Starożytni rzymianie zapisali się w mojej pamięci z trzech powodów. Pierwszy to Juliusz Cezar i jego niepokonane legiony, drugi to Koloseum i odbywające się tam "zawody", natomiast trzeci to łacina, a przede wszystkim mądre łacińskie powiedzonka. Zwłaszcza łacina jest dla mnie czymś niezwykłym. Choć już dawno stała się językiem martwym, to jednak do dziś ludzie wciąż się jej uczą (inna sprawa, że najczęściej są do tego zmuszeni - żeby wspomnieć tylko studentów medycyny, czy prawa). Podobnie jest z łacińskimi powiedzonkami - choć powstały grubo ponad dwadzieścia wieków temu, to jednak większość z nich jest do dziś aktualna. Świadczy to o tym, że ludzie tak bardzo się nie zmieniają, a także o tym, że ich dzisiejsze problemy istniały już przed narodzeniem Chrystusa. Ostatnio coraz częściej przypomina mi się jedno takie powiedzenie - a mianowicie - "Pecunia non olet."
Pecunia non olet to, przekładając na nadwiślański język, znaczy "Pieniądz nie śmierdzi". A skoro nie śmierdzi, to raczej pachnie. Dla niektórych ten zapach staje się jednak zbyt intensywny i kręci się od niego w głowie. A skoro kręci się w głowie to łatwo palnąć jakieś głupstwo. Jeżeli ktoś nie wierzy służę przykładem.
Oto w "Przeglądzie Sportowym" z dnia 24 września 1998 roku, możemy przeczytać niezwykle ciekawy wywiad z reprezentantem Polski w piłce nożnej Tomaszem Hajto zatytułowany "Chcemy godnych premii !". Po pierwszym przeczytaniu wywiad ten rozbawia do łez, ale zaraz potem skłania do głębszej refleksji. Wywiad jest dość obszerny, ale interesująca jest jedna wypowiedź wspomnianego Hajty, którą zacytuję za wspomnianym wyżej "Przeglądem Sportowym" - " (...) za mecz z Anglią w poprzednich eliminacjach mieliśmy obiecane do podziału 200 tysięcy dolarów (w razie zwycięstwa - przyp. aut.) na zespół. Tymczasem za pokonanie Bułgarii w eliminacjach EURO 2000 i to podziału na całą ekipę jest 400 tysięcy złotych (nowych - przyp. aut.) a więc niewiele ponad 100 tysięcy dolarów. Za zwycięstwo w meczu Bundesligi (I liga niemiecka - przyp. aut.) otrzymuję 7 tysięcy marek. Może się okazać, (...) że za zwycięstwo w Burgas otrzymam równowartość podobnej a nawet niższej kwoty. To jakieś nieporozumienie (podkreślenie autora)". Koniec cytatu. Po przeczytaniu takiej wypowiedzi ręce i nogi opadają. Zabawmy się w matematyków i policzmy jaka to kwota jest dla pana Hajty nieporozumieniem. 400 tysięcy złotych do podziału na zespół daje nam, bagatelka, 20 tysięcy na osobę. Do tego dochodzi jeszcze tysiąc marek tak zwanego wpisowego, za to tylko, że Hajto raczył stawić się na zgrupowaniu, a więc około 2000 złotych i otrzymujemy kwotę 22 tysięcy PLN (tych którym nie służy dewaluacja informuję że jest to 220 milionów starych złotych). Faktycznie nieporozumienie i wręcz skandal. Za 90 minut uczciwego biegania Hajto otrzymuje jedynie równowartość dwuletnich zarobków przeciętnego nauczyciela albo lekarza. Toż to rozbój w biały dzień ! Za cóż to ci biedni państwo Hajto będą żyć. Trudno więc się dziwić piłkarzowi, że skarży się polskiej prasie. Jest przecież perfidnie okradany przez państwo ! Gdyby nie to że za zwycięstwo w Bundeslidze otrzymuje kolejne 14 tysięcy złotych, niechybnie musiałby przypiąć sobie karteczkę - "Jestem piłkarzem. Zbieram na chleb" i klęknąć pod jednym z kościołów.
