„Z pamiętnika szalonego naukowca”
11 sierpnia 2004 roku.
Godz. 10.00
To dziś po raz pierwszy wypróbuję mój wehikuł czasu. Od znalezienia się w dalekiej przyszłości dzieli mnie już tylko zakręcenie korbką i wprowadzenie kodu dostępu.
Godz. 12.00
Za chwilę wezmę do ręki korbkę i wpiszę kod, zobaczę siebie i świat za kilkadziesiąt lat.
Wszystko zaczyna wirować, sypią się iskry, już widzę, że poszło coś nie tak.
Znalazłam się nie w przyszłości, ale w przeszłości i to dalekiej, takiej z książek.
12 sierpnia 776 roku p.n.e. (czyli 12 sierpnia 2004 r. czasu pokładowego)
Stałam na ziemi, a przede mną leżał płaski, okrągły przedmiot. Obok stał jakiś człowiek i zagadkowo się uśmiechał. Zrobiłam pytającą minę. Przedstawił się jako Olimpikos, duszek zaginionych i zagubionych.
- Gdzie jestem, co ja tu robię?
- Witam cię, szanowna pani. Nazywam się Olimpikos i jestem chwilowo twoim pomocnikiem i przewodnikiem. Jesteś w Sparcie, w roku 776 przed twoja erą. Nie wystrasz się tych wszystkich ludzi. Dzisiaj mamy początek Igrzysk Olimpijskich. Czy wiesz, co to jest Olimpiada?
(Nie miałam za mądrej miny. Przecież miała być przyszłość.)
- No, nie myśl sobie, że nic nie wiem. Ale może się przedstawię. Nazywam się Marta Schmidt, jestem naukowcem i badaczem obcych cywilizacji. Znalazłam się tu przez przypadek. Miałam się przenieść do roku 2150. Ale jeśli już tu jestem, to muszę to wszystko dokładnie sprawdzić, aby potem opisać. Dlaczego ci ludzie tak na mnie patrzą?
- Patrzą, ponieważ jesteśmy na starym stadionie. Popatrz, stoimy na marmurowym progu dla biegaczy, a tam jest trybuna dla sędziów i ołtarz bogini Demeter. Wokół nas widać trybuny.
- Mam wrażenie, że nie patrzą na mnie przyjaźnie.
- Masz rację. Jesteś jedyną istotą płci żeńskiej stojącą na stadionie. Pójdziemy się teraz przebrać w strój męski. Będzie nam wtedy łatwiej wejść na nowy stadion. Chyba wiesz, że kobietom nie wolno oglądać igrzysk.
- To niesprawiedliwe, przecież jest równouprawnienie.
- A co to jest równouprawnienie?
Nie dyskutowałam więcej. Przebrałam się w szatę podobną do tych, jakie nosili inni widzowie. Nie czułam się w niej dobrze, ale przynajmniej się nie bałam.
Zauważyłam, że wszyscy sędziowie, zawodnicy i kapłani wchodzą do kręgu otoczonego murem. Dowiedziałam się później, że nazywa się on Altis. Ja też się tam udałam.
Po wejściu zobaczyłam piękne budowle, między innymi posagi Zeusa i Hery. Na ołtarzu Zeusa właśnie składano ofiarę z dzika. Nie mogłam na to patrzeć.
- Dlaczego tylu tu zawodników? - zapytałam mojego przewodnika.
- Zawodnicy będą składali przysięgę o przestrzeganiu reguł olimpijskich, a potem przysięgę będzie składała rodzina i nauczyciele zawodników. O, popatrz, wybrano herolda i trębacza!
Po tej uroczystości udaliśmy się na chwilowy odpoczynek i mały posiłek. Było mi tak gorąco, że marzyłam tylko o prysznicu. Ale tam nie było nawet miski z wodą.
13 sierpnia 776 roku p.n.e. (czyli 13 sierpnia 2004 r. czasu pokładowego)
Wychodząc z naszych pokoi usłyszeliśmy hałas. Szybko zbiegliśmy na dół, na ulicę, żeby zobaczyć, co się dzieje. Przed nami przemknął biegacz niosący pochodnię. Domyśliłam się, że zapali on znicz olimpijski.
Tego samego dnia odbyły się zawody chłopców w biegach, zapasach i walce na pięści.
Olimpikos objaśniał mi zasady i reguły walki. Byłam zachwycona wytrwałością i bezwzględnym przestrzeganiem reguł.
Po tak wyczerpującym dniu wszyscy wrócili do pokoi, aby odpocząć. Nie mogłam jednak zmrużyć oka. Nie wiem, czy ze zmęczenia, ze strachu, czy z emocji. Czekałam na świt i dalsze zmagania o wieniec laurowy.
