„Oni”
Kto czuje śnieg na dłoni ?
Kto słyszy w mroku tętent koni ?
Kto nie opiera się narcyzów wonii ?
To Oni ! Przykładają ręce do ludzkich skroni !
Przepełniają me serce – łzy z oczu ronię.
Przeplatają puszczę w cieniu się chowając.
Nie szepczą, gadają;
Gdy widno na niebie – w kamienie się zmieniają.
Czarny śnieg, czarny las – wtedy się wyłaniają.
Niby na niby, lecz o sobie znać dając.
Mędrcy w puszcze wkraczając oczy w nocy zamykają.
Jak sami przyznają - „czegoś się obawiają”.
Bowiem powiadają - „ludzkie twarze mają”.
Tylko w cieniu przyszło im żyć,
Wtedy wady udaje się ukryć.
Ci którzy ich widzieli – długo na świecie nie posiedzieli.
Panna w bieli, Pan w czerwieni.
Ona smutna, On ją pragnie rozweselić.
Oni nocą opętani....
Są na mrok skazani.
Dawniej zakochani, dawniej miłowani.
Łupot! Stęk! Wrzask! ...i jęk.
Nadszedł miłości lęk:
On przed nią klęk, On przed nią klęk...
Ona przerażona jest w ostrza szponach.
Wbił je w serce – serce jej duszy korona.
On i jego twarz niezadowolona.
Znienawidził ją... i miłość pokonał.
Był raz taki co bojaźni nie zaznał.
O zmroku przechodził zaglądając w progi.
W przebiśniegach blask ujrzał błogi.
Poczuł ciepło delikatnych dłoni...
On go objął – zasłonił go peleryną.
Wbił w niego sztylet – w serce go ugodził.
Ulał z niego krew – więcej nie zabłądzi.
Czerwień odziania swego złagodził.
Gdy to wszystko widziałem – za nim się skradałem.
Przeszedł po mnie strach srogi – skamieniałem.
Jak mnie zobaczyli – uświadomiłem sobie:
Nie należy zbaczać z drogi...