Jak przeszłość kształtowała relacje między inteligencją, a chłopami?
Stosunki między prostym ludem, chłopami a szlachtą nigdy nie układały się najlepiej. Miało to swój początek już w epoce średniowiecza, kiedy to w Europie, a więc także i w Polsce, panował feudalizm. Z biegiem lat, sytuacja ta zamiast normalizować się, wciąż się pogarszała, następowała coraz większa polaryzacja społeczeństwa. Ludność wiejska pracowała coraz ciężej, płaciła coraz wyższe podatki, podczas gdy szlachta zyskiwała coraz to nowe przywileje. Chłop to nie był obywatel, mało tego, to nie był nawet prawdziwy człowiek, a jedynie „dusza” należąca do swojego pana, podobnie jak morga ziemi czy stado bydła. Rzeczą naturalna jest więc, że szlachta była przez swych poddanych nienawidzona i wystarczyła mała iskra, aby wybuchło powstanie wymierzone przeciwko ciemiężycielom.
Należy sobie jednak zadać pytanie, czemu do pierwszego powstania na dużą skalę doszło dopiero w roku 1846, po ośmiu wiekach stosunków senioralnych. Odpowiedź można znaleźć analizując historię powszechną na przełomie wieku osiemnastego i dziewiętnastego. Była to epoka oświecenia, nowych prądów filozoficznych, nowych spojrzeń na świat, haseł głoszących równość wszystkich ludzi. Pod wpływem tych idei w Stanach Zjednoczonych wybuchła wojna o niepodległość, we Francji rozpętała się rewolucja zmierzająca do obalenia monarchii absolutnej, w Polsce zaś uchwalono Konstytucję Majową, która wprawdzie nie likwidowała pańszczyzny, ale znacznie zmniejszała jej wymiar i miała w założeniu poprawić sytuację chłopów.
Niestety, tych szczytnych postanowień nie udało się wcielić w życie, większość chłopów po prostu nie zdawała sobie sprawy, że ich status został usankcjonowany prawnie, a i szlachta bynajmniej się nie kwapiła do przestrzegania niekorzystnych dla niej uchwał konstytucji. Jako pierwszy (w roku 1794), wprost do ludu zdecydował się przemówić Kościuszko i ogłosił Uniwersał Połaniecki, na mocy którego każdy chłop, który przyłączył się do powstania narodowego, był zwolniony z pańszczyzny. I tu chłopi nie zawiedli – masowo zasilali szeregi powstańców, podczas gdy szlachta wolała nie narażać się nowym władzom. Mimo iż powstanie kościuszkowskie poniosło klęskę, jest ono jednak chwalebną kartą w dziejach prostego ludu Polski.
Na ziemie polskie idee głoszące równość wszystkich stanów docierały z pewnym opóźnieniem, ale pokazały one chłopom, że ów odwieczny porządek można zburzyć. Zwiększenie pańszczyzny w zaborze austriackim przelało czarę goryczy i doprowadziło do wybuchu powstania, które władze austriackie skierowały przeciwko szlachcie polskiej. Antagonizm pomiędzy chłopami a inteligencją był tak ogromny, że chłopi woleli walczyć z Polakami wyższego stanu niż przyłączyć się do rewolucji krakowskiej (wymierzonej przeciwko Austrii), której celem było wyzwolenie Polski z rąk zaborcy.
Chłopi (z Jakubem Szelą na czele) atakowali dwory szlacheckie, bez litości zabijali i grabili inteligencję ze wszystkich dóbr, a powstańców przechwytywali i oddawali w ręce Austriaków. Incydent ów ani na jotę nie poprawił ich sytuacji - gdyż powstanie chłopskie zostało krwawo stłumiano przez armię Cesarsko-Królewską - a jedynie pogorszył i tak już bardzo złe stosunki pomiędzy tymi dwoma stanami i zaważył na ich dalszych relacjach.
Tymczasem zaledwie pół wieku później, nastąpił całkowity zwrot w stosunkach inteligencko-chłopskich. Wraz z nastaniem Młodej Polski, coraz popularniejsza wśród (zwłaszcza młodych) przedstawicieli inteligencji stawała się moda na bratanie się z chłopami, zwana także ludomanią. Nie wynikała ona jednak z prawdziwego zainteresowania prostym ludem czy też autentycznego zaangażowania w jego sprawy – była to jedynie powierzchowna fascynacja, u źródeł której leżało znudzenie społeczeństwem obłudnych filistrów. Na ich tle chłopi jawili się jako ludzie prości, ale uczciwi i nieskalani fałszem, o barwnych zwyczajach, wciąż jeszcze mało poznani, a zatem dla wiecznie poszukujących młodopolskich głów, niebywale atrakcyjni. Młodzi inteligenci masowo żenili się z wieśniaczkami, pragnąc w ten sposób wyrwać się ze szponów kołtuńskiej rzeczywistości.
Właśnie tematyka owej chłopomanii została przedstawiona przez Wyspiańskiego w „Weselu”, trzeba dodać, że w dość krzywym zwierciadle. Jego inspirację stanowił rzeczywisty ślub Lucjana Rydla z chłopką Jadwiga Mikołajczykówną. Wyspiański z całą jaskrawością dostrzegał jak bardzo było to na pokaz, sztuczne i nieprawdziwe. Ideę ludomanii wykpiwa ustami duchów hetmana Branickiego, przywódcy targowiczan i Jakuba Szeli, którego imię urosło do rangi symbolu wroga i mordercy szlachty. Widmo magnata kieruje do Pana Młodego następujące słowa: „Czepiłeś się chamskiej dziewki?! (...) to wszystko hołota”.
Postać szlachcica zdrajcy nieprzypadkowo ukazała się właśnie Panu Młodemu – tak jak Branicki zdradził Polskę, tak on niejako zdradza swój stan żeniąc się z panną niżej urodzoną. Jednak najdotkliwsza krytyka płynie z ust Upiora, będącego wyobrażeniem Jakuba Szeli. Zjawa w rozmowie z Dziadem rości sobie prawa do pełnoprawnego uczestnictwa w uroczystości „chce mi się tu na weselu żyć, hulać, pić”. Wybiera sobie postać jednego z najstarszych weselników, jako że pamięta on czasy rabacji galicyjskiej. Szela wspomina to wydarzenie: „przyszedłem tu do wesela, bo byłem ich ojcom kat, a dzisiaj ja jestem swat!”. Uważa się za równego szlachcie: „podź tańcować, bośma brać!”.
Moim zdaniem, do zrównania wszystkich stanów prędzej czy później powinno było dojść, gdyż było to potrzebne, wręcz nieuniknione, jednak powinien być to proces trwający latami. Zbyt wiele złego zaszło pomiędzy chłopami a inteligencją, by na młodopolskie hasło „bratajmy się”, wszystkie przeszłe antagonizmy odeszły w niepamięć, ustępując miejsca radosnej wizji scalonego, jednolitego społeczeństwa. Większość małżeństw zawartych w okresie fascynacji wsią, nie wytrzymywała próby czasu – miało to związek nie tylko z przeszłością, ale także (poniekąd z niej wynikającymi) różnicami w wychowaniu, wykształceniu, obyczajach.
Przeszłość odcisnęła trwałe piętno na relacjach miedzy ludźmi niżej i wyżej urodzonymi i to, że dziś żyjemy w prawdziwie demokratycznym społeczeństwie, gdzie pochodzenie nie gra już żadnej roli, możemy uważać za wielkie osiągnięcie naszej cywilizacji.