Wysoki Sądzie, Szanowni Zgromadzeni…
…zebraliśmy się tutaj z powodu znanego nam wszystkim: pozwany, Zenon Ziembiewicz jest oskarżony o wiele niemoralnych i nieludzkich czynów. A moim zadaniem jest udowodnić Szanownym Państwu, że tych przestępstw dokonał.
Zenon Ziembiewicz, syn Waleriana, zubożałego szlachcica, rządcy majątku Tczewskich z Boleborzy, prowadził bardzo urozmaicone życie. Ale w ciągu wielu lat nie sprawdził się w żadnej z ról: ani męża, ani kochanka, ani polityka. Chciałabym przyjrzeć się dokładniej tym aspektom życia Zenona Ziembiewicza.
Pierwszą osobą, którą skrzywdził była Adela - chora na gruźlicę dziewczyna, którą poznał w Paryżu. Ona go kochała, a on - fakt - nie obiecywał jej niczego, ale też niczemu nie zaprzeczał, robiąc Adeli ogromne nadzieje na szczęście w jego ramionach. Tymczasem porzucił ja umierającą, myśląc, ze jeszcze zdąży wrócić przed jej śmiercią. Ale tak się nie stało. Nie oceniajmy na razie wydarzeń. To tylko suche fakty, które przedstawiam Najwyższej Instancji i Państwu, zgromadzonym w tej sali.
Następnie mamy - nazwijmy to - osobną historię: historię Justyny Bogutówny i Elżbiety Bieckiej. Drugą z wymienionych przeze mnie Pań Zenon Ziembiewicz poznał jeszcze za czasów gimnazjalnych i kochał się w niej od tamtej pory. Jednakże Elżbieta Biecka odrzucała jego zaloty, gdyż podobał jej się wówczas rotmistrz Awaczewicz (żonaty z dwójką dzieci…).
Gdy Ziembiewicz przyjechał do Boleborzy na wakacje, rok przed ukończeniem studiów, poznał tam Justynę Bogutównę, dziewiętnastoletnią córkę kucharki Ziembiewiczów, Bogutowej. Justyna została jego kochanką.
Tymczasem Oskarżony chciał zdobyć pieniądze na kontynuację studiów. Dostał pracę jako przy tworzeniu bezpartyjnego pisma regionalnego „Niwa” i musiał przeprowadzić się do pobliskiego miasteczka. Tam odnowił znajomość z Elżbietą Biecką (cały czas pozostając w „związku” z Justyną Bogutówną) i oboje postanowili się pobrać. Opowiedział wówczas Elżbiecie o Justynie, mówiąc, że jest to już sprawa zakończona.
Zenon Ziembiewicz pojechał do Paryża, aby dokończyć studia. Gdy wrócił, spotkał Justynę Bogutównę, załamaną po śmierci matki i zaprosił ją do hotelu. Wydarzenia, które miały tam miejsce, odnowiły ich romans. W tym czasie Oskarżony spotykał się zarówno z Elżbietą Biecką, jak i Justyną Bogutówną. Gdy nagle okazało się, że druga z pokrzywdzonych jest w ciąży.
Gdy tylko Oskarżony się o tym dowiedział, zmusił Justynę do aborcji, dając jej na to pieniądze. Natomiast Elżbieta Biecka wspaniałomyślnie wyjechała do Warszawy. Potem do stolicy przyjechał także Pozwany i wziął ślub ze wspomnianą wyżej Elżbietą Biecką.
Po ich powrocie z podróży poślubnej, Elżbieta Biecka załatwiła Justynie Bogutównie pracę w sklepie tekstylnym u pana Torucińskiego.
Potem wydarzenia potoczyły się szybko: Justyna nękana przez wspomnienia o nienarodzonym dziecku, oszalała i próbowała popełnić samobójstwo (co jej się na szczęście nie udało); Zenon został prezydentem miasta, a Elżbieta urodziła mu syna Waleriana. Tymczasem miasto dotknął ogólnokrajowy kryzys społeczny. Częściej zdarzały się manifestacje i aresztowania wśród robotników, spowodowane bankructwem i zamknięciem huty Hettnera. Pewnego razu w stronę manifestantów padały strzały, wystrzelone - jak głosiły pogłoski w mieście - na rozkaz Zenona Ziembiewicza. A to oznaczało współodpowiedzialność za tragiczną decyzję, choć przyjechał do miasta już po jej zapadnięciu.
