Los człowieka nie jest wypisany na jego dłoni. Nikt przy swoich narodzinach nie otrzymuje mapy swojego życia. Żaden człowiek nigdy do końca nie wie co mu się przydarzy. Jednego może być tylko pewien – swojej śmierci. Cały czas, cokolwiek będzie robił, gdzieś na dniejego serca będzie cichutko pobrzmiewać maksyma memento mori.
Nierzadko zdarza się, że człowiek przeczuwa swoją śmierć i się jej spodziewa. Nie jest to trudne, jeśli musi walczyć na wojnie, jeśli choruje, jeśli w swoich podeszłych latach czuje, że opuszczają go siły. W takich krytycznych chwilach dokonuje swoistego rachunku sumienia, rozliczenia się ze wszystkich swoich uczynków, czy też spisuje swój testament. Nie tylko obdarowuje swoimi materialnymi dobrami, ale chcąc zostawić potomności cząstkę samego siebie dzieli się swoimi przemyśleniami czy marzeniami.
Najprawdopodobniej w roku 1461 Franciszek Villon napisał swój testament, nazwany później Wielkim. Prawie czterysta lat później Juliusz Słowacki Napisał „Testament mój”. Czy prócz słowa zawartego w tytule oraz miejsca stworzenia obu dzieł – Paryża utwory te coś jeszcze łączy? Wydawać by się mogło, że odległość blisko czterech wieków to bardzo wiele, że to przepaść kulturowa prawie nie do pokonania.
Jednak średniowiecze i romantyzm mają ze sobą wiele wspólnego. Obu twórcom przyszło żyć w bardzo trudnych czasach. Vilona nękała nędza, nierzadko głód, w Europie jego czasów szalała wojna stuletnia. Świat współczesny Słowackiemu to świat powstań, zrywów narodowych, a jednocześnie wciąż wielu nieuleczalnych jeszcze chorób, choćby gruźlicy. Oba „Testamenty” są odzwierciedleniem obaw, spostrzeżeń i stosunku poetów do współczesnej im rzeczywistości, tego co w niej dla nich najważniejsze. Wszakże podmioty liryczne mówiące w dziełach można wszakże utożsamić z autorami.
I Villon i Słowacki mają świadomość tego, że ich młodość dawno już przebrzmiała, że zakończył się pewien okres w ich życiu, który nigdy już nie powróci.
Żałuje czasu mey młodości –
- Bardziey niż inny iam weń szalał!…
Odeszła…
Tak nagle uleciala oto,
Nic w darze mi nie ostawiając.
A młodość Villona była krótko mówiąc bardzo burzliwa, można by go delikatnie nazwać łotrzykiem. W swoimi testamencie opisuje swoje czyny. A skrucha, którą przy tym wyraża wydaje się być niewspółmierna do jego czynów. Szybko znajduje jednak usprawiedliwienie na swoje postępki.
Potrzeba ludzi pcha do zbrodni,
A głód wybawia wilki z boru.
Poeta zgodzi się na swój los, stwierdza, że nie można mu przeciwdziałać, bo i tak byłoby to bezcelowe, można się tylko wpisać w warunki w jakich przychodzi człowiekowi żyć i ewentualnie dbać o swoje wygody, bo
Nie masz nic w świecie nad życie wygodne
Dlatego bez wahania zdecyduje się na grabieże, mordercze bójki – to wiemy nie tylko z biografii autora – wspomina on wielu ze swoich towarzyszy, znajomego adwokata, który nie raz musiał mu pomagać. Ale co chcecie?
…z doley moiey…
płynie to, co wam we mnie wadzi;
daruj mi tedy biedne życie
y wiedz, iż nędza nazbyt sroga…
to nie jest ku zacnosci droga.
Villonowi pozostaje nadzieja, że Niebiosa wybaczą mu jego niegodne postępki. Miały one na celu nie krzywdę innych, ale poprawę swojego jakże marnego żywota. Poeta stara się udowodnić, ze są przecież jeszcze gorsi od niego. Nie tylko on jest złodziejaszkieem, cesarz jest takim samym przestępcą.
Czemu mnie zbójca nazywacie?
Dlatego, że na iednej łodzi?
Gdybych miał statków choć ze dzwieście,
Nie byłbych, iako jestem, złodziej,
Lecz cesarz, jako wy jesteście.
Natomiast Słowacki swoją młodość rozpatruje nieco inaczej. Też słychać w jego testamencie jakby nutkę żalu, że już się skończyła, choć może bardziej, że była taka nieszczęśliwa i trudna. Swoje młode lata sterał, nie poświecił – tylko sterał, jakby strawił na bezcelowych próbach, stracił – dla ojczyzny. Jednak trop przegranego czasu wydaje się urywać w świetle następnych słów poety.
Lecz zaklinam – niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!.
