profil

Emo-core - współczesna muzyka

poleca 85% 194 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Emo nieoficjalnie oznacza muzykę naładowaną ładunkiem emocjonalnym, uczuciowością. Korzenie emo tkwią mocno w scenie hc/punk. To zespoły z tej sceny zerwały z typową dla siebie "wściekłością" na rzecz emocjonalnego podejścia do muzyki. Zaczęło się od tekstów mających bardziej osobisty charakter. Zaczęto zrywać też z patetycznym charakterem hardcore'a. Emo było całkowicie wolne od wszelkich ideologii (również tych pozytywnych; choć to nie było regułą). Zwłaszcza dzisiaj widać emo stara się pod łagodną muzyką przenosić idee wolnościowe, proanimalistyczne. Od samego początku charakterystyczny jest dla emo protest przeciw komercjalizacji sztuki i konsumpcyjnemu stylowi życia spychającemu na bok ludzkie uczucia. Wracając do przeszłości emo. Od warstwy muzycznej nadal był to czysty, rasowy punk. Lecz i to zaczęło się zmieniać. Wokaliści zaczęli stosować różne środki ekspresji - krzyk, wrzask, czy płacz. Jednocześnie muzyka stawała się coraz gęstsza, bardziej połamana. Muzyka emo zawsze ewoluowała w stronę muzyki rockowej do tego stopnia, że wiele dzisiejszych zespołów emo muzycznie niczym się nie różni od oficjalnych zespołów rockowych (np. Radiohead). Dlatego też pierwotne znaczenie "emo" bardzo się rozrosło.
Obecnie termin muzyczny "emo" ma tyle znaczeń ile zespołów na scenie. Pod tym jednym hasłem znalazły się zespoły uprawiające bardzo różne gatunki muzyki od pop poprzez rock (Jimmy Eat World, Jets To Brazil, Sunny Day Real Estate) aż w końcu punk i oczywiście hardcore. Na przykład dużo zespołów punkowych miało piosenki, które były klasyfikowane jako emo. Zaś na niektóre z tych zespołów mówiono "punk rock z emo czuciem" (Mitdown). Później termin ten bardziej się rozrósł dzięki tzw. emo hardcore (EX Number Five). Zrobiło nam się już kilkanaście subgatunków. Oczywiście są zespoły, które grają mieszankę wyżej wymienionych gatunków (Juliana Theory, Saves The Day). Pod szyldem emo, znajdziemy więc hardcore, punk oraz wszelkiego rodzaju rock - indie, college, math, lo-fi. Można by wymieniać w nieskończoność.
No właśnie, dlaczego to się tak rozrosło? Na pewno nie dlatego, że powstało tak dużo zespołów. Po prostu sektor biznesu muzycznego znalazł potencjał w terminie "emo". Nie ma wręcz bardziej wymarzonej nazwy z punktu widzenia marketingu. Krótka, enigmatyczna i to wystarczy. Być może to tylko moja teoria, ale takim sposobem w katalogach roi się od epitetów "emo". Odnajdujemy takie rzeczy jak np. emo metal. Czy chodzi tutaj o połączenie muzyki emo z metalem, co wydaje mi się raczej trudno wykonalne czy może przedrostek "emo" to tutaj synonim emocjonalny. Jeśli tak to trochę to śmieszne, bo jaka muzyka nie jest emocjonalna?! Podobnie rzecz się ma z często przytaczanym wywiadem z Ianem MacKayem, w którym pierwszy raz pada nazwa "emo". MacKaye (Minor Treat, Embrace, Fugazi) definiuje emo jako skrót od "emocjonalny hardcore". Czy więc inny hardcore nie jest emocjonalny? Ta definicja nabiera dopiero większego sensu po zapoznaniu się z muzyką emo, genezą jej powstania.
Co ciekawe w obecnych ramach muzycznych emo raczej nie mieści się przełomowy zespół tej sceny - Fugazi. Bliżej im dzisiaj w stronę noise rocka i jazz core'a niż emo. W związku z tym, że, nie brzmią oni jak nowoczesne bandy emo są traktowani nieco inaczej. Więc jak już sami zauważyliście emo jest bardzo trudne do scharakteryzowania, a wręcz niemożliwe jest zdefiniowanie tego terminu w formie prostej regułki.
