Jelińska Magdalena
Komunikacja w moim otoczeniu
Ziemia, planeta ludzi, globalna wioska, ponad 6 miliardów obywateli świata, posługujących się tysiącami języków. Przecież się nie znamy, a jednak jeden „ciągnie” do drugiego, chce zawierać nowe znajomości, utrzymywać kontakty, zakładać rodziny. Obecnie nie obowiązuje bariera czasu, przestrzeni, czy kultury. Właśnie tak! Wystarczy dostęp do Internetu, jedno kliknięcie i cały świat stoi przed nami otworem. Należymy do fanklubów zrzeszających kibiców piłkarskich, takich jak klub Realu Madryt, czy też miłośników gier sportowych z całego świata. To właśnie tak nawiązujemy nowe znajomości, czasami nawet przyjaźnie z osobami zamieszkującymi drugi koniec świata. Jedynym ograniczeniem staje się jedynie znajomość języków obcych, a właściwie tylko jednego – angielskiego. Chociaż teraz to już nie jest aż tak bardzo obcy język, przez niektórych uważany jest już przecież za standard.
Swoja wypowiedź chciałam zacząć w sposób „globalny”, ponieważ chociaż może jeszcze nie czuję się obywatelką świata, ale na pewno Europy, a Europa dla mnie to nie tylko Wielka Brytania, Portugalia, Niemcy, czy nasza Polska, ale przede wszystkim moje najbliższe otoczenie, moja rodzina, przyjaciele z boiska i ze szkoły.
Komunikacja w tym moim małym, prywatnym świecie opiera się w zasadzie tylko i wyłącznie na rozmowach „face to face”, ponieważ to właśnie bezpośredni kontakt z ludźmi cenię sobie najbardziej. Uważam, że nic nie jest w stanie zastąpić mi osoby rozmówcy. Chociaż nie ukrywam, że czasami po prostu nie ma innego wyjścia niż telefon, bądź kontakt przez Internet.
Technologia bardzo ułatwia nam kontakty z ludźmi, którzy obecnie są gdzieś daleko, dla mnie, mojej mamy i mojego brata jest to o tyle ważne, o ile gdyby nie telefony praktycznie nie wiedzielibyśmy, co słychać u naszego taty, który jako kierowca większość czasu spędza w trasie.
W gronie moich bliskich i przyjaciół czuję się najlepiej, wiem, że zawsze mogę liczyć na ich wsparcie w trudnych sytuacjach. Chociaż nie należę do osób, które z każdym drobiazgiem lecą do wszystkich, których znają i pytają o zdanie. To właśnie przy nich mogę się wygłupiać i swobodnie żartować, ponieważ wiem, że następnego dnia nie pójdą plotkować o naszych wybrykach. Dlatego lubię otaczać się ludźmi, którzy po prostu budzą moje zaufanie. A z zasady jestem osobą ufną, chociaż nie ukrywam, że zdarza mi się spotkać na swojej drodze osoby, które po prostu mnie denerwują, czasami drażni mnie czyjś sposób bycia, a czasami zachowanie. Oczywiście nie dotyczy to osób, które znam i, które mnie znają i wiedza, że mogą mi powiedzieć wszystko, a ja dotrzymam tajemnicy, że zawsze jestem sobą, a czasami nawet do bólu szczera. Osoby, które spotykam po raz pierwszy zawsze mówią mi, że jestem okropną gadułą. Ja wiem to nie od dziś, jestem gadulska od urodzenia, uwielbiam rozmawiać. Dlatego też pierwszą rzeczą, jaką zawsze robię po powrocie do domu jest streszczenie mojej mamie całego mojego dnia. Czasami zdarza mi się obgadywać ludzi, ale w moim przypadku to naprawdę rzadkość. Najczęściej opowiadam jej o tym, co mnie zainteresowało w czasie jazdy autobusem, czy pokonywania drogi z przystanku do domu. Albo o tym, co się działo na uczelni. Kiedy zaczęłam studia codziennie marudziłam, że autobusy to najstraszniejsza rzecz pod słońcem teraz, kiedy już się troczkę przyzwyczaiłam, nauczyłam się zajmować się czymś podczas jazdy, np.: obserwowaniem ludzi, co zdarza mi się zwłaszcza po wykładach z komunikacji niewerbalnej, kiedy analizuję mowę ciała i mimikę różnych ludzi. Te zachowania również są częstym tematem moich opowiadań.