Poza tym Zenon Ziembiewicz nie przyjmował do wiadomości pogłosek o torturowaniu więźniów politycznych, nie dostrzegał problemów społecznych, starał się nie myśleć o nędzy proletariatu. Oszukiwał sam siebie. I przy tym twierdził, że uważa się za człowieka uczciwego, postępującego zgodnie z zasadami.
Na koniec historii Zenona Ziembiewicza chciałabym jeszcze powiedzieć, że już został on ukarany za złe życie, jakie prowadził. Justyna Bogutówna, kierując się zemstą za nienarodzone dziecko, oblała Zenonowi twarz kwasem, a on popełnił później samobójstwo.
Wysoki Sądzie, jak już mówiłam, to tylko suche fakty. Ich ocena wydaje się być oczywista. Bo czyż nie uznać za niemoralne zdrady? Jak osądzić zabijanie jeszcze nienarodzonego człowieka?
Szanowni Zebrani, Zenon Ziembiewicz zniszczył siebie i tych, którzy go otaczali. Nie zachował się w porządku wobec umierającej Adeli, nie będąc wobec niej uczciwym - nie mówiąc od razu jasno o swoich uczuciach, które… nie były tak silne, jak jej wobec niego. Zdradzał jednocześnie Justynę i Elżbietę. Może związek z Justyną byłby dobry, ale Zenon Ziembiewicz został prezydentem miasta - a tak wysoko postawionej osobie nie wypada się spotykać z córką kucharki. Ale dając Justynie pieniądze na aborcję złamał wszelkie zasady moralnego i ludzkiego postępowania. Dał jej pieniądze na morderstwo! Wysoki Sądzie, to nie może pozostać bez odpowiedniej reakcji! Pamiętajmy też o fakcie, że naraził przy tym także zdrowie Justyny, która już za długo nosiła ciążę, żeby ta mogła zostać przerwana (a jednak przerwana została!).
A Elżbieta? Czy był wobec niej w porządku - raz się z nią rozstając, raz godząc, to znowu zdradzając ją z Justyną, żeby potem się z nią ożenić?
Drodzy Zgromadzeni, czy nie uznacie Państwo, że Zenon był człowiekiem, który myślał tylko o sobie, naginał wszelkie zasady, słowa i zachowania? Któremu brakowało silnej woli? Czyż nie czuł się on bezkarnie, myśląc, że Elżbieta zawsze mu wybaczy „skoki w bok” i inne „wyczyny”? A może Zenon Ziembiewicz był zbyt niedojrzały, żeby wiązać się z kimkolwiek - i w tym miejscu popełnił swój największy błąd?
Ktoś mógłby powiedzieć: przecież Zenon Ziembiewicz nie obiecywał nic ani Adeli, ani Justynie. Tak, to prawda, ale zgadzał się na to, żeby go kochały, zgadzał się na spotkania z Justyną. Nie obiecywał. Fakt. Ale też nie zaprzeczał. A to fakt jeszcze ważniejszy.
Wysoki Sądzie, czyż nie widać wyraźnie, że Zenon Ziembiewicz nagiął granicę moralną? Uczynił to na pewno wiążąc się jednocześnie z dwoma kobietami, z których jedna była jego żoną, a z drugą miał dziecko…
No i jeszcze kwestia polityczna. Zenon Ziembiewicz nie był dobrym politykiem. Jak już wspomniałam wcześniej, zarządził użycie broni i rozstrzelanie robotników. Myślę, że to nie najwspanialszy sposób na zażegnanie manifestacji… A na pewno bardzo okrutny i nieludzki (znów nieludzki!) sposób…
Wysoki Sądzie, proszę o rozpatrzenie przytoczonych tu faktów i argumentów. Myślę, że wniosek, który się nasuwa, jest oczywisty. I na pewno wszyscy tutaj zebrani stwierdzą to jednogłośnie: czyż Oskarżony nie jest winny krzywd moralnych i społecznych, które są mu zarzucane?
Oskarżyciel