Historia Emo
Poniższy tekst jest moją własną próbą naszkicowania historii emo. Historii zróżnicowanej pod względem trendów kulturowych i pod względem geograficznym/regionalnym. Żaden tekst nie obejmie wszystkiego, ale powinien dać podstawowe pojęcie dotyczące sceny emo.
Gdy Minor Threat rozpadał się w późnym 1983, dynamiczna scena DC (czyt. Waszyngton) hardcore-punk, która wybuchła w 1981 zdawała się być na ostatku pary i świeżych idei w obrębie granic ustalonego dla tej sceny brzmienia. Zadumana, pośmiertna Minor Threat "Salad Days" wychodzi w 1984 i przybija tym samym ostatni gwóźdź do trumny sceny DC hardcore-punk. Zespoły z całego kraju zaczynają szukać nowych dróg, zaczynają eksperymentować: DRI i Bad Brains zaczynają wprowadzać cheeze metal, Nowojorskie zespoły zaczynają kreować nowy wizerunek na scenie - jest to początek tough-guy mosh, 7Seconds idzie w kierunku pobrzękiwania U2. Wielkie zmiany następują w scenie DC. Pojawia się melodyjny punk z rockowymi naleciałościami.
Rok 1984 to pierwsze symptomy czegoś nowego, czegoś, co dopiero miało się stać. Zen Arkade wydaje zespół z Minneapolis - Hsker D. Ich muzyka jest nowa, świeża, dojrzała. Łączy wściekły, intensywny wokal drajwującymi "drajwującymi" gitarami, z zwalnianymi rockowymi tempami. Jest to muzyka złożona i pokombinowana.
Wiosną 1984, nowy zespół Rites Of Spring powstaje z byłych członków The Untouchables / Faith i Deadline. Ten zespół zachowuje punkową szybkość i szał, ale przynosi całkowicie nowe podejście do śpiewu. Guy Picciotto (wokalista) utrzymuje najczęściej punkowy styl i manierę, czasami sięgając do bardzo osobistych tekstów, ociekających emocjami i potem. Jego głos załamuje się przy szczytowych chwilach do gardłowego, żwirowatego, namiętnego i porywczego jęku.
Lato 1985 zapisuje się w historii jako "Letnia rewolucja". Rusza nowa fala rockowego tempa, melodii, śpiewnych wokali zespołów z DC sceny takich jak - Three, Gray Matter, Soulside, Ignition, Marginal Man, Fire Party, Rain, Shudder to Think, itd. Niewiele zespołów zachowuje szybki hardcore punk z nowym typem wokalu - wyjątkiem jest Dag Nasty.
Wokalista Minor Threat, Ian MacKaye śpiewa w zespole Embrace (porównuje nazwę zespołu do wcześniejszych zespołów z DC - Minor Threat, Void, State Of Alert). Jego teksty są emocjonalne i głęboko refleksyjne, ale jeszcze jasne i niedwuznaczne. Muzycznie, grupa (utworzona głównie z eksczłonków Faith) gra w średnim tempie, nieco "brzęczącą" muzykę z dużą ilością popowych gitarowych zagrywek. Partie wokalne MacKaye'a zachowują charakterystyczne dla niego śmiałe wyrażenie, szorstkość, z nielicznymi tylko okolicznościowymi iskrami emocjonalnego śpiewu.
Dźwięki tego zespołu ostatecznie staje się znane jako klasyczny "D.C. Sound". Niektórzy szyderczo etykietowali to jako "emo" (skrót od "emocjonalny"). Ten okres podsumowuje ukazanie się w Flipside wywiadu z Ian MacKaye'm, w którym definiuje on termin "emo". Od tego momentu zespoły z DC będą etykietowane jako "emo core".
Nieznacznie później (1986) kilka zespołów zaczyna ogniskować się na "emo". The Hated w Annapolis (blisko D.C.) zdają się być pierwszymi grającymi w stylu Rites of Spring . Niebawem od tego czasu, Moss Icon ukazuje się w tym samym mieście. Moss Icon obnaża "emo" aż do korzeni i dodaje bardzo zawiłą gitarową melodię opartą na arpeggiach (Tonie Joy, później Born Against, Lava, Universal Order of Armageddon, itd), z silnym skupieniem się na głośnej/miękkiej dynamice. Partie wokalne również łamią aktualne ramy wrzaskliwym głosem.