Nie jest to może wizja optymistyczna, ale świadczy o tym, że twórca nie utracił nadziei i wszystkim swoim wysiłkom potrafił nadać sens; w przeciwieństwie do Villona, który napisał:
Gdybych znal, iż publiczney sprawie
Może się to by na co przydać,
Iak mi Bóg miły, bylbych prawie
Sam siebie gotów na śmierć wydać
Ponieważ jednak twórca nie znajduje takich przesłanek zajmuje się bardziej przyziemnymi sprawami. Nawet miłością do swojej Małgośki – w bardziej przyziemny sposób.
Małgośka świnia, iam też świntuch przedni;.…
Plugastwu radzi, żyjem też plugawo
Urokami życia, o których przy przepełnionych wiarą i uczuciem do ojczyzny strofach Słowackiego trochę mówić nie przystoi. Bo wszak wieszcz wiódł życie pełne poświęcenia.
A póki okręt walczył – siedziałem na maszcie,
A gdy tonął – z okrętem poszedłem pod wodę
Klęska jego sprawy okazała się i jego klęską. I była to porażka niezależna od poety. Natomiast, to na co uskarża się Villon: srogiem wyrokiem przepędzony, wbrew apelacji uroczystej… jest całkowicie spowodowane jego czynami.
Wydaje się, że o ile Villon przywiązuje wagę do wartości materialnych, o tyle dla Słowackiego raczej nie mają one znaczenia – w każdym razie o nich nie wspomina. Przepełnione metafizyką strofy mówią o miłości innej niż ta z średniowiecznego dzieła. Ponadczasowej: serce, nawet spalone w aloesie przez bliskich przyjaciół, oddane ma zostać matce.
Nawet stosunek do własnej twórczości świadczy o tym, że Słowacki poszukuje wartości ponadczasowych, czegoś co przetrwa po nim, czemu uda się wygrać z jego śmiercią.
Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mi żywemu na nic…
…po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba – w aniołów przerobi.
W swoim testamencie wieszcz zapisuje innym ludziom swoje dzieła, które będą mogły pozwolić innym ludziom na znalezienie potrzebnej im siły. Natomiast stosunek Villona do swojej twórczości jest mniej dalekosiężny. Według niego ma on przede wszystkim służyć zabawie.
…imć Marszan Ytierowi,…
Daię…
Tę piosnkę, izby się nią bawił;
Wraz De profundis, pieśń żałośną
Na dawne jego miłowanie
Wydaje się, że nie dba Villon jednak zbytnio o to, czy następne pokolenia będą się jego strofami zachwycać. W końcu
Yak sława nami tak my gadzim sławą,…
wszystko się skończy… gdy mnie ziemia schowa…
Słowacki natomiast uskarża się na drogę bez świata oklasków. Wspomina, że odejdzie, odleci cicho – jak duch. I choć spełnił srogą, twardą bożą służbę godzi się mieć niepłakaną trumnę. A mimo wszystko w tych deklaracjach pobrzmiewa jakaś nutka żalu, niedosytu, której nie można chyba znaleźć u Villona. Dla niego wszyscy tańczą dance macabre, śmierć nikogo nie omija i wszystkich traktuje tak samo. Jakoś jest mu się łatwiej pogodzić z własnym losem.
Patrz, w Salomońskiem co pisaniu stoi:
„Czlowiek roztropny (rzekł) ma w mocy swoiey
Planety wszystkie y włada im cnotą.”
I taka postawa raczej bliższą byłaby Słowackiemu, Villon jednak odpowie:
Nie wierzę, będę, czem los mi przeznaczy…
Jemu wystarczy tylko, gdy spełniona zostanie jego ostatnia wola:
…niechaj moie ciało
pogrzebią u Iadwigi świętey…
grobowca nie chce, wiedzion myślą
by… nie obciążać zbyt podłogi.
Choć według znawców literatury średniowiecze i renesans są bliskimi sobie epokami, to jednak w tych dwóch utworach ujawniają się odmienne punkty widzenia świata. Oczywiście utwory te w pewnym stopniu korespondują ze sobą. Jednak wyraźnie widoczne jest to, ze każdy z nich został napisany w innym celu. Villon chciał potwierdzić swoje umiejętności poetyckie, napisał swój „Wielki testament” raczej po to, by bawić, niż dokonać swojego rozrachunku z przeszłością. Choć opisuje swoje życie, nie jest to sprawa pierwszoplanowa. Dokonuje wielu spostrzeżeń o współczesnych mu ludziach, stosunkach miedzy nimi, w żartobliwy sposób maluje panoramę swojej warstwy społecznej. Nie dyktuje jej nic, nie udziela żadnych rad, ani nie zaklina.
Zaklina natomiast Slowacki, którego „Testament mój” jest testamentem wieszcza, kogoś, kto ma prowadzić naród, kto trafia pod strzechy. Jest próbą określenia swojego stanowiska w stosunku do ojczyzny, matki, swoich przyjaciół – świadków jego walki.
Paradoksalnie średniowieczne dzieło, niby bardziej odlegle, przemawia do mnie mocniej, niż romantyczne… ale i może ja chciałabym wiosną wiosnę zobaczyć.