Nim rozpoczęła się europejska tragedia II wojny światowej, doszło do przygotowujących ją zmian w świadomości wielu milionów ludzi. Doświadczenia I wojny światowej, zadawania śmierci, obcowania z nią i codziennego narażania się na śmierć, jeszcze się pogłębiły w pierwszych powojennych latach rewolucji i kontrrewolucji, które ogarnęły bezpośrednio znaczną część Europy.
Lata trzydzieste były prologiem tragedii II wojny światowej. W Niemczech i w Związku Radzieckim uczono się, jeszcze w warunkach pokojowych, jak niszczyć ludzi – pozbawiać ich wszelkich praw, izolować, zmuszać do niewolniczej pracy i maltretować, mordować.
Tragedia II wojny światowej nie była konsekwencją nagłego triumfu zbrodni. Była wynikiem bardzo powszechnych zmian świadomości, wyćwiczonych sposobów działania, przygotowania instrumentów niosących śmierć i cierpienie. W krajach zawładniętych przez zbrodnicze dyktatury byli oczywiście także ludzie, którzy zachowali wierność podstawowym normom moralnym, nie akceptowali działań swych władz i zdawali sobie sprawę, że prowadzą one ludzkość do katastrofy. Los tych, którzy byli mądrzejsi czy też bardziej uczciwi, był szczególnie trudny. Istotą totalitarnego porządku było ich osamotnienie wśród milionów ludzi albo manipulowanych przez propagandę, albo zastraszonych i posłusznych. Otwarcie głosząc swe przekonania, narażali się na prześladowania i śmierć. Milcząc – mieli poczucie, że zdradzają samych siebie, swe poglądy, swe ideały.
Represje niemieckie osiągnęły od początku wojny poziom nieporównywalnie wyższy niż miały uprzednio, ale działo się to przede wszystkim przez objęcie nimi obszarów okupowanych. Rozbudowywano obozy koncentracyjne, a śmiertelność w nich gwałtownie się zwiększyła. Wynikało to zresztą z przyjętego założenia: skoro obozy się przepełniły, trzeba było doprowadzić w nich do szybkiej rotacji. Jedni mieli umrzeć, inni – przyjść na ich miejsce.
W miarę rozszerzania się w Europie strefy okupowanej przez Niemców, do obozów koncentracyjnych przybywali więźniowie z różnych krajów. Najwięcej pochodziło z Polski. W znacznej mierze były to ofiary rozmaitych masowych akcji represyjnych, czasami zbiorowej odpowiedzialności za akty oporu.
W niemieckich obozach koncentracyjnych lat wojny początkowo podstawowe znaczenie miała funkcja doprowadzenia więźniów do psychicznego, a następnie fizycznego załamania i śmierci. Mniej troszczono się o wykorzystanie siły roboczej więźniów. Już w chwili przybycia poniżano ich i zapowiadano przyszłe cierpienia.
W zasadzie przeciętny więzień nie powinien był przeżyć, przy ograniczonym wyżywieniu i ciężkiej pracy, dłużej niż trzy miesiące. Z drugiej strony, by nie obciążać się kosztami utrzymania więźniów niezdolnych do pracy, przeprowadzano okresowe selekcje i najsłabszych, niepełnosprawnych lub chorych, przeznaczano do natychmiastowego uśmiercenia w komorach gazowych.
Brakowało też odpowiedniego odzienia i w zimie więźniowie marzli. Aby w warunkach ciężkiej pracy fizycznej przeżyć, trzeba było albo mieć silną konstrukcję fizyczną, albo bezlitośnie wykorzystywać słabszych współtowarzyszy przy przydziale żywności lub ubrania.
Walka o życie toczyła się w obozach na każdym kroku. Pisał o tym w swych opowiadaniach oświęcimskich Tadeusz Borowski. Zamieszczone są one w większości w tomie „Pożegnanie z Marią”. W świecie Borowskiego zanikają wszelkie granice: ofiara staje się katem, wolność okazuje się niewolą, dobry uczynek grzechem. Dzieje się tak dlatego, że nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, jakie w opowiadaniu „Proszę państwa do gazu” zadaje Tadek, student z Warszawy, początkujący poeta, który trafia do obozu koncentracyjnego: „czy my jesteśmy ludzie dobrzy?”