Teraz poważnie. Tomasz Hajto jest kopaczem mocno przeciętnym. W Polsce grał w klubach albo nigdy się nie liczących (Hutnik Kraków), albo przeżywających kryzys (Górnik Zabrze). W tym ostatnim był nawet gwiazdką, ale świecącą dość blado. W tym czasie zadebiutował też w reprezentacji. Wtedy jednak Hajcie nie przeszkadzały "skandalicznie niskie" premie. Pokornie przyjeżdżał na zgrupowania na których imponował głównie walecznością i dalekim wyrzutem z autu. Ale wszystko zmieniło się kiedy wyjechał do Niemiec, a konkretnie do słabiutkiego Duisburga. W tamtejszym MSV pełni rolę typowego łatacza dziur, co jakiś czas poznającego uroki tamtejszej ławki rezerwowych. Ale w tymże Duisburgu Hajto poczuł wreszcie, że "Pecunia non olet". Bo skoro siedząc na ławce, dostaje 14 tysięcy złotych to dlaczego w reprezentacji nie ma dostawać 140 tysięcy ! Zwłaszcza, że w reprezentacji gra od pierwszej do ostatniej minuty. Wciąż słynie z waleczności i dalekiego wyrzutu z autu. Ale teraz zanim spyta "Kiedy ?", wcześniej zada pytanie "Za ile ?". Tak to się nasz Hajto zmienił, kiedy zakręciło mu się w głowie od zapachu pieniędzy.
Daleki jestem od krytyki poczynań naszego reprezentanta. Przeciwnie jestem pełen podziwu, że tak późno zakręciło mu się w głowie. Bo większość jego kolegów już dawno zauważyła, że "coś tu jest nie tak" i albo obrażała się na trenera (przykłady Wojciecha Kowalczyka, Andrzeja Juskowiaka, czy Tomasza Iwana), albo odmawiała gry w kadrze zasłaniając się obowiązkami klubowymi (żeby wspomnieć tylko Andrzeja Rudego, albo Jerzego Dudka). Dlatego nie krytykuje Hajty ! Żal mi jest tylko, że przez odurzający zapach pieniądza tracimy tak wiele. Dwadzieścia pięć lat temu kiedy Polscy piłkarze zajęli trzecie miejsce na świecie, dostali w nagrodę... radio i talon na samochód (sic !). A dziś - Strach pomyśleć co by się stało gdyby Polakom udało się powtórzyć ten sukces. Musielibyśmy chyba zorganizować zbiórkę pieniędzy dla reprezentantów, żeby przypadkiem nie oddali medali rywalom na znak protestu. Patriotyzm - Oczywiście, że są patriotami, ale nie za darmo.
Tomasz Hajto urasta w moich oczach nawet do rangi pewnego symbolu. Symbolu człowieka końca XX wieku - pozbawionego skrupułów kapitalisty. Bo nasz wiek nie jest wiekiem nauki, ideałów, nawet nie wojen, tylko właśnie kapitału. O ile w XIX wieku nazwisko i pochodzenie otwierało szeroko drzwi na świat, o tyle teraz o dostaniu się na XX wieczne salony decyduje zasobność konta i liczba nieruchomości. Dlatego trzeba pozostawiać za sobą sentymenty i po trupach innych dochodzić do pieniądza. Pecunia non olet to hasło klucz do zrozumienia prawideł rządzących XX wiekiem. Jak można dziwić się Hajcie, że dał się owładnąć magii pieniądza, skoro każda dzisiejsza matka do poduszki opowiada synowi historyjki jak będą szczęśliwi, kiedy on dorośnie i będzie bogaty. A kiedy dorastające dziecko nieśmiało stwierdza, że chciałoby zostać np. nauczycielem, słyszy tylko, że "Nic nie rozumie, nie zna życia i skończy tak samo jak jego ojciec.". A potem po raz kolejny roztaczane są przed jego oczyma wizje świata, w którym tylko ludzie biznesu (i jak się