Moss Icon, jako względnie dobrze znany zespół, poprzez swoje trasy koncertowe, wprowadza scenę punk do muzyki, w której nacisk kładzie się na uczuciu emocji zamiast na punkowej energii. Dzięki temu, można uznać ich jako przełomowy zespół dla sceny emo, a nie jak zwykle jest to przypisywane Rites of Spring. Późniejsze zespoły emo czerpią inspiracje z dynamiki, stylu gitarowego i partii wokalnych Moss Icon.
Co to jest Emo Core?
Zapoczątkowany został w Waszyngtonie (DC) na przełomie lat 1984/85. Do roku 1989 zdążył się mocno rozprzestrzenić, aż do zatoki San Francisco. Wtedy eksplodował cały Środkowy zachód, Floryda, a Północny wschód niedługo po tym.
Przez lata "emocore" stał się obszernym gatunkiem muzycznym. Początkowo zespoły te składały się z członków grających w zespołach hardcore'owych i punkowych, którzy znudzeni ograniczoną formą tych gatunków zwrócili się w stronę muzyki gitarowej: średnie rockowe tempo, motywy orientalne, emocjonalny punkowy wokal (t.j. żadnych uczuciowych wokali jak w muzyce pop). Główny nacisk kładzie się tutaj na gitarę: przester, "brzdąkanie" grane unisono (to samo grane na dwóch gitarach) często z atrakcyjnymi, chwytliwymi, jaskrawymi riffami (lub riffami solówkowymi). To wszystko zapisuje się w historii jako klasyczny "DC sound". W późniejszej muzyce "emo" pojawia się tzw. akord oktawowy (polega to na graniu jednocześnie dwóch dźwięków - jakiegoś dźwięku i tego samego dźwięku o oktawę wyższego). Późniejsze zespoły wnoszą więcej elementów muzyki pop, atrakcyjnych riffów, na których opiera się piosenka (dla zilustrowania tego posłuchaj choćby "Chesterfield Kings" Jawbreaker). Zdecydowanie mniej słychać tutaj punka. Muzyka ta charakteryzuje się już gładkim, miękkim śpiewaniem w wyższym rejestrze (mniej wycia, wkładanie więcej siły w śpiewanie, gardłowość). Posłuchaj dla przykładu Elliott lub Chamberlain jako muzyki, która wkrótce stała się alternatywnym - popem. Jednakże tamte zespoły niezaprzeczalnie mieszczą się jeszcze w ramach "emocore". Jako ciekawostkę można dodać, że najczęściej używanymi gitarami są Gibsony - modele Les Paul i SG. A najpopularniejsze wzmacniacze to Marshalle JCM - 800. Taka tendencja panuje do dnia dzisiejszego. Wypadałoby również wspomnieć o jeszcze jednej tendencji. Otóż emocore (jak i właściwie "całe" emo) to muzyka analogowa. Wyklucza się wszelkiego rodzaju urządzenia cyfrowe: samplery, keyboardy itp., choć są odstępstwa od tej normy jak choćby na płycie "False Cathedrals" Elliott'a.
Co to jest Emo?
Emo zostało zapoczątkowane w DC na przełomie lat 1987/88 przez zespoły ze sceny punkowej zainspirowane tutejszym post hardcorem. Emo ruszyło naprzód do New Jersey i Kalifornii. A później do dzisiejszych "emocjonalnych mekk" jak Philly, Richmond (Va). Jeszcze trochę wpływów widać było w Kanadzie, trochę w Illinois i na tym koniec.
Muzycznie jest tu dużo dynamiki i kontrastu między skrajnie miękkim graniem i szepczącymi wokalami, a mocnym uderzeniem gitar i wrzaskliwymi partiami wokalnymi. Brzmienie, i to, co się dzieje w muzyce potęgują riffy bliźniaczo grane przez gitary. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych i uniwersalnych elementów emo to akordy oktawowe jakże charakterystyczne dla tego stylu. Akordy oktawowe dają temu stylowi niesłychany rozmach i stanowią dla utworów bardzo bogate tło. Jeśli chodzi o sprzęt to tylko Gibson SG, do niego wzmacniacz Marshall JCM 800, a do basu wzmacniacz Ampeg 400. To już klasyka. Półprzewodnikowe wzmacniacze to rzadkość (a nawet kompromitacja dla emo).
