Pamiętam to jak dziś… To było tuż po świętach Bożego Narodzenia. Kiedy wróciliśmy do szkoły, zastaliśmy nowego ucznia. Nazywał się Bernard Sieger i nie od razu przypadł nam do gustu. Wszyscy odczuwaliśmy zazdrość, gdyż Bernard przyjechał ze stolicy, a większość z nas nigdy nie widziała nic poza Klerykowem. Na jego temat krążyły najróżniejsze plotki.
Po przyjeździe do naszej szkoły Sieger natychmiast został otoczony specjalną „opieką”. Pilnowano go na każdym kroku. Do dziś pamiętam jak wyglądał człowiek, który potrafił paroma zdaniami trafić do mojej duszy i do serca. Rysy jego twarzy nadawały wyrazistość, a oczy były barwy nieokreślonej – niczym woda. Patrzyły spokojnie, ale ze szczególna uwagą. Na jego twarzy często malował się obraz „uprzejmej drwiny”. Sieger był naprawdę bystry i szybko się uczył. Oczytany w literaturze, inteligentny… Na początku zabraniano mu uczęszczać na lekcje języka polskiego, jednak po miesiącu dostał zezwolenie.
I właśnie na lekcji języka polskiego, na którą po raz pierwszy przyszedł Sieger zmieniło się moje postępowanie i myślenie, w stosunku do i o mojej ojczyźnie. Wtedy właśnie zrozumiałem, że mimo usilnych prób rusyfikacji zawsze byłem, jestem i będę Polakiem. Nikt ani nic tego nie zmieni. Na lekcjach języka polskiego zwykle czytaliśmy polskie wiersze i tłumaczyliśmy na rosyjski. Było to niezwykle nudne, więc każdy miał nadzieje, że to nie będzie on, ktokolwiek, byle nie on… Tego pamiętnego dnia było tak samo. Ale tym razem nieszczęśnikowi na którego padło udało się wykręcić od zadania, kiedy to oznajmił profesorowi, że mamy w klasie nowego ucznia. Profesor Sztetter, chcąc sprawdzić umiejętności „nowicjusza” nakazał mu przeczytać i przetłumaczyć na rosyjski wiersz „Pająk”, który aktualnie analizowaliśmy. „Nowy” zaczął czytać, tłumaczyć i omawiać kilka pierwszych strof wiersza pod względem gramatycznym i logicznym. Kiedy Sieger zakończył zadanie, prof. Sztetter zapytał czy Sieger potrafi wyrecytować coś z pamięci. Gdy Bernard odpowiedział, że tak, prof.. Sztetter nakazał mu powiedzieć pierwszą rzecz która przyjdzie mu do głowy. Sieger wyszedł z ławki i stanął na środku sali. Namyślał się chwile, po czym zaczął mówić. Już po paru jego słowach widać było, jak bardzo trafiły one do osób przebywających w klasie… Słysząc te słowa Sztetter usiłował uciszyć Siegera, ale ten nie umilkł. W klasie – jak nigdy dotąd – zapanowała niewyobrażalna cisza. Spojrzenia wszystkich skierowane były na mówcę. Sieger mówił cicho i spokojnie, jednak każde słowo przebijało me serce i mą duszę, niczym strzała wystrzelona z łuku. Miałem dziwne wrażenie, że gdzieś już słyszałem te słowa, już słyszałem „Redutę Ordona”, słyszałem.. Tylko gdzie? Od Kogo? Zamknąłem oczy…
Tak, to był ten sam utwór, który przed laty recytował mi starzec Noga. Z każdym słowem czułem wewnętrzne drżenie mojej duszy. Czułem, że próbowano odciąć mnie od mej ojczyzny, usiłowano wmówić mi coś, co nie jest prawdą, oczernić i pogrążyć w moich oczach mą ojczyznę i mych rodaków. Teraz coś we mnie drgnęło. Teraz już wiem kim jestem i kim zawsze będę. „Reduta Ordona” wzbudziła ten dziwny dreszcz nie tylko we mnie. Kiedy spojrzałem na prof. Sztettera… Miał przymknięte powieki – jak zawsze, jednak teraz… Teraz, wypływały z nich łzy wzruszenia, łzy bólu i nadziei… Już nigdy nie zwątpię w moja ojczyznę – póki żyją Polacy, żyje i Polska.
MaGgI ^^