14 sierpnia 776 roku p.n.e. (czyli 14 sierpnia 2004 r. czasu pokładowego)
Wczesnym rankiem zerwałam się na nogi i poszłam z Olimpikosem oglądać dalszy ciąg zawodów. Gdy weszliśmy na stadion, zobaczyłam rozgrzewających się zawodników.
- Jakie zmagania dziś będziemy oglądali? – zapytałam „duszka”.
- W drugim dniu są zawody hippiczne. Nazwa pochodzi od hipodromu, miejsca gdzie odbywają się wyścigi rydwanów i jazda konna. Ach, zapomniałem, będzie jeszcze pięciobój: rzut dyskiem, skok w dal, rzut oszczepem, bieg i zapasy.
Wkrótce zobaczyłam zawodników przygotowanych do startu. Konie parskały i dyszały z gorąca.
- Czy tu zawsze jest tak gorąco?
- Zawsze w sierpniu, kiedy odbywają się igrzyska.
W pewnym momencie usłyszałam straszny hałas, płacz i zawodzenie. Zobaczyłam kilku mężczyzn skutych łańcuchami. Gdy zapytałam, co się dzieje, usłyszałam straszne wytłumaczenie:
- W sierpniu jest bardzo gorąco, brakuje czasem wody. Te problemy są szczególnie dotkliwe na stadionie i wokół niego. Na ołtarzach składa się ofiary z mięsa. Dużo tego mięsa się psuje, wszędzie są muchy i straszny zapach. Niektórzy właściciele niewolników za przewinienia wymyślili dla nich karę. Jest nią oglądanie zawodów na stadionie w pełnym słońcu i bez wody. Ci nieszczęśnicy to właśnie ukarani niewolnicy.
Przerażona byłam takim okrucieństwem.
Po zawodach hippicznych był pięciobój – wspaniały widok walczących ze sobą mężczyzn. Wszyscy wysocy i bardzo wysportowani. Podziwiałam ich wszechstronność.
Zaczęto od rzutu dyskiem.
- Dyski jest z żelaza, ołowiu, brązu lub kamienia i waży około 4-5 kilogramów. Każdy zawodnik rzuca trzy razy Później będzie skok w dal - z ciężarkami w każdej ręce oraz rzut oszczepem, gdzie nie chodzi o odległość, a o pewność trafienia – objaśnia Olimpikos.
Mojego zachwytu nie podzielał przewodnik. Uważał, że jeszcze dużo ciekawszych rzeczy zobaczę.
Tego dnia to był już koniec sportowych zmagań.
Położyłam się spać, ale miałam dziwny sen. Śniły mi się iskry, tunel, szybka jazda.
15 sierpnia 376 rok p.n.e. (czyli 15 sierpnia 2004 r. czasu pokładowego)
Niestety, sen okazał się prawdą. Obudziłam się w Sparcie, ale 400 lat później, w trzecim dniu Igrzysk. To tak, jakbym oglądała ciąg dalszy.
Oczywiście Olimpikos był ze mną.
- Przed nami wspaniałe wydarzenie - obrzęd składania ofiary z tysiąca byków. To mój ulubiony dzień Igrzysk – stwierdził przewodnik.
- Ale ja nie chcę na to patrzeć. Te zwierzęta będą cierpiały. To niepotrzebne zabijanie. Posiedzę w cieniu i odpocznę.
Przyszliśmy na stadion dopiero, kiedy rozpoczynał się bieg długodystansowy, bieg pojedynczy i bieg podwójny. To były prawdziwe emocje.
Po zakończeniu zmagań poszliśmy gaju oliwnego, w którym przygotowano stoły z poczęstunkiem. Najsmaczniejsze okazały się figi w sosie ananasowym i napój o nazwie ambrozja.
Tym razem noc okazała się spokojna.
16 sierpnia 376 roku p.n.e. (czyli 16 sierpnia 2004 r. czasu pokładowego)
Dzień czwarty zapowiadał się bardzo ciekawie. Miałam oglądać zapasy, walkę na pięści, bieg hoplitów, tj. skoki na jednakowych tarczach tej samej wagi. Miałam również kogoś poznać.
- Proszę, żebyś spojrzała w dół. Tam stoi sławny Milon z Krotonu. Jest to najsłynniejszy olimpijczyk. Potrafi wziąć na ramiona czteroletniego wołu i wśród oklasków przenieść do wokół stadionu, a następnie jednym uderzeniem pięści zabić.
- To okropne, już go nie lubię.