okazuje także piłkarze) mają szczęśliwe i dostatnie życie. W ten bardzo skuteczny sposób w zarodku dusi się dziecięcą fantazję i marzenia, w ich miejsce wstawiając bezwzględność i pragnienie pomnożenia kapitałów. Wychowujemy właśnie cywilizację pieniądza, której jedynym bogiem i celem jest świecąca moneta albo szeleszczący banknot. Nie zdajemy sobie jednak sprawy z tego jakie mogą być tego skutki. Wychowamy pokolenia ludzi bez ideałów, bez skrupułów, bez szacunku dla wyższych wartości. Ograniczając świat do pieniądza wyrządzamy zastępom Hajtów, Juskowiaków, Kowalskich straszną krzywdę ! Czy gdyby Mickiewicz żył w naszych czasach zostałby wielkim poetą - Nie, bo zamiast pisać "Pana Tadeusza" napisałby scenariusz do filmu akcji, albo stworzyłby serię łzawych historyjek miłosnych. Bo na nie jest zapotrzebowanie i za nie ma się pieniądze. A to one, a nie nieśmiertelna sława, są czymś ważnym. Ktoś się jednak w końcu opamięta, bo każda epoka ma swój koniec, tylko czy straty nie będą zbyt wielkie. Czy zakodowano w umysłach mas potęga mamony da się całkowicie wyplenić ?
W tym roku obchodziliśmy rocznicę śmierci dwóch wielkich kobiet - księżnej Walii Diany, i Matki Teresy z Kalkuty. Te dwie śmierci, choć tak różne, również miały w sobie coś z symboliki. Oto w jednej chwili odeszły od nas dwie wspaniałe istoty, które odsłaniały zasłonę przepychu i pokazywały, że w kącie naszej cywilizacji panuje skrajna nędza ! A one wyciągały ręce i nie pytając o koszta pomagały wstać tym zgniecionym przez machinę cywilizacji. I teraz, kiedy tak bardzo są nam potrzebne odeszły nagle obie. Dwa symbole ginącej cywilizacji miłości. Kto teraz będzie potrafił tak poświęcić życie jak Matka Teresa, nie dostając nic w zamian - Kto, tak jak Diana, nie wykorzysta sławy do zdobywania majątku, lecz wykorzysta ją aby pokazać ludzkie nieszczęście - Ich miejsce na gazetowych kolumnach zajmują ludzie pokroju Hajty, którzy za zaszczyt jakim jest noszenie orła na piersi, żądają zapłaty. A jeszcze dwadzieścia lat temu, ówczesny odpowiednik Tomasza Hajty, sam zapłaciłby za bilet kolejowy, byle tylko usiąść na ławce w meczu drużyny biało-czerwonych. Ale on żył za żelazną kurtyną i jeszcze nie wiedział, że "Pecunia non olet".
Jest jednak nadzieja, że nawet Hajto oprzytomnieje. Oto marzy mi się taka przyszłość - ludzie będą musieli płacić za wszystko ! Absolutnie. Ktoś wykupi wszystkie morza Ziemi i trzeba będzie płacić za kąpiel w morzu, ktoś wykupi wszystkie grzybnie i trzeba będzie płacić podatek od każdego wykupionego grzyba, ktoś wykupi reprezentację i Hajto będzie płacił za grę 22 tysiące złotych. Ktoś wreszcie wykupi prawo do życia i wówczas żyć będą mogli tylko ci, których będzie na to stać. Wtedy dopiero zahipnotyzowani zapachem pieniędzy poczuliby, że ten zapach to jednak smród. I skończyłby się ich trans.
"Pecunia non olet". Jeszcze nie...
Spoko :D JA szukam czegos bo mam napisać na polski. 3 klasa gimnazjum :| i jeszcze sie babka dziwi ze dzieci zrzynają z net :P ja sam nie zrzynam tylko czytam i będe sam tworzył :D A felieton naprawde dobry. Gratulacje :D
super ale troszke za długi
super praca :)