profil

Moje wakacje w Soplicowie

Ostatnia aktualizacja: 2023-12-25
poleca 89% 109 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Od pewnego czasu nie czułem się zbyt dobrze. Wybrałem się więc do lekarza, w celu ustalenia, czy ze mną jest wszystko w porządku. Podczas wizyty u doktora okazało się, że jestem przemęczony i potrzebuję trochę wytchnienia od codzienności. Nie bardzo wiedziałem, dokąd mam się wybrać na najbliższy weekend, i wtedy lekarz polecił mi Soplicowo, jako cichy zakątek Polski, będący według niego najlepszym miejscem dla mnie. Nie byłem przekonany do końca co do tego wyjazdu, lecz jednak postanowiłem pojechać tam.

Już pierwszego dnia, po dotarciu na miejsce, mile zaskoczyła mnie serdeczna gościnność gospodarza. Jak się później dowiedziałem, brama dla gości jest tu zawsze otwarta, przyjeżdżający tu nigdy nie są odsyłani do gospody, a moimi końmi nikt by się lepiej nie zaopiekował. Dwór, w którym miałem zamieszkać, był bardzo okazały. Gdy wszedłem do środka, na ścianach ujrzałem portrety bohaterów narodowych – Kościuszki ślubującego wierność ojczyźnie, Rejtana rozdzierającego szaty na znak rozpaczy i protestu przeciwko rozbiorowi Polski, Korsaka i Jasińskiego, a także zegar kurantowy wybijający „Mazurka Dąbrowskiego”. Gdy już się rozgościłem, wybrałem się do pobliskiego sadu na spacer. Drzewa tu posadzone były rzędami, za nimi rozciągało się pole z warzywami. Rosła tu kapusta zdająca się siedzieć i dumać o losach ojczyzny. Z jeszcze innej strony podnosiła złotą kłos kukurydzy, a gdzieniegdzie między nią rosły czerwone buraki. Wokół nich na straży w szeregach stały konopie, dalej badyle maku, okrągły słonecznik. Pod płotem rosły ogórki. Muszę przyznać, że w życiu nie widziałem piękniejszego sadu. Gdy tak spacerowałem, słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, niebo zdawało się zniżać, zacieśniać i coraz bardziej ku ziemi zbliżać. Wieczór był ciepły i cichy. Miejscami można było zaobserwować lekkie i świecące chmurki. Na sklepieniu niebieskim tlił się blask, potem zbladł i poszarzał. Słońce zsunęło się za horyzont i zasnęło. Ja wróciłem do dworu i skierowałem się ku swej sypialni. Po zjedzeniu skromnego posiłku udałem się na spoczynek.

Następnego dnia obudziłem się bardzo wcześnie, aby obejrzeć wschód słońca, a także by wybrać się z myśliwymi na polowanie. Ku mojemu zdziwieniu czułem się wypoczęty. Udałem się w to samo miejsce, gdzie wczoraj oglądałem zachód słońca. Nad Soplicowem rozbłysnęło światło. Padało na strzechy, wpadało do stodoły przez szpary. Pobudziło wróble, które zaczęły radośnie ćwierkać, gęgacz trzy razy zagęgał, a za nim odezwały się kaczki, indyki, tym samym w Soplicowie rozpoczął się nowy dzień. Jak już wspominałem, po wschodzie miałem się wybrać na polowanie. Można je podzielić dwojako: na szaraki i inną drobną zwierzynę lub na grubego zwierza. My wybraliśmy się na niedźwiedzia. W lesie rozstawiono strzelców i zaczęto nasłuchiwać niedźwiedzia. Jeden z myśliwych przyłożył ucho do ziemi, słuchał i po chwili dał znać, że niedźwiedź jest w pobliżu. Nagle psy zaczęły szczekać, wpadły na trop i zerwały się w pogoni za zwierzem. Wtem słychać było strzały, niedźwiedź został powalony na ziemię. Jeden z uczestników polowania zaczął grać na rogu bawolim. Cały las przepełniony był muzyką i podwajającym ją echem. Cała puszcza jakby nagle ożyła, dźwięki stawały się coraz czystsze i doskonalsze. Po tak pięknym koncercie udałem się na miejsce, gdzie leżał zwierz. Zbroczony krwią i przeszyty kulami, dyszał jeszcze, otwierał oczy, lecz już się nie ruszał. Polowanie skończyło się i ruszyliśmy w drogę powrotną do dworu. Wracając doszedłem do wniosku, że nie ma piękniejszego lata nigdzie indziej niż na wsi. Bociany przylatywały do rodzinnych stron, ponad wodami latały jaskółki, a nad lasem słychać szum przelatującego stada dzikich gęsi. Tu i tam widać nowe stada gilów, szpaków i szewczyków, kwitnące zboża i trawy. Dotarliśmy wreszcie do celu. Wieczorem miała odbyć się wystawna uczta. Jednak jeszcze przed nią udałem się do małego ogródka, niedaleko sadu. Był pełen bukietów trawy angielskiej i mięty. W rogu rosły drobne stokrotki, obok nich stało naczynie z wodą, dało się zauważyć, że kwiaty dopiero co zostały podlane. Jeszcze chwilę pomyślałem, po czym udałem się do konatu w celu przygotowania się do uczty. Gdy rozpoczęła się ceremonia, wszyscy zasiedli do stołu, siadając według wieku i urzędu. Ja, chociaż nie byłem najstarszy, zająłem miejsce obok gospodarza, a to ze względu na to, że byłem gościem. Przed rozpoczęciem ucztowania odmówiliśmy krótki pacierz w języku łacińskim. Mężczyźni dostali wódkę i wszyscy zasiedli. Pierwszą potrawą był chłodnik litewski. Potrawy były podawane w starej rodzinnej porcelanie. Inne znów na tacach ogromnych, w kwiaty malowanych, z porcelany saskiej, złotych filiżankach. Ów serwis zmieniał kolory w zależności od podawanych dań, był ręcznie malowany i przedstawiał sceny z życia Polski. Potraw było bez liku: gorące piwo zabielane śmietaną z pływającymi grudkami twarogu, półgęsi tłuste, skrzydełka ozoru – wszystkie uwędzone w kominie jałowcowym. Były też zrazy, barszcz królewski, rosół staropolski, do którego wrzucono kilka perełek i sztukę monety dla oczyszczenia krwi. Pieczeń z bażanta, bigos staropolski z jarzyn i dobrze posiekanej kwaszonej kapusty, która sama wchodziła w usta, z wyselekcjonowanymi specjalnie najlepszymi cząstkami mięsa. Uczta ta była bogato zakrapiana miodem i winem. Pod koniec jeden z cymbalistów, po namowach gospodarza, zgodził się zagrać. Wszyscy ucichli, rozbrzmiał „Polonez 3 Maja”. Słychać było radosne skoczne dźwięki. Po dłuższej chwili koncertowania muzyk zmienił nastrój i zagrał Targowicę. Rozbrzmiały smutne dźwięki. Ledwie zdążyliśmy się wsłuchać, znów cymbalista zagrał inną muzykę. Teraz po sali biegły lekkie i ciche dźwięki. Następnie zagrano mszę tryumfalną „Jeszcze Polska nie zginęła”. Po pięknym koncercie wszyscy zaczęli tańczyć Poloneza. Uczta skończyła się późno w nocy.