Głosowy styl jest tutaj dużo bardziej intensywny niż dla emocore'a, bardziej rozpięty (od normalnego, zwykłego śpiewu do czegoś w rodzaju wycia, wrzasku podczas patroszenia, czy w końcu do szlochania i płaczu). Tak przy okazji, chłopcy Straight Edge w tym czasie bardzo wyśmiewali ten element emo (płacz) tym samym podkreślając swoją nietolerancję do tego nurtu. Ale myślę, że to już przeszłość.
Wiele zespołów emo miało tendencje do bardzo długich epickich piosenek rozwijających się powoli (niczym starożytny dramat) do kulminacyjnego momentu spotęgowanego eksplozją emocji. Jeżeli jesteś chłonny na takie rzeczy, emo poruszy Cię do łez. Spowoduje napływ całkowicie niekontrolowanych uczuć, wyzwoli prawdziwe uczucia. Potęga emo może przerosnąć wszelkie Twoje wyobrażenia.
Teksty zmierzają nieco ku abstrakcyjnej poezji i zwykle są trudne do odszyfrowania. Dodatkowo odczytanie tekstów z wkładek jest utrudnione poprzez dezorganizację w ich rozmieszczeniu, a często poprzez ich całkowicie przypadkowe rozmieszczenie, zamazanie, itp. [Tu warto wspomnieć o Ebullition Records. Wydawali oni tomiki, w których umieszczali liryki "emo poetów", rozmieszczone na małych, jasno-kolorowanych kartkach. Te kolorowe papiery zawierały poezje, dedykowaną zazwyczaj gronu przyjaciół, przepełnioną takimi uczuciami jak rozczarowanie, gniew. To na tych kolorowych kartkach zapisywano teksty zespołów. To właśnie zapisało się w historii jako "emo poezja". Później dużo zinów wykorzystało ten pomysł]. Jeżeli we wkładkach były teksty to niemal zawsze były one pisane starodawnymi maszynami do pisania lub czasami własnoręcznie. W tak zapisanych tekstach nie uznawana była interpunkcja ani duże litery. Ogólnie charakter wydawnictw był bardzo enigmatyczny. Jeśli chodzi o informacje o zespole to ograniczała się ona tylko do wydrukowania imion członków zespołu. Zdarzały się zespoły, które poza umieszczeniem swojej nazwy i nazwy płyty nie umieszczały żadnych innych informacji.
Materiał ilustracyjny również zmierza ku abstrakcyjnym czarno-białym fotografiom, poddawanym efektom starzenia. Na tych zdjęciach umieszczone były stare, zniszczone, rdzewiejące rzeczy (szczególnie maszyny), starzy ludzie, mali chłopcy. Równie często we wkładce umieszczano szkice i rysunki kwiatów. Oczywiście były one czarno-białe. Jeżeli we wkładce umieszczone były jakieś zdjęcia z koncertów to już można było się domyślić, że dany zespół prawdopodobnie pochodzi ze wschodniego wybrzeża i ma prawdopodobnie styczność ze sceną straight- edge.
Zespoły emo podczas występów na żywo miały tendencję grania plecami do publiczności podczas spokojnych części. Podczas głośnych, wybuchających fragmentów, muzycy mieli tendencję do skakania, rzucania się po scenie, przewracania różnych rzeczy - szczególnie statywu mikrofonu.
To, co było szczególnego na koncertach emo to taniec. Popularne było tzw. "emo drżenie" (the emo tremble). Drżały wtedy ręce rozrzucane bezwładnie, drżał cały tors, a delikwent poddany temu transowi całe ciało pochylał do przodu, i w jednym momencie szybko stawał na palcach i zaczynał potrząsać torsem w rytm muzyki. Od czasu do czasu "drżący" porywał głowę do tyłu i rzucał nią raz w tę, raz w drugą stronę. (Jeżeli nie umiecie sobie tego wyobrazić to zobaczcie teledysk At the drive-in "One Armoured Scissor"). Wielu z Was zapewne lubi zespoły, przy których można tańczyć we dwójkę. Do tego można dodać jeszcze "kroki" zaczerpnięte z hardcore'a.
Niestety obecnie wśród publiczności widać raczej stagnację. Rzadko jakiemuś zespołowi udaje się wyzwolić taki ładunek emocjonalny, aby publika wpadała w "emo drżenie".
