Medycyna XXI wieku jest bez wątpienia medycyną doskonale rozwiniętą. Każdego dnia naukowcy całego świata pracują nad chorobami i schorzeniami trapiącymi ludzkość. Niestety wiele z nich pozostaje wciąż bez rozwiązania. Inne wymagają metod niekonwencjonalnych, często budzących sprzeciw, nie zgadzających się z ludzką moralnością. Do tej grupy z pewnością należy przyporządkować wciąż poważny i trudny do rozwiązania problem bezpłodności i jedną z niedawno opracowanych metod jej leczenia – sztuczne zapłodnienie. Metoda sztucznego zapłodnienia, inaczej metoda in vitro jest metodą budzącą wiele kontrowersji. Z jednej strony to jedyna szansa dla pozbawionych nadziei, pragnących potomstwa bezpłodnych małżeństw, z drugiej jednak ingerencja w naturę. Czy badania nad metodami sztucznego zapłodnienia nie przekraczają granic ingerencji w przyrodę? Czy takie, często jedyne rozwiązanie powinno być postrzegane pozytywnie czy też negatywnie? Wydaje mi się, że metoda in vitro jest metodą mimo wszystko przynoszącą pozytywne korzyści. Wiele osób może się jednak ze mną nie zgadzać. Jest to problem godny dyskusji. Jest to z pewnością problem polemiczny.
Metoda in vitro polega na sztucznym zapłodnieniu i wyhodowaniu embrionów oraz późniejszym przeniesieniu ich do organizmu matki. Dzięki temu, że zapłodnienie odbywa się w warunkach laboratoryjnych, a powstałe embriony są przez kilka dni obserwowane, a następnie selekcjonowane jest to w wielu przypadkach jedyne rozwiązanie zarówno jeśli chodzi o bezpłodność mężczyzn jak i kobiet. Należałoby się więc w pierwszej kolejności zastanowić nad sytuacją ludzi walczących z tym problemem. Czy w ich sytuacji wybór sztucznego zapłodnienia powinien być krytykowany? Czy powinniśmy ich karać za potrzebę macierzyństwa i chęć pozostawienia potomstwa? Wydaje mi się, że są to pytania nie wymagające odpowiedzi. Jeśli mamy w sobie choć odrobinę empatii powinniśmy zrozumieć tak dotkliwy problem. Pamiętajmy, że wszyscy jesteśmy ludźmi i nikt z nas nie jest doskonały.
Pierwsze sztuczne zapłodnienie zostało przeprowadzone w 1978 roku. Dziewczynka, która w wyniku tego zabiegu przyszła na świat jest dziś dorosłą kobietą. Louise Brown jest zdrową i silną osobą, niczym nie różniącą się od otaczających ją ludzi. Jak przekonaliśmy się na jej przykładzie oraz przykładzie wielu narodzonych później w ten sam sposób ludzi, metoda sztucznego zapłodnienia nie powoduje żadnych skutków ubocznych, ani też żadnego uszczerbku na zdrowiu. Wydaje się więc, że nie tylko zapłodnienie in vitro nie powinno budzić dylematów moralnych, ale też nie powinno pociągać za sobą żadnych obaw, ani ewentualnych konsekwencji wyboru takiego rozwiązania. Skoro tak jest, to dlaczego tak wiele osób ma odmienne zdanie i nie dopuszcza do siebie takiej ewentualności?
Jeśli dokładnie przyjrzymy się zabiegowi od strony medycznej odnajdziemy wiele kontrowersyjnych rozwiązań. Metoda ta szczególnie rozwinęła się w Stanach Zjednoczonych, gdzie przychodnie medyczne prześcigają się w skuteczności przeprowadzania tego typu zabiegów. W tej rywalizacji najczęściej tkwi problem. Jak wiemy zapłodnione komórki jajowe są przez kilka dni przetrzymywane poza organizmem. W jakim celu? W celu ich późniejszego selekcjonowania. Zapłodnione embriony są bowiem później szczegółowo badane i wybierane są te, które mają największe szanse na przetrwanie. Reszta natomiast jest usuwana. Co więcej, by zwiększyć skuteczność zabiegów większość klinik wszczepia nie jedną, lecz kilka zapłodnionych komórek, co często powoduje mnogie ciąże. Takie rozwiązania rzeczywiście budzą kontrowersje i skłaniają do refleksji. Naruszają bowiem nie tylko sferę moralną, ale bardzo często także sferę duchową.
Kolejnym przykładem negatywnych metod towarzyszących sztucznemu zapłodnieniu może być przeszczep jądra komórkowego, który jest często ostatecznym wyjściem. W przypadku bezpłodności kobiety komórka jajowa jest wielokrotnie zbyt słaba, by utrzymać się w okresie ciąży. Naukowcy posuwając się coraz dalej w swoich działaniach podołali temu problemowi przeszczepiając jądro, w którym jest większa część kodu genetycznego do innej, zdrowej komórki. W tej komórce znajduje się niewielka, choć istotna część kodu genetycznego innej kobiety, osoby trzeciej. Myślę, że taki zabieg bez obaw moglibyśmy nazwać ingerencją w przyrodę. Należałoby się więc w tym przypadku zastanowić nad pewnymi granicami między tym co możemy określić mianem leczenia bezpłodności, a tym co jest niepotrzebną ingerencją.
Mój pogląd na ten temat nie jest do końca określony. Myślę, że tego typu badania nie powinny być zabronione, a wybór takiego rozwiązania powinien być zupełnie indywidualną decyzją każdego człowieka. Trudno jest bowiem prowadzić rozważania nad radzeniem sobie z bezpłodnością, nie będąc samemu nigdy w takiej sytuacji. Jeśli sztuczne zapłodnienie nie powoduje żadnych negatywnych skutków na zdrowiu człowieka, a jedyny problem stanowi tu dylemat moralny lub duchowy, każdy człowiek powinien sam zastanowić się nad taką decyzją i samodzielnie rozliczyć się ze swoim sumieniem. Ja próbując postawić się w takiej sytuacji byłbym najprawdopodobniej za sztucznym zapłodnieniem. W mojej decyzji szala z argumentami za metodą in vitro przeważa szalę z argumentami przeciw.