W obozie koncentracyjnym ludzie tworzą przestrzeń, w której opozycja dobra i zła okazuje się relacją pustą. Miarą dobra jest bowiem nasz stosunek do drugiego człowieka. Sytuację tę dobrze obrazuje opowiadanie „Śmierć powstańca”: dwóch starych, zadomowionych w lagrze więźniów sprzedaje innemu więźniowi buraka za kawałek chleba. Tytułowy powstaniec nie ma pojęcia o sztuce przetrwania, a tym, co dokucza mu najbardziej, jest potworny głód – to dlatego Warszawiak pragnie „napchać kiszki”. I obozowi weterani ulegają jego prośbom, choć wiedzą, że zjedzenie buraka oznacza dla starego śmierć. Dobry uczynek, zgodny z chrześcijańskim przykazaniem „głodnego nakarmić” zmienia się tu w zbrodnię.
Istotę lagrowej rzeczywistości ujmuje sam narrator w przejmujących zdaniach:
„Nie ma piękna, jeśli w nim leży krzywda człowieka. Nie ma prawdy, która tę krzywdę pomija. Nie ma dobra, które na nią pozwala.”
Czy można nazwać sprawiedliwością śmierć człowieka za dwa kawałki mydła wykradzione innemu więźniowi? A taką właśnie karę wymierza bohater „Dnia na Harmenzach”, Tadek, swojemu rywalowi, Iwanowi, sprowadzając rewizję na całe komando. Równanie: śmierć za mydło, w kategoriach pozaobozowych wydaje się tak potworne, że aż absurdalne. W Oświęcimiu jednak porządne mydło było czymś nadzwyczajnym, natomiast śmierć – zjawiskiem codziennym. I więcej jeszcze: dzięki dwóm kawałkom mydła „Warszawa” Tadeusz chciał zyskać przychylność pani Haneczki. Przychylność pani Haneczki oznaczała zaś jedzenie. Normalne pożywienie – zamiast zupy z pokrzyw – to szansa na przetrwanie w obozie, gdzie umiejętność zdobycia jedzenia stawała się umiejętnością przeżycia. Postrzegane w tej perspektywie mydło okazało się narzędziem walki o życie, bezwzględnej walki o przetrwanie, którą wygrać można tylko za cenę cudzego istnienia.
Opowiadania Borowskiego są skonstruowane tak, aby obozowe okrucieństwa przedstawić z powściągliwym dystansem. Są pisane techniką bliską behawioryzmowi, która czyni narratora beznamiętnym obserwatorem. Ten narrator, a zarazem bohater, Tadek, – któremu oprócz imienia Borowski użyczył paru własnych cech biograficznych – zdążył przedtem poznać koszmar strachu i głodu, ale teraz już czuje się w obozie zadomowiony. Zdobył „funkcję” w hierarchii więźniarskiej podrzędną, lecz zapewniającą mu przywileje, z których łapczywie korzysta. Jest syty, przedsiębiorczy, a przede wszystkim dobrze zna obyczaje w obozie panujące, co pozwala mu uniknąć zagrożeń. Jest człowiekiem „zlagrowanym” – to jest, jak objaśnił to słowo Borowski, takim, „który myśli tylko kategoriami życia obozowego i postępuje według moralności obozowej”. Obóz stał się dla niego jedyną rzeczywistością, całym światem regulowanym przez własne logiczne prawa. Nie ma tu wyraźnego podziału na katów – Niemców, ich pomocników – kapo i bezbronne ofiary. Wszyscy są częścią tego samego porządku. Nie ma rozróżnień etycznych, ponieważ okazały się bezużyteczne. Tadek przyzwyczaił się do śmierci, bo zawsze przytrafia się ona innym, a najczęściej tym, którzy byli za mało sprytni. Ze współwięźniami łączą go stosunki oparte na handlu i wymianie usług. To najzupełniej wystarcza, aby przeżyć. Patrzy na transporty rozładowywane na oświęcimskiej rampie i sądzi, że jedyną formą litości jest nie mówić tym ludziom, że idą do komór gazowych.
W opowiadaniach Borowskiego prawda oświęcimskiego doświadczenia ukazywała się jako ostateczna, najbardziej rzetelna miara człowieczeństwa, punkt odniesienia dla całej wiedzy o życiu. Rzeczywistość obozowa jako wzorzec wszelkiej ludzkiej cywilizacji, obnażający jej mechanizmy i prawa najbardziej podstawowe. „Moralność, solidarność narodowa, miłość ojczyzny, poczucie wolności i godności ludzkiej opadły w tej wojnie z człowieka jak przegniły łach”. Wszystko, co stworzyła dotąd kultura humanistyczna, okazało się iluzją.