Kiedy nie spędzam czasu w szkole, mam wolne poświęcam się odrabianiu prasowych zaległości, tzn. czytaniu wszystkich gazet i czasopism, na które wcześniej brakowało mi czasu. Wtedy bardzo często mój młodszy brat psuje mi całą frajdę i streszcza większość interesujących mnie artykułów. Najczęściej, bowiem czytujemy te same czasopisma w rodzaju CD-Action, czy Wysokie obroty. Często też sięgam naszych dąbrowskich gazet lokalnych takich jak: Miesięcznik Mieszkańców Miasta- Przegląd dąbrowski, czy Nasza Dąbrowa. Właściwie nie wyobrażam sobie, że mogłoby ich nie być, ponieważ większość informacji o naszym mieście i większości organizowanych imprez, czy inwestycjach czerpię właśnie z nich. Z resztą nie tylko ja je czytuję, jak tylko się pojawią w domu zawsze o tym wiem, bo mama z bratem wyrywają je sobie z rąk. Wiadomości z naszego miasta cieszą się dużym uznaniem nie tylko w moim domu, ale także wśród moich kumpli z boiska. Sąsiedzi nie uznają tych gazet, ponieważ uznają je za sprzedane i całkowicie podporządkowane prezydentowi, no, ale cóż. Dla mnie, jako czytelnika większość informacji w nich zawarta jest rzetelna i wystarczająca. Chociaż uważam, że w każdej gazecie niezależnie od grona jej odbiorców zdarzają się artykuły kontrowersyjne i czasami wręcz wyssane z palca. Ale z czymś takim spotykam się głównie w czasopismach, czasopismach konkretniej rzecz ujmując w artykułach dotyczących gwiazd i osób z wyższych sfer. Później zamieszczane są sprostowania, czy też przeprosiny. Unikam czytania pism, które już raz napisały nieprawdę. Bardzo nie lubię, gdy dziennikarze ubarwiają prawdę uważam, bowiem, że mija się to z celem wykonywania zawodu dziennikarza. To właśnie to jest jedną z przyczyn, dla których wolę czytać czasopisma motoryzacyjne, czy komputerowe. Lubię je nie tylko, dlatego, że nie robią z igły widły, ale także, dlatego, że piszą o rzeczach, które po prosto mnie interesują. Najchętniej czytam o nowinkach technicznych, nowych rozwiązaniach technologicznych, nowych modelach samochodów. Czasami zdarza mi się zajrzeć do jakiegoś czasopisma dla kobiet, ale niezbyt często, jeśli już to najwięcej uwagi poświęcam wywiadom, recenzjom nowości filmowych, ponieważ nigdy nie mam czasu, aby wybrać się do kina, ale zawsze najciekawsze według mnie są artykuły dotyczące podróży, zwłaszcza Egiptu. Od czasów podstawówki interesowałam się odkrywaniem tajemnic, zwłaszcza tych rodziców. Dopiero później przeniosłam się na inny obiekt zainteresowań, jakim stał się Egipt i odkrycia archeologiczne. Najbardziej zafascynowało mnie odkrycie grobowca Tutenchamona, które miało, co prawda miejsce w roku 1922, ale dzięki mojej nauczycielce historii postanowiłam poznać sprawę bliżej. I tak zainteresowałam się klątwą, która dotknęła wszystkich uczestników odkrycia. Badania nad mumią trwają po dziś dzień, a naukowcy ciągle poszukują wyjaśnienia śmierci faraona, a ja staram się śledzić ich kroki. W związku z moimi zainteresowaniami uwielbiam oglądać programy dokumentalne z serii BBC, czy National Geograhic. Ale nie tylko, za namową brata, co sobotę razem z mamą oglądamy „Prywatne życie surykatek”. Nietypowy film dokumentalny, którego forma bardziej przypomina mi serial komediowy, a wszystko za sprawą zabawnych tekstów lektorskich. A ponieważ nie mam czasu na tzw.: tasiemce telewizyjne z przyjemnością zwracam uwagę na coś innego i niezwykle dla mnie zabawnego. Moja babcia natomiast z upodobaniem ogląda wszelkie telenowele z cyklu „Moda na sukces”, czy „Samo życie”, ponieważ uważa, że nic tak jak one nie przedstawia problemów codziennego życia. Osobiście wolę trochę inny obraz codziennego życia, a mianowicie kabaret. Uważam, że odrobina ironii jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
A kabaret to najfajniejsza według mnie i mojego taty forma odzwierciedlania szarego życia. Do naszych ulubionych grup kabaretowych należy min.: Ani Mru Mru. Nikt tak jak oni nie potrafi pokazać zwykłych spraw zwykłych ludzi. Weźmy na przykład skecz „Chińska restauracja”, czy „Na porodówce”. Myślę, że są po prostu ponadczasowe. Już obecnie zna je i cytuje cała Polska.
