Skawiński nigdy nie zaznał w życiu spokoju. Uczestniczył w wielu bitwach i powstaniach. Walczył z dzikimi plemionami, poszukiwał diamentów. Był właścicielem farmy, kowalem, zajmował się produkcją cygar. Nigdzie nie zaznał spokoju, zły los nigdy go nie opuszczał.
Pewnego dnia dostał szansę, by zakończyć wieloletnią tułaczkę. Zwolniła się bowiem posada latarnika. Nie była to ciężka praca, lecz nikt nie chciał się jej podjąć. Człowiek pracujący na latarni nie miał kontaktu z innymi ludźmi, rzadko wyjeżdżał do miasta. Takiego właśnie zajęcia potrzebował Skawiński. Chciał odpocząć od swojego męczącego życia. Będąc na wyspie, zachwycał się roślinnością, morzem, łodziami, ptakami. Mimo wszysto nie był szczęśliwy, choć jego życie płynęło spokojnie. Tracił kontakt z ludźmi i cywilizacją. Przestał nawet myśleć o swojej ojczyźnie. Z zapomnienia wyrwała go książka, którą otrzymał pewnego dnia w paczce. Była to lektura „Pana Tadeusza”. Przypomniał sobie wtedy rodzinny kraj – Polskę, za którą tak bardzo tęsknił. Zrozumiał, że tak naprawdę nie mając poczucia własnej tożsamości i nie pamiętając o swoich korzeniach, nie jest szczęśliwy. Zaczytawszy się w książce zapomniał o włączeniu latarni, przez co stracił posadę. Znów musiał kontunuować swoją tułaczkę.
Sądzę, iż Skawiński, będąc na wyspie, nie był szczęśliwy.