Antykomercjalizacja jest mocno zakorzeniona w scenie emo. Niewiele zespołów robi T-shirty. Najwięcej nagrań dokonuje się w amatorskich studiach nagraniowych skleconych u kogoś w domu. Płyty wydawane są przez małe "domowe" wydawnictwa, lub wydawane własnym sumptem przez zespół. [Obecnie jest kilka dużych wytwórni z dobrą dystrybucją, itp., które nieco odbiegają od tego obrazu] Wydawnictwa są sprzedawane bardzo tanio. Klasyczny układ cen kiedyś wyglądał następująco: 3$ za 7", 5$ za LP, 8$ za CD. Inflacja w ostatnich latach nieco podwindowała te ceny, ale nadal są to niskie ceny jak na amerykańskie warunki. Powszechnie przyjęto, że za koncert trzeba wydać 5$ lub mniej. Zespoły odbywające trasę często są szczęśliwe, jeśli zwróci im się za paliwo (organizatorzy raczej nie płacą miejscowym zespołom). Ten problem nie jest nam obcy. Popatrzmy na naszą rodzimą scenę hc/punk.
Muzyka emo staje w opozycji do nowoczesnych technologii wykorzystywanych podczas rejestracji nagrań. Choć oczywiście zdarzają się wyjątki. Mimo to, nagrania emo są ciągle zgodnie z założeniami analogowe, niskonakładowe, jeśli chodzi o budżet, przeważnie nagrywane w studio "na żywo" z mało liczbą poprawek.
Dotychczas najwięcej emo wydawnictw ukazywało się tylko na winylach. Na CD ukazywały się jedynie reedycje wydawnictw nieistniejących już zespołów. Oczywiście i to uległo zmianie.
Czym jest Hardcore Emo?
Zapoczątkowany w New Jersey w 1990 roku (Merel, Iconoclast). Rzeczywisty początek tego nurtu miał miejsce w San Diego w 1991 roku (Heroin), w 1992 objął swym zasięgiem całą zatokę San Francisco (Reach Out, Mohinder, Honeywell, Portraits of Past, John Henry West), potem uderzył na wschodnie wybrzeże do Philly, Nowego Jorku i na Florydę.
W muzyce widać podobieństwa do muzyki hardcore punk - ale hc-emo jest bardziej szybkie, bardziej głośne, twarde i dużo bardziej intensywne. Dużo z tych zespołów gra ekstremalnie szybko i wprowadza pojęcie "chaosu" do muzyki hardcore. To jest nadzwyczaj szorstka muzyka. Szorstka jak papier ścierny, gdzie partie wokalne są krzyczane tuż przy fizycznej granicy wytrzymałości strun głosowych. Gitary są niewyobrażalnie zniekształcone do tego stopnia, że trudno rozpoznać grane nuty czy akordy - chociaż często gitarzyści nie używają żadnych nut, robią dużo hałasu, uderzają w gitary, piszczą ogłuszającymi sprzężeniami zwrotnymi, zalewają strumieniami dysonansu. Linia basu również jest bardzo spaczona w porównaniu do prostego emo.
Czasami zdarzało się, że na koncercie trudno było rozpoznać utwory. Dlatego zespoły skłaniały się ku większej widowiskowości koncertów. Na przykład Antioch Arrow uderzali wszystko, co było na scenie, brzmieli wtedy jak olbrzymia maszyna do mieszania. Po każdym utworze musieli przestrajać każdą strunę. Widowiskową częścią ich koncertu było nokautowanie swoje sprzętu. Właśnie ze względu na małą wytrzymałość sprzętu muzycznego ich koncerty były krótkie.
Post Emo
Na początku małe sprostowanie. Często zdarza się, że ktoś, kto jest sXe lub hardcore i lubi również łagodniejsze dźwięki (bądź ich nie lubi) klasyfikuje powyższe zespoły jako emo. Stąd bierze się wiele nieporozumień.
Fala tych zespołów zaczęła się na zachodnim wybrzeżu skoncentrowana wokół Kolorado i Seattle. Potem eksplodowała na cały środkowy zachód, a dalej aż do Nowego Jorku.
