Tkanina
Bór nici wąskie palce i krosna wierności
oczekiwania ciemne flukta
więc przy mnie bądź pamięci krucha
udziel swej nieskończoności
Słabe światło sumienia stuk jednostajny
odmierza lata wyspy wieki
by wreszcie przenieść na brzeg
niedaleki czółno i wątek osnowę i całun
Epilog burzy
Tkanina jest wierszem szczególnym: to ostatni tekst ostatniego tomu Zbigniewa Herberta, Epilog burzy, wydanego tuż przed śmiercią poety, w 1998 roku. Ten krótki, zwarty utwór, tak liryczny i tak precyzyjnie syntetyczny w swej konstrukcji, a przy tym pozostający symbolicznie „ostatnim słowem” poety, prowokuje lekturę wielopłaszczyznową.
Pierwsza, nawet dość pobieżna lektura tekstu, odsłania jego porządek archetypowy, mityczny, kulturowy. Los pojedynczego człowieka – podmiotu utworu – zostaje włączony w odwieczny, uniwersalny porządek ludzkiej egzystencji: początku i końca, przejścia na drugą stronę, która nie jest nicością, a nowym sposobem istnienia, pamięci i wierności. Z jednej strony wiersz jest niezwykle liryczny: mówi o intuicji wieczności, jaka rodzi się w człowieku z wiersza. O nieskończoności - i skończoności „kruchej pamięci”, sumienia, wierności – o czym pisać tak trudno, bo język kultury jest zawodny. Z drugiej zaś strony wiersz ten pozwala się odczytywać jako poetycka summa Herberta. Łączy w swej konstrukcji tak wiele istotnych dla jego twórczości linii: dialog z kulturą, moralistyczność, problematykę metafizyczną, dotyka wreszcie – poprzez aluzyjne metafory – sztuki i historii.
Tytuł Tkanina, poza nazwą materiału, wywołuje asocjacje estetyczne, może być określeniem dzieła sztuki. Pojawia się w wierszu artysta – poprzez synekdochy pokazany jest proces tworzenia: wąskie palce tkające na krosnach, czółno, wątek i osnowa. Swoją tkaninę splata z wielu nici – pamięci, wierności, niepokoju, światła i nadchodzącej ciemności. Materia zawdzięcza urodę wartościom wywiedzionym z tkanki życia. Są w niej, jak powie Herbert gdzie indziej, „chrząstki duszy i włókna sumienia”.
W Tkaninie podmiot deklaruje swoją wierność naszemu światu – ale też staje się oczywiste, jak jemu samemu potrzebna jest wierność ludzkiej pamięci. W niej ma nadzieję istnieć po śmierci. Reszta jest niewiadomą. Plan pierwszy przynależy do człowieka, to on jest tkaczem swojego życia, determinowanego biologią. W tkaninie egzystencji przeplata się nić bierna – osnowa z nicią aktywną – wątkiem, samo zaś tkanie jest tworzeniem, wzrostem, dziełem. Drugi, symboliczny plan tkaniny, to jej aspekt transcendentalny. Dla kogoś, kto jest obdarzony intuicją mistycznego wymiaru zjawisk, konkretny świat jest jakby kurtyną ukrywającą jego prawdziwy i głęboki wymiar. Symbolizuje więc tkanina dualizm: materialnego z duchowym, życia i śmierci, śmiertelno-nieśmiertelną dwoistość każdego istnienia. Te uniwersalne, płynące z kulturowego dziedzictwa sensy przywołuje w wierszu Herbert-klasyk, począwszy od tytułu, poprzez wieloznaczną rekwizytornię: krosna, wątek, osnowę, czółno i całun – będący tkaniną, wiązaną z symboliką śmierci. Herbert wysyca język tego niewielkiego – składającego się z zaledwie dwóch strof – utworu bogatymi kontekstami erudycyjnymi. Odsyła do mitów, Biblii, literatury starożytnej i bardziej współczesnej – romantycznej i dwudziestowiecznej. Mówi idiomem konwencjonalnym, językiem tradycji wielu epok.
