Myślę,że mogę zgodzić się ze stwierdzeniem historyka Henryka Samsonowicza. W średniowieczu wytworzyła się pewna tożsamość państw-wspólny język ,wiara,Kościól,władza świecka(cesarz) i kościelna(papież). Człowiek tej epoki mial z góry narzucony schemat postępowania,cała uniwersalna Europa opierała się na tych samych kanonach w sztuce,motywach i wzorcach w literaturze oraz jednym systemie feudalnym.Wszelkie traktaty i rozważania filozoficzne ,które powstawały w tym okresie, poskreślały marność człowieka, jego dokonań i dzieł w stosunku do potęgi i wszechmocy istoty najdoskonalszej, czyli boga.
Każda odważniejsza i sprzeczna z przyjętymi poglądami wypowiedź była skazana na niepowodzenie, jak i skazanie przez inkwizycję. Dewizą średniowiecza było ,,memento mori"-pamiętaj o śmierci! Ponadto swobodę życia człowieka, kształtowanie się jego myśli i celów ograniczał najczęściej pojawiający się w literaturze i sztuce motyw ,,dance makabre"-tańca śmierci. przypominał on ,że śmierć do tańca porwie każdego, bez względu na stan,płeć i wiek. Przykładem takim jest ,,Rozmowa mistrza Polikarpa ze śmiercią". W dialogu między uczonym a śmiercią mamy do czynienia z ciekawą kwestią -portretem śmierci. Otrzymała ona mianowicie potworną postać. Nie jest to ascetyczna kostucha-szkielet z kosą , który znamy z późniejszych przedstawień. Jest to trup kobiety w stanie rozkładu. Charakterystyka zawarta w utworze poraża naturalizmem i może szokować czytelnika. Także twórca ,,Wielkiego Testamentu"- Francois Villon z lubością opisywał proces rozkładania się ciała.
Jednocześnie w hagiografii pojawiły się opowieści,że ciała świętych nie gniją, nie rozpadają się, są pachnące i piękniejsze niż za życia. Wszelkie te mniej lub bardziej drastyczne opisy miały wpływ na emocje człowieka ,,wieków średnich", powodowały uczucie lęku przed agonią. Było to przyczyną tego,iż śmiertelnik miał zawężony punkt widzenia . Gdzie się nie obrócił-widział śmierć, musiał o niej pamiętać . Nie mógł swobodnie rozwijać swoich pasji,cieszyć się życiem,doświadczać przyjemności. Wyżej wspomniane przeze mnie obrazy nakierowywały myśli człowieka średniowiecznego na jeden konkretny cel. Celem tym była śmierć, która generalnie miała być przepustką do nieba. Jednostka musiała żyć tak, aby w momencie dokonania żywota jak najmniej cierpiała.
Moim zdaniem ludzie ci byli chorzy od śmierci. To nie był ideał chrześcijaństwa-tak do przesady straszyć śmiercią. Kojarzy mi się to już z pewnego rodzaju obsesją. Teologia duszpasterska średniowiecza dostrzegając szczególne zagrożenie człowieka w chwili zgonu, szukała zarazem środków doradczych -tak narodziła się myślą napisania odpowiednich ,,przewodników" ,które wytyczyłyby właściwy kierunek postępowania ,ostrzegały i uczyły. Powstawały więc zarówno ,,sztuki życia " (artes vivendi),dające wskazówki jak należy żyć, jak i ,,sztuki umierania" (artes moriendi), które zajmowały się owym tak ważnym dla człowieka momentem granicznym w jego bytowaniu.
Na tle tego ,co dotychczas zostało napisane ,wyda się zapewne zrozumiałym fakt ,iż właśnie ,,ars moriendi" cieszyła się w średniowieczu szczególnym powodzeniem. Jednym z najbardziej znanym z utworów tego typu jest ,,Pieśń o Rolandzie". Fabuła utworu opowiada o losach francuskiej wyprawy do Hiszpanii, przeciw saracenom. Kiedy po zwycięskiej walce armia Karola Wielkiego wraca do kraju ,oddział tylnej straży zostaje napadnięty. W każdej chwili mógł wezwać pomoc , lecz nie zrobił tego dzielny Roland. Wolał umrzeć niż złamać swój rycerski honor. Zraniony dał radę wdrapać się na wzgórze. Położył się na murawie, zaczął uderzać się w pierś ,wyciągnął rękę ku Bogu. Twarz w zwycięskiej intencji zwrócił ku Hiszpanii i tak zmarł. Na koniec aniołowie zstąpili z nieba ku niemu. Był to ideał średniowiecznego rycerza ,którego cechy pojawiały się w każdym utworze epiki rycerskiej. Człowiek średniowieczy nie mógł dać ponieść się wodzy fantazji-miał już zarysowane w świadomości różne wzorce osobowe.
Wzorce osobowe w średniowieczu preferowały ideał życia zakonnego ,pełnego poświęceń dla innych ,a wręcz ideał człowieka ascety, umartwiającego się, poszczącego i biczującego się... Najlepszym tego przykładem jest św. Aleksy. Miał wszystko :majątek, rodzinę,świeżo poślubioną małżonkę i zostawił to,by służyć bogu. Przez lata znosił cierpienia i upokorzenia. Postawa ta jest dla mnie w pewnym stopniu nielogiczna. Jego decyzja opuszczenia żony i rodziny była dość egoistyczna.Także to,że wyrzekł się otaczającego świata ,wszelkich stworzeń, które przecież nie kto inny jak Bóg stworzył. Sądzę ,że człowiek powinien cieszyć się każdym przeżytym dniem, otwierać serce na to, co się dookoła dzieje...Człowiek średniowiecza raczej nie mógł tych emocji doświadczać. Epoka ta zbytnio wyznaczała ramy myślenia i działania istoty. Ludzie nie byli otwarci na to, co nowe ,nie rozwijali nauki i filozofii.
Dodatkowo ludzie średniowieczni mieli określoną pozycję na drabinie feudalnej. Zdawali sobie sprawę z tego ,kim są, jakie mają obowiązki i prawa wobec władców ,państwa...Żyli w myśl zasady ,,pańszczyznę odrabiać, papieża słuchać ,cesarzowi dawać i modlić się". Jak w takim przypadku mógł być widoczny rozwój nauki? Gdzie tu wolność indywidualna człowieka? Niestety ,ja jej nie dostrzegam.
Większość literatury i sztuki średniowiecza propagowała hasła teocentryzmu ,,memento mori",przeplatane tańcem śmierci i wzorcami osobowymi. Mentalność każdego człowieka była nakierowywana nie na otaczający świat ,rozwój umysłu i nauki, tylko miała przypominać o tym ,co go czeka.Według mnie trudno się żyło człowiekowi średniowiecza . Mogłabym oczywiście przytoczyć wiele blasków średniowiecza ,nie była to epoka całkiem skostniała...Lecz jeśli chodzi o wolność indywidualną, to dla mnie w tej epoce jej nie było..