- Ale to nie wszystko, bo tego samego dnia Milon zjada takiego wołu. Mówi się, że zjada 15 kilogramów mięsa i tyle samo chleba.
- Nie wierzę w takie opowieści, to tylko bajki. Gdyby tak było w rzeczywistości, to nie mógłby się ruszyć z przejedzenia, a co dopiero wygrywać zawody. On na pewno ma swojego dietetyka, wie, że bardzo zdrowo jest jeść owoce i warzywa oraz pić dużo soków. Gdyby tak jadł, jak mówisz, to byłby gruby, jak po hamburgerach, big macach, coca coli i słodyczach.
- Olimpikosie, nie będziemy przeszkadzać Milonowi. Pójdźmy lepiej oglądać hoplitów.
I ta noc była spokojna, choć bardzo upalna.
17 sierpnia 376 roku p.n.e. (czyli 17 sierpnia 2004 r. czasu pokładowego)
Wstałam wcześnie rano, poszłam po wodę i owoce na śniadanie. Przewidywałam, że ten dzień będzie chyba ostatnim tutaj.
- Wspaniale wyglądasz w tym męskim stroju. Dziś jest dzień zwycięzców- uroczysta procesja do świątyni Zeusa.
Oglądaliśmy zawodników poszczególnych dyscyplin sportowych. Zwycięzcy kroczyli w pochodzie z wełnianą przepaską na głowie i palmową gałązka. Widzowie obsypywali ich kwiatami.
- Za chwilę zwycięzcy otrzymają wieńce z gałązek drzewa oliwnego, które chłopiec odciął z złotym nożem ze świętego drzewa - objaśniał Olimpikos.
- A co potem? – zapytałam
- Na koniec zostaną złożone ofiary dziękczynne.
Nie czekałam już na tą uroczystość. Postanowiłam pójść na najwyższą górę w okolicy i podziwiać widoki. Nie doszłam chyba daleko, bo znów zobaczyłam iskry i usłyszałam znajomy świst.
18 sierpnia 393 roku n.e. (czyli 18 sierpnia 2004 r. czasu pokładowego)
Znalazłam się na górze, pod drzewem, ale wszystko wyglądało jakoś inaczej. Obok mnie siedział Olimpikos. Bardzo się ucieszyłam, że jest tutaj.
- Jest rok 393. Po tysiącletnim istnieniu igrzysk cesarz wydał zakaz ich organizowania - smutno powiedział duszek i łza spłynęła po jego twarzy.
- Nie smuć się, że jest cicho i pusto a stadiony zarosły. Na pewno znajdą się śmiałkowie chcący złamać zakaz – pocieszałam mojego towarzysza.
- Może spróbujesz się przenieść stąd dalej, a ja razem z tobą?
- Gdyby zależało to ode mnie…..- westchnęłam.
6 kwietnia 1896 roku (czyli 19 sierpnia 2004 r. czasu pokładowego)
Razem z westchnieniem pojawił się nowy widok. Stadion był cudowny: różnorodne szaty pań, kapelusze, poruszające się parasole, dzieci biegające radośnie. Gwar i śmiech.
- To jest to, czego chciałeś, Olimpikosie.
- Nie wiem, gdzie jesteśmy, ale już lubię to miejsce, chociaż nie przypomina dawnych igrzysk.
- Widzę napis nad lożą honorową. Jest 6 kwietnia 1896 roku, chyba Ateny. Czy poznajesz te budynki, Olimpikosie?
- Kształt podobny do starego stadionu, ale jest jakoś inaczej.
- Spójrz na prawo, chyba siedzi tam baron Pierre de Coubertin – pomysłodawca przywrócenia igrzysk. Oczywiście nie znam go, ale widziałam zdjęcia w „Kronice sportu”.
W pewnej chwili zobaczyliśmy wchodzacego króla Jerzego I z rodziną.
Punktualnie o godzinie 12.00 przewodniczący Komitetu Olimpijskiego, książę Konstanty, poprosił króla o otwarcie Igrzysk. Zapanował wielki entuzjazm. Potem pierwsi zawodnicy udali się na start biegu na 100 m.
Olimpikos oglądał te wydarzenia z wypiekami na twarzy. Był ogromnie przejęty. Ja czułam się trochę jak u siebie. Te czasy były mi bliższe.
- Wyglądamy jakoś inaczej niż ci ludzie, ale nikt nie zwraca na nas uwagi i nikogo to nie dziwi – szepnął Olimpikos.
- Czasy się zmieniły, nikogo nie szokują stroje, a ludzie są bardziej tolerancyjni.