Obraz obozu w opowiadaniach Borowskiego prowadził do konkluzji skrajnych. Zaświadczał, że nie ma granic zła, których człowiek nie potrafiłby przekroczyć, i że człowiek jest w stanie adaptować się do każdych, nawet najbardziej nieludzkich warunków. Był oskarżeniem nie tylko faszyzmu, ale całej kultury i całej moralności, które nie potrafiły zapobiec hitlerowskiej hekatombie, więc są współodpowiedzialne za zagładę wartości, jaką przyniosła.
Pośród literatury łagrowej miejsce szczególnie ważne zajął „Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Nie jest on książką wspomnieniową. Swoimi walorami literackimi i złożoną wewnętrzną konstrukcją zbliża się do powieści, w swej treści stanowi studium rzeczywistości łagrowej, w którym autor własne doświadczenia przedstawił z takiego samego dystansu jak przejścia innych postaci. Pisał o obozie jako o elemencie systemu stalinowskiego, ogniwie we wszechogarniającym aparacie przemocy. Analizował skład społeczności obozowej, tryb pracy i drogi prowadzące do śmierci. Charakteryzował sytuację więźnia w mechanizmach obozowego prawa, codzienność jego egzystencji i warunki ekstremalne, w jakich bywał stawiany. Wielokrotnie nawracał do pytania: co jest się w stanie przeżyć i gdzie jest granica, poza którą traci się cechy ludzkie i wolę przeżycia?
Drugą, równorzędną warstwą „Innego świata” była refleksja o człowieku w obozie, o moralnym i psychologicznym wymiarze łagrowego życia. Obrazowały to zwłaszcza dociekliwe portrety współwięźniów, przedstawiające ich biografie na wolności i losy za drutami, a dobrane w ten sposób, aby uwydatnić rozmaitość ich doświadczeń życiowych i postaw wobec komunizmu. W każdym z tych portretów rysował się jednak wyraźnie problem niewoli – wewnętrznego zniewolenia, jakie następuje w systemie stalinowskim, oraz walki z tym zniewoleniem, jaką człowiek stara się podjąć, niekoniecznie świadomej, czasem pobudzanej przez zwyczajny instynkt życia – i mechanizmu rezygnacji, który prowadzi do poddania się niewoli, zmiażdżenia człowieka przez system. Ostatecznie więc Herlingowi-Grudzińskiemu chodziło o tę samą sprawę, która była jądrem opowiadań Borowskiego. Ale myśl jego biegła innym torem. Nie traktował obozu jako objawienia ostatecznej prawdy o ludzkim świecie. Mówił o człowieku niszczonym i upadlanym przez warunki nieludzkie, o totalitaryzmie jako straszliwej przygodzie, którą zgotowała ludziom historia XX-wieczna.
Żołnierze w wojnach zawsze zadawali śmierć i byli na nią narażeni, odnosili rany, zostawali inwalidami, ponosili różnorakie cierpienia. Związane to było niejako z zawodem żołnierskim. Sytuacja zmieniła się, kiedy miejsce armii zawodowych zajęło wojsko z powszechnego poboru, bardziej jeszcze, kiedy rozwinęła się wojenna technologia, żołnierze sami otrzymali instrumenty masowego zadawania śmierci i maszyny wspomagające walkę oraz znaleźli się w obliczu instrumentów i maszyn, którymi dysponowali przeciwnicy. II wojna światowa była takim konfliktem nowoczesnym, w którym brały udział miliony żołnierzy.
Wielu z nich poniosło śmierć, inni byli ranni, czasami na zawsze okaleczeni lub noszący trwałe traumatyczne wspomnienia. Obcowanie ze śmiercią często deformowało świadomość, pozbawiało wyższych uczuć na rzecz instynktu samozachowawczego, prowadziło do rezygnacji z zasad moralnych. Przebywanie w armii, nieraz przez lata, podobnie pobyt w niewoli, odrywały od rodzin, od środowiska społecznego, od pracy zawodowej czy nauki.
Tadeusz Różewicz w czasie wojny był partyzantem w oddziale AK. W jego twórczości silnie zarysowała się pamięć o rozstrzelanych z ulicznych łapanek, powieszonych, sprofanowanych, o hekatombie obozów zagłady, o rozpaczających matkach ofiar. Podmiot jego wierszy przemawiał jako reprezentant swojego pokolenia – tego, którego młodość wypaliła się w szaleństwie wojny. Był kimś, kto ocalał przypadkiem i daje teraz świadectwo swojego stanu duchowego. Nie potrafi powrócić do normalnego życia. Wydaje się mu ono życiem wśród ruin i pamiątek zagłady, niepewnym, bo pozbawionym oparcia w jakimkolwiek porządku wartości. Sądzi, że wojna zniszczyła już wszystko. Przez ten bunt i gorycz przebija jednak potrzeba odbudowy ludzkiego życia w jego moralnie uporządkowanej zwyczajności. Tyle, że on sam, wewnętrznie spustoszony, nie potrafi jej dokonać.