Natomiast jeśli idzie o programy informacyjne tu już jesteśmy z babcią w 100% zgodne- oglądamy Teleexpress, codziennie lub prawie codziennie. Ja lubię także Fakty na TVN-ie, a i oczywiście sport, szczególnie w telewizyjnej Jedynce.
Medium, które lubi cała nasza rodzina bez względu na wiek jest radio. Moja mama wprost uwielbia audycje Radia Katowice z serii „małolaty”, czy „Masztalscy”. Ja słuchając ich od czasu do czasu muszę przyznać, że wywołują mój uśmiech, a żarty o teściowych przebijają po prostu wszystkie inne. A tak w ogóle to radio towarzyszy mi praktycznie przez cały czas, niezależnie od tego, czy jestem w domu, czy poza nim. Pierwszą rzeczą, jaką robimy w domu wcześnie rano jest właśnie włączenie odbiornika, a ulubioną poranną falą wszystkich domowników jest radio Katowice. O każdej pełnej godzinie wiadomości, w pół do Autoradio, za 10 kawa na ławę, a za 15 NIK- Notowania Informacje Pieniądze, no i … tak, oczywiście za 20 moja ulubiona Trójwymiarowa, prognoza pogody Cezarego Orzecha. Wieczorami razem z bratem słuchamy radia Eska, przy nim dobrze nam się prowadzi nasze co wieczorne pogaduchy. Czasami, kiedy mamy ochotę spędzić czas spokojnie i wyciszyć się po ciężkim dniu włączamy Radio Złote Przeboje- Karolina, ta stacja potrafi zdziałać cuda swoim nietypowym klimatem, to stacja przy której najczęściej zasypiam. Kiedy wychodzę z domu urywa mi się kontakt z radiem, a w autobusach różnie bywa, czasami zdarza się, że kierowcy słuchają którejś z moich stacji, najczęściej są to jednak RMF fm albo Zet-ka. Dla mnie to i tak nieźle, bo przy radiu po prostu podróż mija mi szybciej i jakoś tak przyjemniej.
Mówiąc o podróżach, muszę powiedzieć o moim tacie. Jak już wcześniej wspomniałam jest kierowcą, ale nie takim zwyczajnym, przynajmniej dla mnie i mojego brata, w końcu to nasz tata, ale wracając do punktu wyjścia- jest kierowcą TIR-a. Ktoś by powiedział no i co z tego, wielkie mi rzeczy. Ale ten zawód wcale nie jest taki prosty jakby mogło się pozornie wydawać. Trzeba znać minimum 2 języki obce, orientować się w terenie, być punktualnym, być mechanikiem i jakby nie było mieć niezłą krzepę- próbowaliście kiedyś przekręcić kierownice w tak dużym samochodzie?
