Czy rzeczywiście, jak twierdził Leibnitz żyjemy na najlepszym z możliwych światów? W swoim wypracowaniu oprzyj się na własnych rozważaniach dot. otaczającego cię świata, ale i na znanych ci tekstach oświecenia.
"Najlepszy z możliwych światów" - cóż za paradoksalne określenie miejsca, w którym egzystujemy. Czy ktokolwiek mógłby odważyć się dziś o takie stwierdzenie? Sądze, że nie. Jednak na przełomie XVII i XVIII wieku pewien niemiecki filozof, matematyk, inżynier, fizyk i dyplomata stworzył niezwykłą teorie, teorie Monad. Opierała się na prawdzie, konieczności i przyczynie. Gottfried Wilhelm Leibnitz, bo to właśnie on jest prekursorem owej filozofi stwierdził, że świat, w którym przyszło mu żyć jest preuporządkowany przez Boga, który jest ostateczną przyczyną i celem istnienia pozostałych monad. Monada natomiast jest najmniejszym elementem świata, który go otaczał i zawiera się w każdej rzeczy - dzięki temu rzeczywistość jest uporządkowana i ma swój sens. Teoria ta wydaje się odrobinę dziwna, z uwagi na okres, w którym żył Leibnitz, bo przecież oświecenie opierało się na powszechnie znanej sentencji Kartezjusza "cogito ergo sum" (myślę, więc jestem).
Filozofia niemieckiego uczonego zupełnie odbiegała od oświeceniowych nurtów, oparta była na domysłach i wyobraźni samego twórcy, który został ostro skrytykowany za swoje domniemania, głównie przez Woltera. Niemiecki adwersaż Leibnitza śmiało i otwarcie szydzi z optymistycznego nurtu filozofii oświecenia. Na zasadzie kontrastów ukazuje niedorzeczność takiej teori. To właśnie w jego utworze (powiastce filozoficznej "Kandyd") po raz pierwszy pojawiło się określenie "Eldorado" - krainy szczęśliwości. Jednak życie nie jest usłane różami i nie rozpieszcza zarówno bohaterów Kandyda, jak i nas - zwykłych ludzi. Pangaloss (główny bohater powiastki Woltera) po odnalezieniu swej ukochanej postanawia ograniczyć się do "uprawy własnego ogródka". Zmuszają go do tego niedoskonałości świata - przemoc i okrucieństwo, niewolnictwo, ciemnota ludzi, skrajny fanatyzm, bezsens wojny, rozpusta i próżność duchowieństwa, pogoń za pieniędzmi, rozwiązłość i prostytucja, bezprawie, naiwność... Więc czy nadal możemy mówić, iż nasz świat jest tym najdoskonalszym? Marcin (stary uczony z Kandyda) powiedział: "Cnota i szczęście na świecie są rzadkie".
Przez prawie trzysta lat zmieniło się niewiele, czy na lepsze? To pytanie pozostawie bez odpowiedzi, bo chyba każdy z nas dostrzega wszechobecne zło, które szerzy się dookoła nas. W Polsce rozwija się moda na krytycyzm szlachty (oczywiście słuszny), przykłady takiego krytycyzmu możemy dostrzec w "Chudym literacie" Adama Naruszewicza, "Powrocie posła" - Ursyna Niemcewicza, w większości dzieł Ignacego Krasickiego i wielu innych literackich zmaganiach z rzeczywistością, głównie w satyrach, bajkach, komediach... Mam wrażenie, że gdyby Leibnitz urodził się dwieście lat wcześniej jego teoria mogłaby zrobić furore, jednak nie miała takiej możliwości w XVIII wieku, wieku kontrreformacji, racjonalizmu, deizmu, utylitaryzmu i wielu innych nurtów, które wyraźnie zaprzeczają jego opinii o świecie. Patrząc przez pryzmat minionego wieku śmiało moge stwiedzić, że Leibnitz pomylił się w swoich założeniach, a jego teoria jest irracjonalna, absurdalna i wyalienowana tak jak on sam. Mniemam, iż Wilhelm - odrzucony, niezaakceptowany i samotny zatracił się w swoich przekonaniach, a jego duma i egocentryzm nie pozwoliły mu trzeźwo spoglądać na świat. Miejsce, w którym dano nam żyć nigdy nie było idealne, najlepsze z możliwych, od momentu zerwania przez Ewę owocu życie człowieka diametrialnie się zmieniło, a to za sprawą wolnej woli, chęci poznania i władania czymś, czasami nawet kimś.
Doskonale ten problem dostrzegali polscy oświeceniowi twórcy, którzy skupili się w głównej mierze właśnie na szydzeniu z władzy szlacheckiej. Idealnym przykładem sytuacji jaka panowała w osiemnastowiecznej Polsce jest satyra Ignacego Krasickiego "Do króla", w której autor posłużył się niezwykle wysublimowaną ironią. Utwór wyjdaje się być przywarą w sotunku do króla, lecz jak się w konsekwencji dowiadujemy Kraciski krytukuje w sposób stanowczy szlachte, bo to właśnie dzięki niej Polska przestała istnieć na stodwadzieściatrzy lata... Takich przykładów mógłbym wymieniać bez liku, jednak czy jest to konieczne? Mieszkańcy naszej "niebieskiej" planety od dawna próbowali przeciwdziałać okrucieństwom, kłamstwu, jednak ich wysiłki okazały się bezskuteczne. Żaden system władania państwem nie okazał się idealny, a utopijna wizja świata przepadła równie szybko, mimo, że próbowano ją niejednokrotnie wykorzystać.
Dochodzę więc do wniosku, że termin "najlepszy z możliwych światów" nie ma miejsca i nie zostanie wypowiedziany w pełnym tego słowa znaczeniu przez dziesiątki, jeżeli nie setki lat, a na pewno nie na naszej planecie, której nie da się zmienić jak za dotknięciem "czarodziejskiej różdżki". Osobiście jestem pogodzony z tym faktem, aczkolwiek nie wywołuje on we mnie negatywnych uczuć, ponieważ kieruje się w życiu horacjańskim hasłem "carpe diem", staram się czerpać z życia to co najlepsze i moje życie jest tym najlepszym, mimo iż przyszło mi żyć w świecie wojen i śmierci.