Mam na imię Tadeusz Zawadzki i całkiem niedawno zdałem maturę w szkole im. Króla Stefana Batorego. Razem z moimi kolegami – Alkiem i Rudym należymy do grupy harcerskiej o nazwie Buki. Niedawno nasz zespół przyłączył się do zespołu, który nazywa się Mały Sabotaż i prowadzony był przez podziemną organizację Wawer. Było to coś nowego. Mogliśmy nareszcie w jakiś czynny sposób walczyć z hitlerowcami.
Pierwszym zadaniem małego sabotażu było zniechęcenie fotografów do wystawiania w szybach zdjęć niemieckich generałów. Zadanie to wydawało się dziecinnie łatwe, jednak wszystko musiało być dobrze przygotowane. Początkowo Wawer pisał listy, jednak to nie przynosiło żadnych większych efektów. Dlatego następnym pomysłem było tłuczenie szyb w oknach wystawowych. Początkowo nie było to takie proste, ponieważ odgłos tłuczonego szkła był bardzo słyszalny. Dopiero Alek wpadł na pomysł, żeby tłuc szyby w momencie mijania się tramwajów. Pomysł był dobry i szybko wprowadziliśmy go w życie. Alek z Rudym cały czas rywalizowali, kto ile stłukł szyb, jednak nie to było najważniejsze, ważne było samo działanie.
Następnym problemem były kina. Ludzie chodzili do kin, a przed każdym filmem puszczano propagandowe dodatki niemieckie. Kiedy cała nasza grupa dowiedziała się o tym zaczęliśmy szybko działać. Zaczęło się od napisów na murach „Tylko świnie siedzą w kinie”, tym razem najlepiej spisywał się Rudy, którego talent plastyczny bardzo się przydał. Niestety jednak nawet to nie przynosiło takich rezultatów, jakich oczekiwaliśmy. Dlatego też postanowiliśmy zagazowywać sale kinowe. Ludzie wychodzili z kin i wymiotowali na ulicach. Nawet to nie skłoniło ich do opuszczania seansów. Niektórzy chodzili tam żeby przeżyć samo gazowanie, co uważali za wielkie przeżycie. Nie mieliśmy już więcej pomysłów. Jednym słowem Mały Sabotaż poniósł klęskę.
W następnym zadaniu Alek i Rudy zjednoczyli swoje siły w akcji przeciwko Paprockiemu, który był właścicielem restauracji i zajmował się jednocześnie kolportażem niemieckiej gazety „Der Sturmer”. Wysyłaliśmy listy, dzwoniliśmy i dawaliśmy ogłoszenia do gazet, że Paprocki sprzedaje po niższej cenie, np. węgiel. Nawet zamieściliśmy klepsydrę z zawiadomieniem, że Paprocki nie żyje. W końcu nasze poczynania przyniosły skutek, pewnego dnia ukazała się wiadomość, że Paprocki już nie kolportuje niemieckich gazet. Mogliśmy być z siebie dumni, nareszcie coś nam się udało.
Ale również do naszych działań i całego Małego Sabotażu należało rysowanie na murach różnych symboli ( V – Victory, oraz kotwic oznaczających „Polskę Walczącą”). Niszczyliśmy również plakaty niemieckie lub zmienialiśmy ich treść. Było to nawet ciekawe doświadczenie.
Okupanci zakładali sklepy wędliniarskie, w których kupować mogli tylko Niemcy. Wtedy postanowiłem wejść w spółkę z Rudym. Kupiliśmy samozatrzaskującą się kłódkę oraz zaopatrzyliśmy się w kilka próbówek gazu. I z takim arsenałem udaliśmy się do jednego ze sklepów. Wszedłem do środka i zostawiłem na ladzie gaz już z zapalonym lontem. Szybko wybiegłem ze sklepu. Rudy miał zahaczyć kłódkę o dwa kółka znajdujące się w drzwiach
i odciąć drogę ucieczki uwięzionym. Jednak po chwili okazało się, że kółka były za grube i kłódka nie chciała się domknąć. Cóż plan spalił na panewce, mimo wielu przygotowań.
Kiedy odbywały się niemieckie święta Niemcy rozwieszali swoje flagi i te właśnie flagi były naszym następnym celem. Alek z Rudym prześcigali się, kto zerwie więcej dużych flag z ważnych miejsc. Co prawda kilka razy narażali swoje życie, jednak na szczęście nikt nie ucierpiał.
Mały Sabotaż przeprowadzał również bardzo niebezpieczne akcje na 3 maja i 11 listopada. Postanowiliśmy z płótna białego i czerwonego uszyć flagi. Alek wraz z kolegami zarzucał flagi na druty tramwajowe, było to dość trudne, jednak, kiedy Niemcy chcieli je zdjąć musieli to robić przy pomocy specjalnych wozów. Rudy natomiast wymyślił o wiele łatwiejszy sposób. Zawieszał swoje flagi na latarniach w bardzo chytry sposób. Również na 11 listopada oprócz barw narodowych pisaliśmy na murach różne hasła m.in. „Polska zwycięży”. Moje zadania polegały głównie na drobiazgowym rozplanowaniu każdej akcji. Było to dość monotonne jednak przyjemne.
27 czerwca Rudy zajął się stemplowaniem „Nowego Kuriera Warszawskiego”. Jeden stempel przedstawiał kotwicę, drugi zaś życzenia imieninowe dla dwóch Władysławów: Sikorskiego i Raczkiewicza ( prezydenta). Zasługi te przypadły tylko Rudemu, ponieważ tym czasie Alek przebywał na wsi.
Alek wyczytał w encyklopedii, że Mikołaj Kopernik urodził się 19 lutego, z tej okazji chciał jakoś uczcić ten dzień. Więc postanowił odkryć napis, który zasłonili Niemcy na pomniku Kopernika. Już kilka dni wcześniej chodził i oglądał pomnik, jednak z takiej odległości nie było widać jak jest przymocowana płyta. Pewnego dnia podszedł bliżej pomnika. Okazało się, że płyta przymocowana była czterema śrubami. Alek zabrał się za ich odkręcanie. Po kilku minutach płyta już leżała daleko od pomnika. Zabrał ją i zakopał w śniegu, potem chłopcy przyjechali sankami i zabrali ją gdzieś bardzo daleko.
Wszyscy szukaliśmy nowych rozwiązań do walki z gestapowcami. Rudy wynalazł specjalne stemple z poduszeczkami do malowania kotwic na murach. Następnie Rudy wymyślił specjalne pióro, którym można było nawet pisać na wysokich murach.
Jako zespół Buków nie chcieliśmy robić z siebie elity, dlatego też stał otworem dla innych młodych ludzi.
W efekcie zostałem komendantem większej grupy, a Alek i Rudy mieli swoje własne oddziały. Postanowiłem zorganizować ćwiczenia dla całego hufca Szarych Szeregów na leśnej polanie za miastem. Po raz pierwszy cała setka młodych ludzi nareszcie poznała się. Spotkanie zakończyło ognisko oraz wspólne śpiewy i rozmowy.