Rozmowa w tym zawodzie to podstawa i to nie tylko na poziomie zawodowym, ale ponieważ bardziej osobistym. A ponieważ rozmowa skraca drogę bardzo często tata dzwoni do nas i żali się: na pogodę, korki, czy inne czynniki złośliwe. Kiedy z nim rozmawiamy bardzo często wybuchamy niepohamowanymi atakami śmiechu, ponieważ za każdym razem tata opowiada nam zabawne historie z podróży. Nie mówiąc już o dowcipach prosto z CB- radia. Nasze rozmowy zawsze trwają dobre pół godziny. Ale czasami i to nie wystarcza, bo nie widzimy się przez ponad miesiąc. Wtedy odbijamy sobie wszystko po jego powrocie. I rozmowom nie ma końca…
W trasie jedynym przyjacielem taty jest radio. To z niego dowiaduje się wszystkiego o ograniczeniach w ruch drogowym, przynajmniej tych oficjalnych, czyli takich jak korki, czy ewentualne utrudnienia związane z wypadkami lub opadami atmosferycznymi, o innych, mniej oficjalnych z drugiego równie ważnego źródła, jakim jest dla każdego kierowcy CB- radio. To z niego dowiadują się o patrolach drogówki- „misiaków”, czy tzw.:„krokodylków”- zielonych kontrolerów, czyli ITD- inspekcji drogowej. CB- radio w znacznym stopniu ułatwia podróż pozwala, bowiem uniknąć nieprzyjemności związanych z drobiazgowymi kontrolami, które nie zawsze rzetelnie spełniając swoje obowiązki, czekają na łapówki. CB przyczynia się również do umilenia jazdy, umożliwia utrzymanie kontaktów z kolegami po fachu, bo przecież nikt nie zrozumie kierowcy lepiej niż drugi… kierowca. I chociaż często się nie znają zawsze sobie pomagają w opałach i jeden może liczyć na drugiego, dlatego razem z bratem nazywamy ich „społecznością mobilków”. Komunikaty nadawane przez CB nie raz są przydatne, ale często też przezabawne. Driverzy bardzo często, a szczególnie na postojach opowiadają sobie dowcipy, albo śmieją się z innych mniej doświadczonych, młodych kierowców, którym niezmiernie trudno jest „wkręcić” się do środowiska, a nie znając odzywek, to naprawdę trudna sztuka. Dzieje się tak ponieważ slogan kierowców to odrębny język, niejednokrotnie nie zrozumiały dla innych, niepowiązanych z nimi osób.
I ktoś z zewnątrz nie zawsze zrozumie o co chodzi. Na przykład kierowcy zawsze zamiast dziękuję życzą koledze szerokości, albo gładkiej nawierzchni, czy szybkiego powrotu.
Jeżdżąc z tatą miałam okazję na własnej skórze się o tym przekonać, kiedy im dziękowałam patrzyli na mnie jak na odludka. Ale teraz już wiem, jak trzeba mówić i jak się zachowywać. Udało mi się już wprawić i obecnie nienajgorzej dogaduje się z niektórymi kierowcami. Natomiast mój brat czuje się z nimi jak ryba w wodzie. Poza komunikacją przez CB w przypadku kierowców dużą rolę odgrywa także komunikacja za pomocą sygnałów świetlnych, rzadziej dźwiękowych. Najczęściej migają do siebie żeby sobie podziękować za ustąpienie pierwszeństwa, czy umożliwienie manewru wyprzedzania. Jeśli ktoś nie „podziękuje” za życzliwy gest uznawany jest delikatnie rzecz ujmując za niewychowanego.
Nic nie daje takiej szkoły życia, jak taka samotna podróż, najgorsze są dni, kiedy nie ma się jak, do kogo odezwać, bo CB popsute, a radio odbiera tylko zagraniczne fale, jest się samym gdzieś na jakimś parkingu. Wtedy można się poczuć w pewnym stopniu odciętym od świata, do którego się przywykło. Wtedy jedynym łącznikiem z ludźmi, których znamy jest telefon. Małe urządzenie, które tak bardzo ułatwia kontakt z bliskimi, pozwala na usłyszenie głosów, które od razu wywołują uśmiech na twarzy. Rozmowa skraca wówczas czas oczekiwania na powrót do domu i pomaga zapomnieć o kłopotach i trudnościach, związanych z podróżą i odpowiedzialnością za towar, który przewozimy. To słowa mojego taty, które zapamiętam do końca życia. To po prostu prawda- rozmowa skraca drogę.
Komunikacja w moim otoczeniu to również moje kontakty z innymi ludźmi, których znam i którzy myślą, że znają mnie lepiej niż ja sama. Mowa tu o moich sąsiadkach i ku mojemu zdziwieniu i o sąsiadach. Głównym źródłem informacji sąsiedzkich są po prostu plotki o innych. Rzadko się bowiem zdarza żeby sąsiedzi słuchali radia, czy oglądali wiadomości. Najczęściej bez względu na pogodę przesiadują na ławce pod klatką i obserwują wszystkich wokół. I nie daj Boże, aby ktoś kogo znają rozmawiał z kimś im nieznanym. Wtedy jest po prostu przechlapane, są źli na cały świat, że ktoś, a raczej coś umknęło ich uwadze. Znam te spojrzenia, ponieważ często właśnie mnie dotyczą. Najgorzej jest w wakacje, kiedy wychodzę z kolegami grać w nogę, albo rozmawiam z jedynym młodym sąsiadem i to w dodatku prawnikiem. Raz się zdarzyło, że podwiózł mnie do domu i stałam się ofiarą sąsiedzkich plot. Przez przypadek dowiedziałam się kilku ważnych szczegółów dotyczących mojego prywatnego życia, o których nawet ja nie miałam pojęcia.
