Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Na pierwszy rzut oka trudno stwierdzić, o co w tym błogosławieństwie chodzi. Co w ogóle znaczy być cichym? Każdy może zrozumieć to na swój sposób. Bo czy być cichym znaczy zrezygnować z wszelkich możliwości obronienia się, kiedy ktoś atakuje? Mam stać się (zewnętrznie) zaburzonym podmiotem bez osobowości, który daje się niszczyć? A może bycie cichym oznacza, że nie mam się w cokolwiek angażować: obok ludzkich tragedii, morderstw, gwałtów, grabieży i chamstwa mam przechodzić bez słowa, gdyż tak jest lepiej? A może w końcu bycie cichym to synonim określenia szarej eminencji, która wiele robi dla dobra innych, nie ujawniając się? Zapewne wielu zadowoliłoby to ostatnie, ale myślę, że tak naprawdę chodzi w tym wszystkim o coś innego.
W dzisiejszym świecie masmediów – radia, telewizji, Internetu – przekonani jesteśmy o tym, że mowa to najlepszy wynalazek, jaki kiedykolwiek powstał. Może i jest to prawda, ale na pewno nie w obecnej formie, gdzie często są one cząstką tego, co człowiek mógłby sobą przekazać. Dlatego też przestałem traktować telefon jako medium towarzyskie. Doszedłem do wniosku, że nie widząc osoby, z którą rozmawiam, tak naprawdę nic się o niej nie dowiaduję. Ileż prawdy można zatuszować słowami. Nie widząc osoby, nie mamy kontroli nad tym, co ona do nas mówi. Pewnie może się wydać Drogiemu Czytelnikowi, że odszedłem od tematu, ale proszę się nie martwić – robię to świadomie, by stwierdzić w końcu, że słowa to klamoty – cegły budujące coraz wyższą ścianę, nieustannie oddalającą ludzi od siebie. Przecież wystarczy, że spojrzę na kogoś, zobaczę jak się w stosunku do mnie zachowuje, a będę wiedział czego oczekiwać. Dlatego proponuję oszczędzać słowa i dobrze je ilustrować.
Powinniśmy pamiętać też o tym, że nie przypadkiem Bóg zaopatrzył nas w dwoje uszu i jedne usta. Jakże często naszymi słowami staramy się zagłuszyć Boga, przyjaciela, czy nawet siebie, swoją duszę… Jakże często, modląc się wygłaszamy tylko soczysty monolog. Przecież modlitwa jest rozmową. A gdzie słowa drugiej strony!? To nie jest niemożliwe – Bóg na prawdę do nas mówi, lecz my Go zagłuszamy. W ten oto sposób nigdy nie zobaczymy (usłyszymy) Ziemi Obiecanej. Podobna przykra sytuacja pojawia się w kontaktach międzyludzkich – każdy wygłasza monolog i zamiast zbliżać się do siebie, stajemy się sobie obcy…
Zaraz, zaraz. Cicho, głośno. Hm, głośną może być też muzyka. Właśnie! Przecież Ziemię możemy zagłuszać także muzyką. Uwielbiam muzykę. Często słucham jej bardzo głośno. A ile to już razy doszło do takiej sytuacji, że, mając słuchawki na uszach, nie usłyszałem czyjegoś wołania i wielokrotnie straciłem okazję do budujących spotkań czy zaoferowania komuś pomocy… Łatwo zauważyć, że bycie cichym jest trudne, ale możliwe. Wymaga pewnych wyrzeczeń. Jest to swego rodzaju pokora, która może się realizować chociażby w byciu szarą eminencją, jak zasugerowałem w agresywnych pytaniach zadanych na początku.
Cichości trzeba się uczyć, ale, jak mawiają, nauka nie idzie w las i czeka nas za to nagroda… (Patrz treść błogosławieństwa.)