Noc, z 26 na 27 grudzień 2004 roku. Kijowski Plac Niepodległości wypełniony jest po brzegi. Kilkanaście tysięcy zwolenników oczekuje na pierwsze wiadomości powyborcze. Atmosfera jest gorąca. Na wietrze powiewają pomarańczowe flagi – znak pomarańczowej rewolucji. Na scenie atmosferę podgrzewają różne zespoły muzyczne. Panuje nastrój powszechnej radości, bo już chyba nikt zgromadzony w tym miejscu nie wierzy w porażkę swojego lidera.
Obok sceny znajduje się olbrzymi telebim , na którym co raz to wyświetlany jest obraz ze sztabu wyborczego Juszczenki. Również na tym telebimie wyświetlają się pierwsze nieoficjalne wyniki wyborów z dnia 26. XII. 2004. 55,09% na Juszczenkę wywołało natychmiast spontaniczną reakcję wśród zebranych na Placu. Rozległy się entuzjastyczne brawa, pomarańczowe flagi ze zdwojoną siłą uniosły się w górę, a z tysiąca gardeł wybrzmiał jeden wyraz: „Juszczenko! Juszczenko!”. Grupa stojących obok mnie ludzi zaczęła się entuzjastycznie obejmować, a jakaś samotnie stojąca – też w niedużej odległości ode mnie – kobieta, uśmiechając się jednocześnie płakała.
Z telebimu tymczasem puszczono ponownie obraz ze sztabu wyborczego Juszczenki, który zaznajomiwszy się już z nieoficjalnymi wynikami powiedział: „Dokonało się, zwyciężyliśmy! Trzynaście lat byliśmy niepodlegli, a teraz jesteśmy wolni”. Słowa te oczywiście spotkały się z owacyjnym przyjęciem wśród zgromadzonych.
W kilkanaście minut później Juszczenko osobiście zawitał na scenie Placu Niepodległości. Witany był jak prawdziwy bohater. On sam na scenie prezentował się bardzo dobrze. Ubrany w szary płaszcz, oczywiście z pomarańczowymi dodatkami, wyglądał na zadowolonego. Widoczne jeszcze na jego twarzy rany, będące skutkiem próby otrucia przez wrogów, potęgowały tylko wśród zebranych szacunek dla tego człowieka.
W końcu Juszczenko, po owacyjnym przyjęciu, zwrócił się do tłumu: „Jestem przekonany, że od dziś wszystko zacznie się zmieniać w naszym kraju, do przeszłości będzie należeć kryminalna władza, kłamstwo, tortury”. Mówił długo. Wspominał o czasach, w których Ukrainą rządzili tacy ludzie jak Kuczma czy Medwedczuk. Mówił, ze los Ukrainy nie zależy od innych krajów, tylko od nich samych. Wskazywał na najbliższe cele, które Ukraina musi zrealizować (utworzenie demokratycznego rządu). Swoją przemowę zakończył słowami: „W świecie teraz modne jest być Ukraińcem i ja jestem dumny, że nim jestem”.
Po tej przemowie na scenę wkroczyła Rusłana Łyżyczko (zwyciężczyni tegorocznego konkursu Eurowizji w Stambule). W ręce Juszczenki przekazała 15-metrowy szal, który został zrobiony w Polsce specjalnie dla niego. Szalem tym Juszczenko owinął swoich najbliższych współpracowników, stojących z nim razem na scenie.
Zwycięstwo Juszczenki, choć jeszcze nie ogłoszone oficjalnie, było już pewne i wszyscy tu zebrani to odczuwali. Ludzie, z którymi rozmawiałam na Placu nie dopuszczali do siebie myśli, że może powtórzyć się sytuacja z dnia 24 listopada 2004 roku, kiedy to prezydentem-elektem ogłoszono premiera Wiktora Janukowycza. Opowiadali o poczuciu klęski jaki wówczas odczuwali, jak również o nadziei, która wkradła się w ich serca, gdy stwierdzono, że wyniki wyborów zostały sfałszowane, i że odbędą się ponowne wybory. Mówili, że dla Ukrainy to idealny moment, by otworzyć się na świat, i że właśnie z tą wiarą podjęli walkę, którą na ich szczęście, z pomocą sąsiednich krajów, teraz wygrywają.
Plac Niepodległości, po pożegnaniu się Juszczenki ze swoimi zwolennikami, powoli pustoszał. Ludzie rozchodzili się z uśmiechami na twarzach, w poczuciu bezpieczeństwa, z nadzieją na „lepsze jutro”. Rozchodzili się ze świadomością, że dzięki nim ich kraj wejdzie w poczet państw demokratycznych, i że zrobi to z podniesioną głową.