Zanim zacznę opowiadać się „za” lub „przeciw” postawionej tezie powinnam powiedzieć o czym powinniśmy pomyśleć zanim wygłosimy swoją opinię.
Przede wszystkim powinniśmy pamiętać o tym, że każdy człowiek obojętnie jak na niego spojrzeć jest jednostką i nic tego nie zmieni. Każdy ma własny tok myślenia, własne poglądy, własne odczucia itp. Każdy z nas jest indywidualną istotą i chociaż łączą nas różne sprawy to jesteśmy jednostką, a to czy jesteśmy nierozerwalną częścią społeczeństwa tak samo zależy od nas jak i od społeczeństwa. Tu powstaje pytanie: o jakie społeczeństwo chodzi? Czy chodzi o społeczność szkolną, pracowniczą, mieszkalną, wyznaniową, obywatelską, czy bardziej globalnie – światową? Każda z wymienionych jest społecznością. Każda ma inne zadania i cele. W tym miejscu możemy sobie odpowiedzieć na część pytania. Uważam, że jeżeli chodzi o społeczność szkolną czy pracowniczą to jesteśmy zmuszeni być jej nierozerwalną częścią. Wynika to nie tylko z faktu, że z ludźmi, którzy także do niej należą spędzamy znaczną część dnia, ale także z czysto egoistycznych pobudek. Wnikając w tego typu społeczność jest nam łatwiej egzystować. Alienując się jest ciężko żyć w tak małej społeczności. Nie jest to tolerowane przez ogół i zazwyczaj czyjeś życie w odosobnieniu jest traktowane przez resztę jako wywyższanie się co daje pretekst do wyrzucenia poza margines takiej osoby. Ludzie, którzy nie chcą wniknąć w daną społeczność na pewno mają swoje powody, często niezrozumiałe dla innych. Ich zachowanie może mieć podłoże psychologiczne, materialne lub jakiekolwiek inne. Powodów mogą być setki i każdy może być inny. Ci ludzie mają do tego prawo i powinniśmy szanować ich decyzję. Oni szanują naszą. Może oni nie rozumieją nas tak samo jak my nie jesteśmy w stanie zrozumieć ich. Każdy ma prawo do własnych decyzji.
Społeczność wyznaniowa: w tym przypadku jest już inaczej. Chociaż może nie do końca, bo zależy o jakim przedziale wiekowym chcemy mówić. Jeżeli chodzi o dzieci to są przez rodziców kierowane na daną wiarę. Rodzice wpajają dziecku miłość do danej wiary, jej zasady, dekalog oraz historię. Natomiast jeżeli chodzi o osoby dorosłe, sytuacja wygląda zdecydowanie inaczej. Jako osoby dojrzałe psychicznie sami jesteśmy w stanie podejmować decyzję dotyczące naszej wiary, bądź nawet jej braku ( chociaż moim zdaniem pojęcie ateizmu jest fikcją ). Są na świecie zgromadzenia, gdzie ludzi, których łączy wyznanie nie łączy nic więcej. Mam na myśli wyznania „milczków” ( przepraszam, ale tj. moje określenie na ludzi, którzy przez większość życia z wyboru żyją w osamotnieniu). Ci ludzie sami zdecydowali, że tak chcą spędzić życie. Dla nich społeczność to wspomnienie. Żyją sami, jedzą to co znajdą w lesie bądź sami wyhodują. Nie czują potrzeby dialogu i towarzystwa innych ludzi. Zgodzę się, że do takiego życia trzeba mieć szczególne predyspozycje, ale nie można negować faktu, że tacy ludzie żyją i mało tego pewnie są zadowoleni ze swojego życia, ponieważ toczy się ono tak jak sobie założyli.
Społeczność państwowa lub światowa: ta społeczność narzuca nam częściowo nasze zachowanie, ponieważ wymagane jest posiadanie dokumentów tożsamości, zameldowania itp. Nie mówię, że jest to złe, ale chodzi mi o to, że nie mamy w tej kwestii nic do powiedzenia. Oczywiście niemożliwe by było życie bez tego typu dokumentów, ponieważ przy takiej populacji ludności jaka jest na świecie jest to konieczne. Nie możliwe jest życie w Państwie bez dowodu osobistego. Nie moglibyśmy się uczyć, ani w instytucjach publicznych, ani prywatnych, nie możliwy byłby meldunek, kredyt, zawarcie związku małżeńskiego czy ochrzczenie dziecka. Taki czasy, że bez dowodu człowiek nie istnieje. Kiedyś dowód osobisty wydawany był osobom pełnoletnim, dzisiaj można go wyrobić niemowlakowi. Poza tym jeżeli chcemy rozpatrywać społeczność na świecie to wydaje mi się, że w tym wypadku nie możemy patrzeć na świat jako na zbiór jednostek lecz jak na zbiór Państw, które składają się na ten świat. W tym wypadku wydaje mi się, że problem globalizacji nie pozwala na życie obojętnie jakiego państwa w samotności. Chyba nie ma takiego, które jest samowystarczalne. Eksportuje się gaz, żywność, opał i wiele innych produktów, które są w niektórych częściach świata, a z racji tego, że świat jest podzielony na kontynenty, państwa itp. nie każdy kraj jest posiadaczem np. złóż naturalnych. W rozpatrywaniu społeczności świata z pewnością jesteśmy jego nierozerwalną częścią. Jednak jeżeli chodzi o jednostkę to już wygląda to zupełnie inaczej. Ja jako taka jednostka nie czuję się nierozerwalną częścią świata. Jeżeli by tak było to wraz z moim końcem przestał by istnieć świat, a tak przecież się nie stanie ( chyba, że przez przypadek, nikt nie zna przyszłości ). Także ja potrafię żyć bez reszty świata. Nie jest mi on cały potrzebny do życia. Nawet nie zobaczę na własne oczy 1/1000 jego piękna. Smutna prawda, ale jednak prawda. Niezaprzeczalny fakt.
