Według słownika wyrazów obcych adaptacja to: przekształcenie, przeróbka, przystosowanie do innego celu. Termin ten używany jest jednakowoż w budownictwie jak i w odniesieniu do dzieł literackich i ich ekranizacji. Każda adaptacja filmowa, jest dla mnie szczególną pracą, dziełem stanowiącym całość bez patrzenia na nie przez pryzmat wersji literackiej. Mimo podobnych treści nie doszukuję się wspólnego przekazu autora i reżysera.
Podobnie rzecz się miała z „Dziadami” Adama Mickiewicza i „Lawą” Tadeusza Konwickiego. Z „Dziadami” spotkałem się po raz pierwszy w wieku ośmiu lat, kiedy to babcia, gorąco zachęcała mnie do przeczytania tej lektury. Pomimo braku chęci, dla świętego spokoju przeczytałem tę książkę. Niewiele z niej rozumiałem i dlatego mi wydawała się nudna. Kolejny raz czytałem ten dramat w szkole podstawowej; wtedy moja opinia co do tego utworu była już inna.
Myślę, że oglądanie „Lawy” jako streszczenia „Dziadów” działałoby dekonstruktywnie na mój pogląd co do tego dzieła. Czytając lekturę obsadzałem w poszczególne role „swoich aktorów”, takich jakich sobie wyobraziłem. Byli to ludzie innej postury, innej urody, a czasem nawet innej płci niż ci z filmu. Tak więc wyobrażeni przeze mnie „zagrali” najlepiej, ponieważ ja byłem „reżyserem” i odbiorcą zarazem! Czyż nie mam prawa tak sądzić?
Traktując „Lawę” jako oddzielne dzieło, muszę przyznać, że film ten zrobił na mnie korzystne wrażenie. Trafnie dobrani aktorzy (między innymi Artur Żmijewski, Holoubek, Fronczewski, Maja Komorowska), muzyka stwarzająca odpowiednią atmosferę – niepokoju i powagi sytuacji oraz nietradycyjne spojrzenie reżysera na temat sprawiają, iż film trwający dziewięć kwadransów ogląda się z przyjemnością. Czy jednak był on bez zarzutu? Nie; podobnie jak „Dziady” „Lawa” traktowała głównie o męczeństwie Polaków jako narodu. Wspomniane już pobudzające do myślenia wstawki odnoszące się głównie do historii najnowszej z założenia są pomysłem dobrym, wszakże ich treść można odbierać jako przedstawienie rozpaczliwej walki Polaków o wolność, której nie dane było im zakosztować. Poza tym dostrzegałem w nich ksenofobię, która Polakom na przestrzeni lat nie wychodziła na dobre...
Omawiając adaptację filmową nie sposób wspomnieć też o tytule. W trzeciej części „Dziadów” Adam Mickiewicz włożył Wysockiemu w usta następujące słowa: „Nasz naród jak lawa, z wierzchu zimna i twarda (...), lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi.” Według mego skromnego zdania, właśnie te słowa stały się głównym mottem „Lawy”. Dlatego Konwicki tak małą wagę przywiązywał do przedstawienia prostego ludu i ich wierzeń, czego dowodem jest poświęcenie relatywnie krótkiego czasu na drugą część „Dziadów”.
I jeszcze jedna kwestia. Oglądając „Lawę” pytałem się, dlaczego Konwicki w roli Guślarza obsadził kobietę. Długo nie potrafiłem sobie tego wyjaśnić; niemniej jednak w końcu doszedłem do wniosku, iż reżyser chciał, poprzez zastosowanie osobliwej aluzji, podkreślić wolę walki. Jak powszechnie wiadomo, kobiety długo walczyły o równouprawnienie. Chociaż walka ta pochłonęła wiele ofiar, niewiasty wygrały. Wspólnie z reżyserem życzę tego samego i Polakom.
Rekapitulując moją pracę, polecam wszystkim oglądanie adaptacji filmowych, tyle że po uprzednim przeczytaniu pierwowzoru. Wykonując te czynności w odwrotnej kolejności, czytelnik straci możliwość rozwijania swej inwencji twórczej, automatycznie będzie dostosowywał bohaterów literackich do uprzednio ujrzanych na ekranie artystów grających określone role.
A chyba nie o to chodzi...