Spróbuję westchnąć, może to jest ten sposób na przeniesienia się gdzieś dalej?
29 lipca 1948 roku (czyli 19 sierpnia 2004 r. czasu pokładowego)
Hura! Chyba znalazłam sposób na przenoszenie się w czasie.
Tym razem oboje z Olimpikosem lecieliśmy samolotem. Mój przyjaciel był bardzo podekscytowany tą podróżą, chociaż w jego oczach widziałam strach.
- Wspaniałe widoki przed nami, ale dlaczego miasta są tak zniszczone. Czy one są zabytkami?
- Niestety, nie. Powodem takich zniszczeń była II wojna światowa - objaśniłam duszkowi.
Za chwilę ukazał się zarys wyspy. Była to Wielka Brytania.
Wylądowaliśmy w pobliżu stadionu Wembley.
- Nie wierzę własnym oczom. Znów jesteśmy na Igrzyskach Olimpijskich. Popatrz, tam widać napis i datę - 29 lipca 1948 – z radością informowałam mojego przyjaciela.
- Dlaczego jesteś taka zdziwiona i rozradowana?
- Olimpikosie, to pierwsze po dwunastu latach przerwy Igrzyska. Zobacz, na stadion wbiega młody człowiek trzymający pochodnię. To zupełnie, jak w starożytnej Grecji.
- A skąd on wziął ten ogień? Czy zapalono go przed stadionem?- dopytywał się duszek.
- Zaraz się dowiemy. Na stoliku leżą gazety. Tylko nie pytaj, co to gazety. Zobacz, tu jest napisane, że „ogień olimpijski zapalono od świętego ognia w greckim gaju oliwnym. Sztafeta przeniosła go przez Włochy, Szwajcarię, Francję”, aż tu.
- To chyba daleko. A dużo sportowców weźmie udział w zmaganiach?
- W tej gazecie napisano, że przyjechało 59 reprezentacji z różnych krajów – 4099 uczestników, w tym 385 kobiet - cierpliwie objaśniałam mojemu rozmówcy.
Już wkrótce zobaczyliśmy niezwykłe poruszenie. Widzowie wstali ze swoich miejsc.
Na bieżni stanęli biegacze gotowi do pierwszego biegu na 100 metrów. Widzieliśmy wzruszenie tysięcy ludzi. To wspaniałe przeżycie.
Po biegu poszliśmy na lody. Olimpikos był zachwycony. Zjadł aż dwie porcje. Bałam się, że się przeziębi. Z troski o niego westchnęłam i znalazłam się w Atenach.
20 sierpnia 2004 roku
Tego to było już za wiele!
Przecież już tam byłam. Miałam dość tych podróży i bolały mnie nogi.
Ale te Ateny wyglądały jakoś inaczej.
Trochę spadł mi kamień z serca, bo poczułam, że zbliżam się do końca tej szalonej podróży.
- Gdzie znów jesteśmy? – zapytał duszek.
- Wydaje mi się, że to moje czasy. Zobacz, tam jest napis – „Ateny 2004 – XXVIII Olimpiada”. To, co stoi przed nami, to pływalnia.
- A co to jest pływalnia?- zapytał Olimpikos.
- Przypomnij sobie czasy Nerona. Obok jego pałacu było wielkie jezioro, gdzie pływano dla przyjemności. Tutaj sportowcy rywalizują o medale. Zaraz rozpoczną się zawody. Na drugim torze wystartuje moja rodaczka – Otylia Jędrzejczak. Trzymaj kciuki, żeby wygrała!
- Polska, Polska, Polska! – krzyczałam.
Olimpikos początkowo siedział spokojnie i patrzył z niedowierzaniem, a później nie wytrzymał i zaczął dopingować.
Otylia pierwsza! Wygrała! Byłam bardzo zadowolona.
Zadowolenia nie krył też mój przyjaciel, choć wiedziałam, że wolałby, aby zwyciężył jego rodak.
Po tych emocjach poszliśmy do Mc Donalda coś zjeść. Kupiłam dwa hamburgery, coca – colę i frytki, które zjedliśmy w całkowitym milczeniu. Wiedzieliśmy, że zbliża się czas rozstania i kres naszej podróży.
Westchnęłam i znalazłam się w swojej pracowni, ale już sama.
Początkowo wydawało mi się, że to sen, ale w kieszeni znalazłam oliwną gałązkę, suchą figę, starą angielską gazetę, 1 euro i rachunek z Mc Donalada.
Ta podróż była bardzo pouczająca, mimo że nie przeniosłam się do przyszłości.
Muszę jeszcze popracować nad udoskonaleniem mojej machiny.