Poza tym, że sąsiedzi zajmują się życiem wszystkich, których znają to mają też inne zajęcie w postaci krytykowania wszystkiego, co ich dotyczy. Krytykują polityków, nowo wybraną władzę lokalną, chociaż nie głosowali, ceny w sklepach, a co za tym idzie wszystkie okoliczne ekspedientki i można by tak wymieniać w nieskończoność. A gazet nie czytają ponieważ sądzą, że dziennikarze kłamią, a prasa lokalna jest sprzedana władzy, więc nie może pisać prawdy. Z uwagi na powyższe informacje mój kontakt osobisty z sąsiadami ogranicza się jedynie do „dzień dobry”. Jako, że wolę unikać bezpośrednich starć z nimi. Uważam, że głównym źródłem informacji dla nich jest plotka. Ja tej formy bardzo nie lubię, bo wiem, że może wyrządzić dużo złego. Dla mnie formą komunikowania sąsiedzkiego są spojrzenia, czasami nikt nic nie powie, a i tak czuje się negatywne fale. Jeśli ktoś podjeżdża pod blok nowym samochodem najgorsze są zawistne spojrzenia, niektórzy po prostu mieliby ochotę zabić. A za co? Za to, że on ma a ja nie. Wtedy, chociaż nic nikt nie powie powstaje niemiła atmosfera. Nie obchodzą ich fakty, ani uczucia innych. Wiem, bo całkiem niedawno sami znaleźliśmy się w takiej sytuacji. Do dziś, co niektórzy się do nas nie odzywają, a nawet nie odpowiadają na sąsiedzkie „dzień dobry”, zdarza się nawet, że w dalszym ciągu obgadują nas za naszymi plecami.
Tak, więc komunikacja sąsiedzka, przynajmniej w moim otoczeniu nie prezentuje się najlepiej. Bo co to za rozmowa, która zaczyna i kończy się na tym nieszczęsnym „dzień dobry”? O czym można rozmawiać z osobami, których tak naprawdę się nie zna, które skrupulatnie odgradzają się od innych murem milczenia i obojętności? Przecież żyło by się nam- sąsiadom o wiele lepiej, gdybyśmy obu-, a nie tylko jednostronni dążyli do porozumienia.
Na szczęście nie mam problemów z porozumieniem się z moimi kumplami z boiska i własnym bratem. Nasze spotkania, choć z reguły mają charakter rywalizacji, to zawsze kończą się wspólną zabawą. A najczęściej opowiadaniem sobie treści ostatni przeczytanych książek, czy nowych filmów. Często wygłupiamy się na boisku, a ludzie przechodzący obok dziwnie na nas patrzą. Ciekawe, dlaczego? Mama twierdzi, że nie ma drugiej takiej paczki jak my. A my w pełni się z tym zgadzamy. Kiedy się spotykamy nikt nie jest w stanie nas przegadać. Wszystkie newsy, którymi się między sobą wymieniamy pochodzą głównie od naszych rodziców. Teksty w postaci, „a tata Michała” powiedział są na pierwszym miejscu. Zimą, kiedy rzadziej się spotykamy piszemy do siebie mnóstwo sms-ów, a jeśli uda nam się spotkać, to nie gramy w piłkę, ale wspólnie przeglądamy nasze CD- Action’s i plotkujemy o szkole, kolegach z ławki, a wszystko z nieustającymi wygłupami i śmiechem. Najfajniejsze jest zawsze wspominanie lata. Jak to było fajnie, kiedy słonko świeciło i jak było ciepło. Takie przyjacielskie rozmowy ucinamy sobie z reguły u kogoś z naszej paczki. A ponieważ znamy się już od dobrych 6 lat nikt nigdy nie wnosi sprzeciwu. Czasami jednak wyprawiamy się całą ekipą na spacer lub do baru. Często spotykamy się także na próbach kabaretu DNO.
Od kiedy pamiętam lepiej wychodziło mi dogadywanie się z chłopakami, może dlatego, że oni mnie jeszcze nigdy nie zawiedli, jak kiedyś zrobiła to moja najlepsza przyjaciółka. A może dzieje się tak ponieważ mam brata i od zawsze mieliśmy wspólnych kolegów. Skoro liczba moich męskich kompanów przewyższa i to znacznie liczbę koleżanek, dalej będę mówić o kumplach z boiska i nikim więcej.