Jest jednak społeczność bez której nie da się żyć. Jest to najważniejsza społeczność moim zdaniem. Nazywa się RODZINA. Dla różnych osób jest to różna grupa ludzi. Dla jednych jest to rodzina biologiczna, dla innych zastępcza, dla kogoś innego rodziną są jego przyjaciele bądź współpracownicy. Rodziną można także nazwać kolegów z wojska lub bliskich znajomych z drużyny harcerskiej ( która sama w sobie tworzy społeczność ). Dla ludzi starszych rodziną często stają się współmieszkańcy z Domów Pomocy Społecznej potocznie zwanymi Domami Starców. Jeżeli o mnie chodzi to nie wyobrażam sobie życia bez swojej najbliższej rodziny. Wcześniej najbliżsi mi byli rodzice i rodzeństwo. To wśród nich dorastałam i to oni uczyli mnie życia. Wrażliwości, stanowczości, prawdomówności, miłości i wiary. To im zawdzięczam to jakim teraz jestem człowiekiem i jakie wartości mogę przekazać swojemu dziecku. Teraz najbliższą rodziną stał się mój syn i mąż. Nie znaczy to, że rodzice są moją przeszłością lecz tylko to, że założyłam własną rodzinę, a co za tym idzie usamodzielniłam się, co było celem wychowawczym rodziców. Ich rola skończyła się w moim wychowaniu, ale nie w życiu. Teraz najważniejszą rolą w moim życiu jest rola matki. I nie chodzi żeby grać rolę matki, bo życie to nie film. Matką trzeba być, całym sercem, duszą i ciałem. Dla mnie społeczność rodzinna jest jedyną społecznością gdzie człowiek stanowi jej nierozerwalną jej część.
Inne społeczności kierują się swoimi prawami. Część jest spisana ( kodeksy, prawa, obowiązki ), inne są widome ( posiadanie dokumentów tożsamości ), jeszcze inne są niepisane, ale znane ogółowi. I tak jest dobrze, ponieważ na świecie, ani w żadnej innej społeczności, obojętnie czy składa się z 3 czy z 3 000 000 osób nie może panować anarchia. Doprowadziłoby to do zagłady. Dobrze, że są dekalogi, według których należy żyć i postępować. Pomagają w podjęciu decyzji i życiu. Nawet dobrze, że mamy ustawy przegłosowane przez posłów. Część z tych ustaw jest „nie do użytku”, ale mylić się jest rzeczą ludzką. W sumie to świadczy to o ich...człowieczeństwie.
Podsumowując:
Uważam, że zadane na wstępie pytanie jest pytaniem filozoficznym i nie znajdzie się na nie jednoznacznej odpowiedzi. Może być ich tyle ile jest na świecie państw, wyznań, zgromadzeń czy w końcu ludzi. Gdybym jednak musiała odpowiedzieć na to pytanie to powiedziałabym, że jest to indywidualna sprawa danego człowieka. Ja nie potrafiłabym żyć w odosobnieniu, nie mam takich predyspozycji. Dla mnie ważne jest towarzystwo innych osób, rozmowa z nimi, spędzanie czasu. Czasami jednak potrzebuję chwili tylko dla siebie. Wydaje mi się, że dla higieny umysłu każdy powinien znaleźć taką chwilę dla siebie ( w zależności od człowieka czas jaki potrzebujemy tylko dla siebie jest różny ). Są jednak także osoby, które wręcz przeciwnie: stronią od ludzi, przeprowadzają się tam gdzie nie ma innych osób, szukają osamotnienia ( puszcze, dżungla ) i cieszą się z obcowania z przyrodą. To im wystarcza i są szczęśliwi w świecie, który sobie stworzyli według własnych potrzeb. I czy to ma znaczyć, że nie są społecznością? Są! Nie są może społecznością miasta czy wioski, ale są społecznością świata. Tak więc jeżeli miałabym do dyspozycji tylko odpowiedź „tak” lub „nie” na postawioną tezę to odpowiedziałabym „tak”, chociaż nie do końca się z tym zgadzam i moje poczucie indywidualności w środku się ze mną kłuci. Tak jak pisałam wcześniej: jest to pytanie filozoficzne i nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi. Nie wszystko jest białe, albo czarne. Są jeszcze odcienie szarości, których przy tej tezie jest cała gama. Każdy z nas musi znaleźć swoją drogę i swoją odpowiedź zgodnie z własnymi odczuciami, logiką i sumieniem.