Muzycznie zespoły te zmierzają ku dużej ilości głośnych interakcji z miękkimi, łagodnymi riffami. Partie wokalne są łagodne pozbawione właściwie krzyku, wrzasku czy szorstkości. Szczególnie ujawnia się fascynacja partiami wokalnymi śpiewanymi chłopięcym głosem. Jest tu dużo atrakcyjnych gitarowych riffów wyrażających szczęście lub melancholię. Mnóstwo jest przepięknych motywów opierających się rozłożonych akordach z okolicznościowym akordem oktawowym.
Zespołem, który dokonał przełomu był Sunny Day Real Estate. Przyniósł on światu nową estetykę - połączenie post-hardcore'a z emocore'm, a wszystko to podane w indie rockowym brzmieniu. Od tego momentu zespół stał się źródłem inspiracji dla setek młodych zespołów.
Zaczęły wręcz powstawać ich klony. Zespoły te czerpały z dokonań SDRE bardziej bezwstydnie niż nieco wcześniej czerpano z dokonań Fugazi czy Quicksand. Powstanie tego nurtu dla niektórych jest końcem emo, a dla niektórych dopiero początkiem.
Post Emo a Hardcore?
Styl emo (wymieniony powyżej) zaczął umierać od roku 1995, kiedy nowe emozespoły przestawały powstawać, a stare rozpadały się. Scena emo od tego momentu obrała wiele kierunków. Jednym z nich jest ultra mocna, ultra szybka ściana dźwięków łącząca elementy grindcore'a i chaotycznego, apokaliptycznego stylu Neurosis z krzyczącym wokalem: Jenny Piccolo, Union of Uranus, One Eyed God Prophesy, Makara, Living War Room, Orchid, Usurp Synapse, itd. Z czasem do opisu takiej muzyki zaczęto używać nazwy "emo violence".
Innym trendem było eksplorowanie analogowych syntezatorów i brzmienia mod/goth/new wave. Post-emo rock? Na myśl przychodzą dokonania takich zespołów jak Das Audience, VSS, Slaves, Young Destroyers, Crimson Curse, itd. Kierunek początkowo szczególnie rozwinął się w Californi. Później styl ten poszedł dalej stronę garażowego rock'n'rolla.
Emo w Polsce
Właściwie w Polsce nie ma sceny emo (nie mówiąc już o klasycznym brzmieniu Washington DC). Choć tutaj na myśl przychodzą mi dokonania Military Fly i Starzy Singers, zbliżone bardzo do amerykańskich z lat '80 (Dischord Records). Jednak ogólnie raczej trudno byłoby zakwalifikować ich muzykę jako emo. W latach dziewięćdziesiątych było kilka zespołów, które próbowały podjąć się stylistyki emo. Niestety te próby nie zostały sfinalizowane w postaci płyty czy choćby koncertu. Mimo transformacji ustrojowej "w nowej Polsce" nie było łatwego dostępu do muzyki z zagranicy. Jeśli chodzi o emo to sytuacja ta nieco się odmieniła na wskutek zainteresowania emo ze strony sceny rockowej. Wówczas na świecie ogromną popularnością cieszył się zespół Fugazi. Było o nim na tyle głośno, aby usłyszano o nim i w Polsce. Wcześniej niż w zinach informacje o Fugazi pojawiły się na łamach oficjalnej prasy muzycznej. Pierwszym wydawnictwem niezależnym, które zainteresowało się tym nurtem była Antena Krzyku. To za ich sprawą ukazało się kilka płyt z Dischord Records. Do Polski zaczęło napływać coraz więcej muzyki emo. Duże zasługi tutaj ma nasz południowy sąsiad, a ściślej wydawnictwo Day After. Od końca lat dziewięćdziesiątych zaczęły powstawać zespoły będące pod wpływem amerykańskiej sceny emo. Jednak ciągle formą muzyki, jaką przyjmowały te zespoły był punk lub rock. Mam tu na myśli zespoły związane z takimi miastami jak Wrocław, Wołów, Lublin, Puławy, Poznań.
Nowe milenium przyniosło zwiększenie zainteresowania emo. Nowym punktem na polskiej mapie emo stało się Trójmiasto a to za sprawą zespołu Die Last. Zaczęły się tworzyć kolejne lokalne załogi "czujące klimat": Kraków, Śląsk i Zagłębie, Nowy Targ, Warszawa. Zaczęły powstawać nowe zespoły.

Załączniki:
Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 18 minut

Ciekawostki ze świata