do domu. Położył się na kanapę, gdy nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Nie miał siły wstać więc krzyknął tylko:
-Kto tam?
-Policja. Proszę otworzyć. – Pan Zdzisio przestraszył się nie na żarty. „POLICJA? Czego oni ode mnie chcą?!”
-Proszę otworzyć, bo wyważymy drzwi! – Krzyknął któryś z funkcjonariuszy. Pan Zdzisio wstał i podbiegł do drzwi. Otworzył je, ale robił to bardzo wolno. W końcu, kiedy widział już kto stoi przed nim, policjant zaczął mówić.
-Mamy nakaz aresztowania. Nie płaciło się podatków, co? Dowiemy się dlaczego, gdy zaczniemy prowadzić śledztwo. A od teraz już nic nie mów, bo wszystko co powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie. – I zakłuł pana Zdzisia w kajdanki. „Marny mój los.” Pomyślał pan Zdzisio. „Zamkną mnie i będę siedział...” Ale cóż mógł zrobić. Musiał oddać się w ręce policji. Tak też postanowił.
Przeciwko jego postępowaniu toczyły się dwie rozprawy. Oczywiście-przegrał. Musiał więc odsiedzieć karę w więzieniu. Dostał 3 lata w zawieszeniu na 5...
4 lata później:
-Kochanie, uszykuj mi kanapki, zaraz muszę wychodzić! – Krzyknął pan Zdzisiu, do swojej małżonki Genowefy, którą poznał pół roku po wyjściu z więzienia. Kobieta nie przejmowała się, że pan Zdzisio to „facet z przeszłością”. Podobał się jej taki jaki był, a to co było kiedyś... Nieważne.
Nie tylko osobowość i charakter pana Zdzisia się zmieniły. Zmienił się też jego wygląd. Sporo schudł, pił tylko od święta. Zadbał o siebie i swoje mieszkanie. Pracując nad swoim wyglądem zmienił: włosy, styl ubierania, higienę, zgolił brodę. Natomiast jego mieszkanie... Nie było już tym samym mieszkaniem, w którym rządził 4 lata wcześniej. Teraz było bardzo ładne i schludne, choć jak na razie trochę ubogo urządzone, bo nie mieli tyle pieniędzy, żeby od razu wymienić wszystko. Ale pan Zdzisio pracował. Zresztą-jego żona, Genowefa również. Pan Zdzisio został zatrudniony w supermarkecie „Mini Mal” i tam pracował jako „wykładacz towarów”, a zapewne niedługo jako kasjer, ponieważ robił kurs o takim właśnie temacie. Pani Genowefa natomiast pracowała w kwiaciarni.
-Już zrobiłam. Włożyłam do torby. Idź już, bo się spóźnisz. – Odpowiedziała pani Genowefa.
-O.K. Trzymaj się. Do zobaczenia wieczorem. Kocham Cię. – Rzekł pan Zdzisio i poszedł do pracy.
Zakończenie:
9 miesięcy później urodziła im się śliczna, mała córeczka, którą ochrzcili imieniem Józefa, ale i tak wszyscy mówili na nią Józia. Szczęśliwa rodzinka mieszkała w mieszkanku pana Zdzisia, które wyglądało przepięknie. I tak, wszyscy, jak zresztą we wszystkich bajkach, żyli długo i szczęśliwie.
Czego powinniśmy się nauczyć po przeczytaniu tej bajki? Powinniśmy zadać sobie bardzo, ale to bardzo ważne pytanie: czy rzeczywiście chcielibyśmy być takim panem Zdzisiem? Oczywiście tutaj wszystko skończyło się szczęśliwie, ale gdyby tak nie było? Gdyby pan Zdzisio nadal nie płacił podatków i ten pobyt w więzieniu nic go nie nauczył?
Musimy wiedzieć, że nie możemy być egoistami. Musimy myśleć też o innych ludziach, kierując się nie tylko własnym dobrem, robić coś dla innych, pomagać innym. Musimy dbać o dobro naszego kraju, interesować się tym, wiedzieć, co dzieje się w polityce. Musimy wierzyć w słowa innych ludzi, choć nie zawsze prawdziwe, ale wiara w to, że jutro będzie lepiej daje jakąś chęć, siłę do działania.
Myślę, że ta historyjka powinna uczyć i pomagać w zrozumieniu, co jest naprawdę dobre. Bo dobre jest nie tylko nasze dobro, ale także dobro innych ludzi...