Po wielu godzinach wyczekiwania wreszcie wybiła pierwsza. Scrooge z niecierpliwością czekał na spotkanie z duchem. W pokoju zajaśniało żywe światło, a firanki nad łóżkiem kupca gwałtownie rozsunęły się na obie strony. Scrooge stanął oko w oko z nieziemskim zjawiskiem. Duch bardzo dziwnie wyglądał – z jednej strony przypominał starca, gdyż miał siwe włosy, jednak jego młoda, gładka twarz była podobna do dziecięcej. Na sobie miał białą tunikę, rzucająca żywe światło. W prawej ręce trzymał gałązkę choinki. Bardzo dziwne wrażenie sprawiała smuga światła z jego głowy. W drugiej ręce miał wielki, szpiczasty gasilnik, więc prawdopodobnie, w chwilach zamyślenia nakładał go na głowę, aby przytłumić światło. Raz zdawało się bankierowi, że to istota o jednej ręce i nodze, a raz o dwudziestu. Zapytał więc, czy jest tym, o którym mówiło mu widmo Marley’ a. Duch odpowiedział twierdząco. Miał bardzo cichy i słodki głos, jakby dolatujący z daleka. Przedstawił się, że jest duchem wszystkich ubiegłych Wigilii Bożego Narodzenia. Scrooge poprosił go, aby zakrył głowę gasilnikiem, ten jednak oburzył się, że ktoś chce przygasić światło oświecające zbrodnię. Bankier z pokorą zaczął tłumaczyć, że nie chciał go obrazik i ośmielił się zapytać, co go tu sprowadza. Widmo tajemniczo odpowiedziało, że chodzi o szczęście i przyszłość Scrooge’ a. Następnie wraz z nim wyszło z domu.