Zadany temat wypracowania zainspirował mnie do zastanowienia się, przemyślenia swoich dotychczasowych doświadczeń dotyczących ekranizacji ulubionych książek. Moje dywagacje nie pozwalają mi jednoznacznie wyrazić swojej opinii – raz wersja filmowa powieści zachwyca, raz odpycha interpretowana w sposób całkowicie różniący się od mojego. Ważnym też dla mnie jest fakt, czy książkę najpierw przeczytałam, czy też sięgnęłam po nią dopiero zachęcona filmem.
Najlepszym dla mnie przykładem dobrze zekranizowanych powieści, jest seria książek o Ani z Zielonego Wzgórza. Książki Lucy Montgomery stały się moimi ulubionymi zaraz po tym, gdy je przeczytałam. Z biegiem lat odeszły w niepamięć, gdy jednak zobaczyłam serial o Ani w telewizji, miałam wrażenie, że czytam jej przygody na nowo. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak w mojej głowie. Do dzisiaj obejrzałam już te filmy wiele razy, za każdym jednak razem mam wrażenie, że odkrywam coś nowego.
Innym przykładem ekranizacji, która mnie zachwyciła, jest „Władca Pierścieni”. Najpierw obejrzałam ten film w kinie i tak mi się podobał, że bez wahania sięgnęłam po książki Tolkiena. Nie rozczarowałam się – reżyser Peter Jackson, dokładnie oddał na ekranie charakter i nastrój sagi o hobbitach.
Niektóre ekranizacje oceniam jednak negatywnie, np. „Harry Potter”. Będąc w pierwszej klasie szkoły podstawowej, przeczytałam pierwszą część przygód czarodzieja. Podobały mi się również kolejne – gdy więc w kinie pojawił się film o Kamieniu Filozoficznym, bez wahania poszłam go obejrzeć – niestety, zawiódł mnie. Mimo, że scenariusz wiernie oddawał książkę, sceneria miała magiczny i tajemniczy nastrój, nie przypadła mi do gustu gra młodocianych aktorów. Nie pasowali mi do wizerunku uczniów magicznej szkoły Hogwart. Na kolejnych częściach zawiodłam się jeszcze bardziej – aktorzy, mimo tego, że urośli i bardzo różnili się wiekiem od granych postaci, zostali występując w kolejnych odcinkach, z powodu już zdobytej sławy, i dla wygody.
Po obejrzeniu filmu „Dziennik Bridget Jones”, który bardzo mi się spodobał, zaraz sięgnęłam po lekturę książki o tym samym tytule. Niestety, rozczarowałam się. Film w mojej opinii jest o wiele zabawniejszy, nie spodobało mi się również to, że książka jest napisana jako pamiętnik w pierwszej osobie.
Mimo że, jak wynika z moich rozważań, ekranizacje dzieł literackich czasami odbiegają od pierwowzoru, lub wskazują na zupełnie inny jego odbiór przez scenarzystę, warto z wielu innych powodów chodzić do kina i oglądać filmy w telewizji. W dzisiejszym świecie, mało kto ma czas czytać książki, tym bardziej, że rynek księgarski kusi i zachęca ogromna ilością wydawanych pozycji, z których większość ma wspaniałe recenzje. Życia by nie starczyło, by przeczytać chociaż dziesięć procent. Ludzie są zapracowani – do kina chodzą dla rozrywki, odprężenia. Uważam więc, że powinniśmy oglądać ekranizacje „lekkich”, zabawnych książek, gdy te najbardziej wartościowe, z przesłaniem przeczytać odrywając się od pełnej pracy rzeczywistości.