Poeta dawno nazwany mistrzem paraboli, bo od początków swojej poezji prowadził dialog człowieka współczesnego z przeszłością, budował pomost między dziedzictwem tradycji a wydziedziczeniem XX wieku i w tym swoim wierszu – ostatnim i bardzo chyba osobistym – umieścił indywidualny los podmiotu w odwiecznym porządku kultury. Na tej uniwersalnej płaszczyźnie utworu eksponuje Herbert wątek jednostkowy: życie i umieranie konkretnego człowieka z wiersza, który swoją poszczególność zaznaczył jedynym w tekście zaimkiem pierwszoosobowym: „przy mnie bądź”. Podmiot znajduje się w sytuacji granicznej: wie, że jego życie dobiega końca, że trzeba się przenieść – jak mówi – „na brzeg niedaleki”, swój obecny stan określa jako „oczekiwania ciemne flukta”, co można rozumieć jako przypływy i odpływy lęków, cierpienia, niepokoju, ciemności. W centrum jego myślenia znajdują się wartości ludzkie: wierność, pamięć, sumienie, serce. Na krok przed śmiercią nie szuka przede wszystkim pocieszenia w Bogu, nie zaklina bogów, by przedłużyli nić żywota, nie skarży się na nieuchronność losu. Zwraca się raczej ku ludzkiemu światu, w nim widząc sens i możliwość nieśmiertelności. Prosi: „więc przy mnie bądź pamięci krucha / udziel swej nieskończoności”. Tu warto dostrzec znaczącą klamrę, która spina ostatni wiersz Herberta z utworem otwierającym pierwszy tom poezji, Strunę światła. Podmiot Tkaniny: o swoje życie po śmierci prosi nie tyle instancję nadludzką, co ludzką pamięć, przede wszystkim do niej kierując wezwanie. Człowiek w poezji Herberta, o czym była mowa wielokrotnie, zawsze przedkładał to, co ludzkie, znane, czego pewność sprawdził doświadczeniem nad to, co nieoswojone, abstrakcyjne, nawet gdyby miało okazać się doskonalsze – boskie. Zawsze był Uciekinierem z Utopii. I w tym wierszu – ostatnim, myśląc o swoim istnieniu „na drugim brzegu”, kieruje się ku ludzkiemu sumieniu – choć jego światło jest słabe, ku pamięci – choć jest krucha, ku sercu – którego „stuk jednostajny” pozwala odczuwać emocje, ale i determinuje biologią egzystencję. Głos wewnętrzny, który słyszy – jednostajny stuk sumienia i serca – przeciwstawia stukotowi krosien, na których Parki odmierzają czas jego życia i wszystkiego, co istnieje („stuk jednostajny / odmierza lata wyspy wieki”). Słabe światło sumienia – ludzkiego wnętrza, przedkłada – czy też stawia na równi – ze światłem zewnętrznym, choćby miało być ono „światłością wiekuistą”, życiem w boskim, nie w ludzkim wymiarze. I tak naprawdę, choć wie, że koniec jest nieuchronny, wcale nie rozstaje się z życiem, jakie zna. Kończy swoje pożegnanie informacją, że zamierza „przenieść na brzeg niedaleki czółno i wątek osnowę i całun”. Po śmierci chce nadal tkać – być może z pamięci, którą prosi o nieskończoność, na „krosnach wierności” – zapewne własnej wierności wobec ludzkiego świata. Tkaniny swojego życia, nawet po drugiej stronie, nie powierza ani Mojrom, ani Bogu. W wyliczeniu wątek wymienia przed osnową, nić aktywną przed nicią bierną. W analizowanym teraz aspekcie Tkaniny słychać wyraźnie głos Herberta-moralisty, który zawsze umieszczał w centrum swojej poezji wartości ludzkie, aksjomaty humanistycznej kultury budowanej od śródziemnomorza. Autor wewnętrzny tej liryki od pierwszych utworów tłumaczył sens wierności, pamięci, sumienia i perswadował, że choć wydają się