„Rzeź”, z której ocalał mówiący, 24-letni bohater wiersza „Ocalony”, to oznaczenie tego, co przez innych zostało nazwane „katastrofą” czy „apokalipsą spełnioną”. Wojna była rzezią i nie można w niej odnajdywać dodatkowych sensów, skoro człowieka „tak się zabija jak zwierzę”. Był to czas uobecniającego się chaosu – zrównania przeciwstawnych wartości, zniesienia kulturowego, religijnego sensu dla słów: człowiek i zwierzę, miłość i nienawiść, wróg i przyjaciel, ciemność i światło, cnota i występek, prawda i kłamstwo, piękno i brzydota, męstwo i tchórzostwo. Znaczenia nadawane tym słowom przez tradycję uległy zagładzie w bezpośrednim doświadczeniu wojny. Zdruzgotała ona elementarne pojęcia kultury i etyki, nie odnawiając ich znaczeń. Pozostawiła kulturowy i cywilizacyjny śmietnik. Teraz potrzebny jest „mistrz i nauczyciel”, który niczym Bóg z Księgi Rodzaju od nowa stworzy świat, nada utracone znaczenie słowom.
Bohater poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego działał na granicy dwóch światów, dwóch moralności, co biorąc pod uwagę osobistą sytuację poety i jego rówieśników było w pełni usprawiedliwione. Nie był żołnierzem armii regularnej. Był członkiem tajnej organizacji, a w tych warunkach wiele jego wyborów i wiele sytuacji granicznych nosiło w sobie piętno niezwykłego dramatyzmu. Obok normalnego życia, przyjaciół, żony, rodziny istniało tamto drugie, wyznaczone konspiracyjnym pseudonimem. Taka sytuacja rodziła o wiele więcej okazji do konfrontacji przesłanek heroizmu i przesłanek bierności, niż jakakolwiek inna. Świat dzielił się w takich warunkach na zabijających i zabijanych. W odróżnieniu od rówieśników, dla Baczyńskiego racje obu stron w tym sporze były niejednokrotnie równoważne.
Sfera moralnej refleksji obejmuje u Baczyńskiego nie tylko przyczyny podejmowanych przez jednostkę działań, ale przede wszystkim ich rezultaty.
Źródłem wszystkich wartości, w poezji Baczyńskiego, jest jednostka ludzka. Żaden ideał, żaden nakaz i żadna sytuacja przymusu nie mają prawa pozbawić tej jednostki sumienia i prawa do wątpliwości. W tym sensie świat Baczyńskiego jest światem pozbawionym sankcji moralnych, w tradycyjnym ujęciu. Człowiek tworzy prawa i człowiek je realizuje.
Baczyński tworząc rzeczywistość, zrealizował szereg opozycji na każdym planie. Wszystkie one, które mają za przedmiot przeciwstawne wykluczające się wzajemnie racje moralne, podlegają owej generalnej opozycji człowieka pragnącego zachować swoją godność i autentyczność wyboru – a zarazem jednostki obciążonej świadomością „rąk brudzonych krwią”.
W wierszu „Gdy broń dymiącą z dłoni wyjmę...” zwycięstwo jest zbyt gorzkie i zbyt drogie, zbyt wielką zostało okupione ceną. Szaroszeregowe ideały bezgranicznego posłuszeństwa i wierności bledną wobec tej rzeczywistości, przerastającej swoim wymiarem moralny etos pokolenia.
Przyszłość równała się wyzwoleniu, zwycięstwu. Przewidziany był Raj, czyli brak śmierci i nieobecność tego, co prowadzi do jej zadawania. Twórczość Krzysztofa Baczyńskiego w znacznie większym stopniu, niż kogokolwiek z jego pokolenia, przewidywała etyczne, filozoficzne i moralne konsekwencje owego momentu, kiedy oni wszyscy dostaną się już do owego Raju.