Obudziłem się następnego dnia rano. Mimo moich ogromnych chęci przegapiłem wschód słońca. Zdecydowałem się na spacer po okolicy. Podczas tej przechadzki szczególnie urzekło mnie niebo, błękitne i czyste. Każda chmurka na niebie różniła się od sąsiedniej: jesienna pełzała jak żółw leniwy, a chmurka z gradem szybko leciała z wiatrem. Wszystkie płynęły po niebie jak stado gęsi. Byłem pod wielkim wrażeniem tutejszej przyrody. Po powrocie chwilę odpocząłem w swej komnacie.

Niedługo po tym wybrałem się na grzybobranie wraz z gospodarzem i kilkoma innymi osobami. Szliśmy przez puszcze, gdzie czekało na nas wiele niebezpieczeństw. W tym lesie grzybów znajdowało się wiele rodzajów. Chłopcy zrywali krasnolice, które były godłem panieństwa, ponieważ nie zjadał ich czerw i na dodatek żaden owad na nich nie siadał. Panienki zbierały borowiki, wszyscy jednak szukali rydzy, bo są najsmaczniejsze. Gospodarz natomiast zbierał muchomory. Zbierano również surojadki – srebrzyste, żółte i zielone; koźlaki – wypukłe jak dno kubka; lejki – wysmukłe jak kieliszki szampańskie, bielaki – białe, płaskie i szerokie.

Po grzybobraniu wróciliśmy do dworu. Czułem się nieco zmęczony. Jednak z uwagi na to, iż był to mój ostatni dzień pobytu w Soplicowie, udałem się na spacer po okolicy, by jeszcze raz pozachwycać się tutejszą przyrodą. Słońce zaczęło się chylić ku zachodowi. Moją uwagę przyciągnęła panująca cisza. W tej ciszy było słychać brzęczenie muszek i komarów, latających nietoperzy. Niebo było czyste, lśniące światłem księżyca. Naprzeciwko niego błyskało tysiące gwiazd. Nagle ujrzałem kometę. Zjawiła się na zachodzie – wielka, z długim warkoczem, który ciągnęła za sobą, leciała ku północy. Zniknęła w mgnieniu oka. Na spoczynek udałem się ze smutkiem w sercu, bo jutro musiałem wracać do domu.

Gdy wróciłem do codziennego życia, jeszcze długo wspominałem tamte chwile spędzone w Soplicowie. Ten wyjazd dostarczył mi więcej wrażeń i pozytywnych przeżyć, niż do tej pory doświadczyłem w swoich rodzinnych stronach. Nie zdawałem sobie sprawy, ile tajemnic i przyjemności może kryć w sobie wieś. Życie tam płynie wolniej, wszystko toczy się inaczej niż tu w mieście. Jestem pewien, że jeszcze nieraz wrócę w tamte strony.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Komentarze (11) Brak komentarzy

Ja osobiście uważam, że jeśli chodzi o tą prace to jest bardzo dobrze... POZDRO

hmm praca z awalista tylko jaka będzie ocena za te wypracowanie??

czuliśmy się jakbyśmy tam byli:) pięknie:)

Treść zweryfikowana i sprawdzona

Czas czytania: 7 minut

Ciekawostki ze świata