Koledzy za główne źródła swoich informacji zgodnie podają wszelkiego rodzaju prasę, szczególnie lokalną, bo tam znajdują wieści dotyczące aktualnych imprez w mieście i regionie. Czasami nawet artykuły o swoich rodzicach. Oczywiście czytają też „męskie”(chociaż i ja niejednokrotnie do nich zaglądam) czasopisma jak je określają,
a zaliczają do nich min.: „Autoświat”, czy „Wysokie obroty”. Jak twierdzą zaspokajają one ich głód wiedzy technicznej i technologicznej. Zawsze popisują się między sobą tym, co wyczytali w kolejnych numerach. Dlatego, aby wzajemnie się sprawdzić ze znajomości poszczególnych artykułów czytają je od deski do deski. Wśród swoich ulubionych artykułów, we wszystkich czasopismach, wyliczają tylko te, które dotyczą wszelkiego rodzaju nowości. Nie wyobrażają sobie również dnia bez „akompaniamentu” radia. W przeciwieństwie do mnie lubią budzić się przy dźwiękach nie radia Katowice, ale słuchając Eski. Prawie mnie wyśmiali, twierdząc, że moja ulubiona stacja rewelacyjnie nadawałaby się do usypiania dzieci. Przemilczałam, więc kwestię humoru radiowego i… zaraz, zaraz, a co wiadomościami w radiu? No tak, mogłam się tego po nich domyślić nie zwracają uwagi na inne poza pogodą, czy sportem. Czasami zwracają uwagę na kontrowersyjne newsy ze świata gwiazd, czy polityki. Pomijając prasę i radio, jedną z ich ulubionych form zdobywania informacji jest telewizja, wszystkie programy podróżnicze, sportowe i oczywiście motoryzacyjne. Co do tej kwestii są zgodni, ale jedni lubią seriale komediowe, a inni ich nie znoszą, wśród śmiesznych sitcomów ich ulubiony to „Jaś Fasola”, a także inne z Rowanem Atkinsonem w roli głównej. Kiedy prawie pokłócili się o to, który z nich jest najlepszy, ja zaproponowałam zmianę tematu i okazało się, że wszyscy lubią kabaret. Dwóch moich najlepszych kumpli należy nawet do kółka kabaretowego organizowanego przez naszą dąbrowską grupę- DNO. Nie przegapili jak do tej pory ani jednej telewizyjnej relacji ze sceny kabaretowej, nie wspominając nawet o występach ich idoli- kabaretu DNO. Stwierdzili, że to właśnie kabaret jest ich głównym źródłem wiedzy o świecie…po chwili dodali, że znajduje się on w klasyfikacji zaraz po szkole i radiu.
I znowu nasza rozmowa wróciła na mniej oficjalne tory. Na których doszliśmy do wspólnego wniosku, że gdyby nie rozmowa to nasz świat byłby szary i nudny. Jeśli ludzie by ze sobą nie rozmawiali nie istniałoby w ogóle coś takiego jak przekaz informacji, więc nie mielibyśmy możliwości zdobywania nawet najdrobniejszych wiadomości. Jakby wyglądał świat, gdyby ludzie nie umieli mówić? Porozumiewanie się ze sobą było bardzo utrudnione. Mielibyśmy do wyboru jedynie formy pisane lub pokazywane- język migowy, który do łatwych raczej nie należy.
Aż trudno sobie taką sytuację wyobrazić. Nie posiadać takiego ułatwienia jakim jest mowa. I chociaż mowa jest srebrem, a milczenie złotem, to oba kruszce są jednakowo cenne. Czasami wystarczy jedna mina, bądź spojrzenie, ale słowa mówione są niezastąpione. Nieraz jest tak, że to właśnie pojedynczy wyraz wywoła uśmiech, czy smutek. Ale zawsze powoduje pewną reakcję, odpowiedź, poprzez którą drugi człowiek przekazuje nam kawałek siebie.
Tak, więc rozmowa ma charakter zawsze bardzo osobisty, powoduje że odsłaniamy kawałek siebie i to niezależnie od tego, czy rozmawiamy z kimś zawodowo, czy prywatnie każdorazowo ujawnimy swoje emocje. A to nasze małe dzielenie się z bliskimi to tak jakby zamknięty w dłoniach cały świat.