Spośród wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego warto wskazać utwór bez tytułu, zaczynający się od słów: „Niebo złote ci otworzę...”. Utrwalił się on w świadomości Polaków chociażby z powodu tego, że stał się piosenką jednego z zespołów wokalnych a także częściowo wszedł do „Wierszy Baczyńskiego” – śpiewanych przez Ewę Demarczyk. Jest to liryk miłosny, zapewne dedykowany Barbarze z Drepczyńskich Baczyńskiej – jego młodej, ukochanej żonie i powierniczce. Poeta miał zwyczaj obdarowywania jej w dniu rocznicy ślubu pięknie przepisanymi i własnoręcznie ilustrowanymi wierszami. Na początku wiersza poeta pragnie swojej ukochanej „przychylić nieba”, pragnie otworzyć dla niej raj. Pragnie otworzyć dla niej „niebo złote”, a więc najcenniejsze. Baczyński buduje swoje obrazy na przeciwieństwach i po wprowadzeniu elementu łagodności, nagle wprowadza symbole pozostające z sobą w konflikcie znaczeniowym. Biała nić ciszy przypomina zarazem „ogromny dźwięków orzech, który pęknie, aby żyć”. A zarazem owa cisza będzie żyła „zielonymi listeczkami”, będzie się odbijała w „śpiewie jezior”, będzie nieustannie grała o zmierzchu, aż pojawi się wraz ze śpiewem ptaków i wschodzącym pośród mgieł słońcem – „ptasi świt”. Poeta w jakiś przedziwny sposób pragnie zmienić dla swojej wybranki materialną formę rzeczywistości.
W zwrotce następnej aura magii i czarodziejstwa jeszcze się wzmaga, a poeta zapowiada następne działania tego rodzaju. Ujawnia tutaj też niezwykle złożony charakter przestrzeni w jego wyobraźniowych krainach. To, co twarde, może w jego imaginacji zmienić się w delikatną miękkość kwiatów.
W zwrotce ostatniej wkracza do wyobraźniowych i magicznych krain Baczyńskiego tragedia i groza wojny. Poeta zwraca się do kochanki, jak do matki, jak do najczulszej opiekunki przynoszącej ulgę zranionemu. Ukochana ma oddalić od niego obraz dni, w jakim przyszło im żyć, czas wojny. Po zwiewnych i metaforycznych opisach raju i bytowania w nim kochanków – nagle pojawia się niezwykle konkretna, przerażająca wizja – „białe czaszki” toczone „przez płonące łąki krwi”. Ten czas nazwany dalej zostanie „czasem kalekim”. Poeta prosi ukochaną, by zakryła przed jego wzrokiem te straszne obrazy, by otarła z jego czoła „pył bitewny”. Ta prośba jest jednocześnie prośbą o miłość, bo tylko w niej można przetrwać i tylko ona jest jedyną nadzieją dla cierpiących. Ona oddala nawet najstraszniejsze obrazy i koi ból niczym najwspanialszy, cudowny lek. „Niebo złote ci otworzę...” jest też lirykiem mówiącym o tym, że nie można żyć bez drugiego człowieka – upewniającym czytelnika w przekonaniu, że w lustrach innych, kochających oczu, nawet na dnie piekła dostrzec można raj, dostrzec można uczucie pośród nieludzkich, apokaliptycznych zdarzeń.
Były różne oblicza tragedii II wojny światowej. Jak w każdej wojnie ginęli w niej lub cierpieli żołnierze, choć nigdy przedtem, nawet podczas I wojny światowej, nie ginęli tak masowo, i to nie tylko w walce. Ginęła i cierpiała wciągnięta w wir działań militarnych ludność cywilna, także daleko za frontem. Doprowadziły do tego z jednej strony zdobycze techniki wojennej, z drugiej - koncepcje wojny totalnej. Ginęła ludność cywilna na obszarach zajmowanych czy okupowanych, zwłaszcza wtedy, gdy koncepcje wojny totalnej łączono z zasadą odpowiedzialności zbiorowej. Szczególne miejsce zajęła w europejskiej tragedii zagłada ludności żydowskiej, tym razem w rezultacie łączenia koncepcji wojny totalnej z ideami rasistowskimi. Podczas wojny i po wojnie miliony ludzi zmuszono do porzucenia ojczyzny i rodzin, wykonywania niewolniczej pracy. Inne miliony ludzi wygnano z ich miast i wsi, traciły one dobytek całego życia, a czasami i samo życie.
Tragedia II wojny światowej miała różne oblicza. Jednym z nich było zatrucie dusz i zniewolenie ciał. „Ludzie ludziom zgotowali ten los” – pisała niedługo po zakończeniu wojny polska pisarka Zofia Nałkowska, i wyrażało się w tym zdaniu także przekonanie, że piekło tkwi w samym człowieczeństwie. II wojna światowa była klęską dla europejskiej moralności.