Opowiadanie grozy !!!
Podobno najlepsze jest umieranie we śnie. Nieświadomość sprawia, że po prostu nie wiemy co się stało, jak i dlaczego. Może podświadomość w jakiś sposób informuje nas o tym, że to nasz ostatni sen, żeby nie rzec odpoczynek, bo odtąd będziemy odpoczywać już zawsze.
A może budzimy się na ułamek sekundy przed śmiercią, by spojrzeć w jej oczy, by poczuć ten strach jakoś dziwnie połączony z ulgą i zrozumieniem. Ironią byłoby odzwierciedlenie snu jako swej śmierci na jawie. Śnimy o tym, że spadamy, a budząc się stoimy na krawędzi dachu i po chwili już lecimy i zdajemy sobie sprawę ,że jesteśmy lunatykami. Ale jak to jest nikt nam nie powie. Bartek nie miał okazji umrzeć ironicznie. Lufa przyłożona do jego skroni nie dała mu ani chwili, aby się obudzić. Kula, jak to czasem się dzieje nie ominęła mózgu krążąc dookoła czaszki by wylecieć obok drugiej skroni. Pocisk niezbyt dużego kalibru weszła z jednej strony robiąc niewielką szkodę w małej główce, lecz z drugiej wyrwała pokaźną dziurę wielkości piłeczki golfowej. Nie miał szans przeżyć. Mała główka wypuściła z siebie strugę krwi, lecz poza tym wyglądał wciąż jakby spał. Poniekąd to wciąż spał.
Adrian poczuł ulgę. Ulgę, że udało mu się załatwić najtrudniejszą część swego planu czyli małe dziecko. Pozostała jeszcze czwórka: małżeństwo, starsza córka oraz babcia dotknięta chorobą Parkinsona, która spała w fotelu w salonie przykryta dużym kocem. Adrian pomyślał, że teraz czas na nią, że musi ukoić nerwy po chłopcu. Ukoić nerwy zabijając kolejną osobę.
Od dwóch dni przyglądał się i obserwował tą rodzinę, jej zwyczaje, to, o której kładli się spać i wstawali, kiedy córka idzie na uczelnię, a chłopczyk do przedszkola. Wszystko mieściło się w normie i wyglądało na łatwe do załatwienia. Nie mieli żadnego systemu alarmowego, ani nawet psa, czuli się bardzo pewnie. Trzymając na ustach babci szmatkę nasączoną trującym płynem, sprawiającym, że już nigdy się nie obudzi zastanawiał się dlaczego jego poprzednik nie był w stanie wykonać powierzonego mu zadania. Przeciętna rodzina, pół godziny i po sprawie, nic prostszego. Patrząc na zmęczoną i wyschniętą twarz staruchy doszedł do wniosku, że skrócił jej życie o zaledwie kilka miesięcy, może tygodni. A może zrobił dobry uczynek? Może oszczędził jej tych miesięcy cierpień, może chciała końca. Może Bóg odejmie mu kilka lat spośród tych tysięcy, w ciągu których będzie smażył się w piekle.
Na tą myśl na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Staruszka miała być jedyną osobą, którą mógł zabić w sposób jaki chciał. Co do reszty miał jasną instrukcję: strzał w skroń, a potem jeszcze podcięte gardło. Tak jakby strzał z odległości kilku milimetrów nie miał załatwić sprawy. Przyszedł czas na córeczkę. Leżała ona w swoim pokoju pół-przykryta w skąpej piżamce, spod której wystawały młode, jędrne piersi. Przy pozbawianiu jej życia czuł swoistą satysfakcję. Niemalże gardził takimi słodkimi kurewkami jaką ona się wydawała, które swym wyzywającym wyglądem i zachowaniem starały się koniecznie zwrócić na siebie uwagę. Szybki strzał w prawą skroń i równie szybki ruch nożem i tylko plama krwi na prześcieradle zdradzała zbrodnię. Przed kolejną akcją musiał skorzystać z łazienki, która na szczęście znajdowała się obok pokoju ukochanej córeczki, martwej córeczki. Musiał obmyć się z krwi i przemyć twarz. Spojrzał na swoją spoconą facjatę, na puste martwe oczy. Zabijanie nigdy nie jest łatwe nigdy- pomyślał. Nadszedł czas na finał, na sypialnię małżeństwa. Podczas otwierania drzwi te lekko skrzypiały, lecz na tyle lekko by nie obudzić pogrążonych we śnie rodziców swych martwych dzieci. Wszedłszy do pokoju ujrzała na środku, przy ścianie duże łóżko, na którym leżeli oboje. Przykryci jedwabną pościelą, obróceni w swoją stronę spali oznajmiając to lekkim chrapaniem. Lufa pistoletu, która była przedłużona o kilka centymetrów z powodu przykręconego do niej tłumika powędrowała do głowy kobiety i nastąpił krótki, lekki trzask podobny do tego, gdy otwiera się puszkę z napojem. Tylko tyle i po kłopocie. Mąż ku zadowoleniu Adriana tylko przekręcił się na drugi bok nieświadom zbrodni jak rozegrała się przed chwilą u jego boku. Lecz wkrótce i jego sen został przerwany, z chwilą, gdy kula rozerwała mu mózg przerywając wszystko o czymkolwiek śnił. Więc zadanie wykonane, poszło gładko, już po wszystkim, czemu miałby napotkać jakieś problemy tak jak jego poprzednik. Uśmiechnął się pod nosem, będąc zadowolonym z dobrze wykonanego zlecenia. Zaczął iść w stronę wyjścia. Posuwał się wolno, spojrzał jeszcze przez okno upewniając się, że nie ma nikogo, kto mógłby go zobaczyć gdy będzie wychodził z domu. Jednak nikogo takiego nie było. Wychodził już, otwierał drzwi, gdy nagle usłyszał coś co sprawiło, że serce zabiło mu mocniej . Skrzypienie desek na piętrze. Czyżby kogoś przeoczył? Czyżby miał jakieś niedokładne informacje co do ilości domowników? A może to pies? Postanowił to sprawdzić. Zaczął kierować się po schodach na piętro, powoli ,aby w razie czego nie zostać usłyszanym. Gdy już tam wszedł rozejrzał się powoli szukając źródła tego tajemniczego skrzypienia. Sprawdził też sypialnię małżeństwa, która wyglądała tak jak ją zostawił. Babcia samotnie, z głową spuszczoną na bok siedziała w starym fotelu. Zastanawiał się co też tak skrzypiało. Miał udać się do pokoi dzieci, gdy nagle usłyszał odgłos kapania tuż za sobą. Powolnego, miarowego kapania. Powoli się obrócił i ujrzał małego Gage’a, który stał metr od niego patrząc na niego nienawistnymi oczyma. Miał dziurę po jednej stronie głowy, a z przeciętej szyi kapała na podłogę czerwona krew. Chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył. Po chwili poczuł silny przeszywający ból w okolicy szyi, który kilkakrotnie się powtórzył. Obracając się zobaczył jeszcze duży kuchenny nóż, który co chwila wbijała w niego dziewczyna o blond włosach, zakrwawionych od krwi jaka uciekała z jej tętnicy szyjnej. Po chwili upadał i wiedział już dlaczego jego poprzednikowi się nie udało.