one kruche wobec zewnętrznych determinacji historią, polityką, biologią, degradującą się współczesną kulturą, ocalają człowieka i przedłużają jego trwanie. Oprócz tego w jego wierszach bór, las zawsze skojarzony jest ze śmiercią – od utworu Las Ardeński z pierwszego tomu, po wiersze partyzanckie, „esencja lasu staje się esencją śmierci”. Co ważne – las splata się tu z historią, której mechanizmów podmiot tej poezji często nie może pojąć. W tym miejscu otwiera się ciekawy kontekst interpretacyjny dla wiersza Tkanina, uprawomocniony jego inicjalną metaforą „bór nici”. Otóż warto w niej dostrzec proweniencję romantyczną. W literaturze tamtej epoki (u mistycznego Słowackiego, Krasińskiego, Wincentego Pola) nierzadka była wielka metafora przedstawiająca historię w postaci gobelinu, a więc tkaniny. Jego prawa strona była czytelna i wyrazista: tkał ją Bóg, z perspektywy logiki dziejów planu boskiego obraz historii był uporządkowany. Natomiast lewa strona tkaniny była splątanym gąszczem nitek, tak przedstawiała się historia w krótkiej, wąskiej perspektywie planu ludzkiego. Człowiek nie mógł objąć jej obrazu – była „borem nici”.
W ostatnim wierszu Herberta, poprzez symbole, toposy, aluzje literackie, przywołane są wszystkie niemal podstawowe aspekty jego poezji: dialog współczesnego klasyka z kulturą, glos moralisty strzegącego humanistycznych wartości, lęk metafizyczny, refleksja nad historią. Nie koniec na tym: widać tu jeszcze Herberta – miłośnika sztuki, autora Barbarzyńcy w ogrodzie, Martwej natury z wędzidłem i tak wielu wierszy o pięknie.
Charakter tego dzieła sztuki łączy dwa najważniejsze w twórczości Herberta zmysły: dotyku i wzroku. Proces tkania odbywa się w bezpośrednim kontakcie dłoni i nici, ponadto aktywizuje wzrok. Gotowe zaś dzieło działa nie tylko – jak obraz – na oczy, ale swoją fakturą ożywia dotyk. A ten właśnie instrument percepcji potwierdza u Herberta trwanie życia i pewność poznania. Kolejnym powodem wyboru tkaniny na summę twórczości poety jest podobieństwo techniki artystycznej, które leży tak u podstaw tkactwa, jak tworzenia tekstu. To właśnie uczynił Herbert w swoim ostatnim wierszu: wymieszał, tkając. Dał tak wiele odniesień kulturowych i więcej jeszcze odwołań do twórczości własnej. Drobnymi frazami uruchomił całe ciągi skojarzeń, asocjujących metaforami innych jego wierszy – o wierności, historii, poznaniu, lękach metafizycznych, o pięknie i dobru, o śmierci i samotności, o mokrych całunach trwogi i mgły, mącących się niciach, tkaninach oddechu, o wielkich krosnach i wątłych pajęczynach.
Wyraźna jest w ostatnim wierszu Herberta szczególnie rozbudowana intertekstualność. Choć zasadniczo intertekstualizm jest drogą badacza, interpretatora, w przypadku tego utworu można zaryzykować tezę, że staje się on świadomym zabiegiem artystycznym poety. Działa on tutaj w dwóch kierunkach: na zewnątrz, odsyłając ciągle do wielowiekowej tradycji, którą ta poezja syciła się zawsze i do wewnątrz, do dziesiątków wierszy poety.
Moim zdaniem Zbigniew Herbert posłużył się w tym wierszu genialnym warsztatem poetyckim. Zastosował metodę intertekstualną, czym zaskarbił sobie moje wielkie uznanie i szacunek do jego osoby i poezji. Postrzegam go jako wybitnie zdolnego poetę, zachęcającego czytelnika do odnalezienia skojarzeń i głębokich sensów naszej egzystencji.