Wszyscy mamy prawo do marzeń, planów i aspiracji. Każdy chce swoje plany zrealizować, cele osiągnąć, a marzenia spełnić. Od nas tylko zależy jak je spełnimy i jak daleko się posuniemy, by je osiągnąć. Wszak marzenia są jedną z najważniejszych wartości
w życiu człowieka. Myślę, że większość ludzi żyje, tylko po to, aby realizować swoje marzenia, które, gdy już się spełnią, zmieniają się na inne. Dla niektórych są one celem
i głównym motorem życia. Taką właśnie osobą był Neil Perry – jeden z bohaterów książki „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”, który właściwie przez swoje marzenia postanowił zakończyć swoje krótkie życie samobójczą śmiercią.
Neil był uczniem elitarnej szkoły, której głównymi zasadami były: tradycja, honor, dyscyplina, doskonałość. W Akademii Weltona do szpiku kości przesiąkniętej tymi sztywnymi zasadami i rygorystycznymi metodami nauczania nie było miejsca na marzenia – istniały tylko plany na przyszłość, w większości wyreżyserowane przez rodziców chłopców. Kształcili się po to, by zdobyć świadectwo ukończenia akademii, a potem dostać się na studia wyższe i w efekcie zostać bankierami, prawnikami, czy lekarzami. Do czasu jednak. W mury szkoły został przyjęty nowy profesor języka angielskiego, John Keating. Zaszczepił on
w chłopcach nie tylko miłość do poezji, ale nauczył też ich szukać swoich pasji. Neil ją znalazł, chciał być aktorem. Dzięki przedstawieniu „Sen Nocy Letniej”, w którym grał jedną z głównych ról, poczuł co naprawdę chce robić w życiu. Gra na scenie stała się jego pasją
i celem życia. Jednak w murach Akademii Weltona nie było miejsca na tak naiwne marzenia. Ojciec chłopca stanowczo zażądał, aby ten wypisał się z przedstawienia. Młody Perry jednak go nie posłuchał. Wziął udział w premierze, co rozbudziło jeszcze większy gniew jego ojca. Pan Perry przewidział dla syna pewną przyszłość lekarza – miał skończyć szkołę i pójść na medycynę. W tym sielankowym scenariuszu nie było miejsca na aktorstwo, czyli na marzenia Neila, które mogłoby zaprzepaścić przyszłą karierę. Chłopiec myśląc, że nie ma szansy na szczęśliwe życie jako lekarz, popełnia samobójstwo. Szukając winnych za tą śmierć prawie wszyscy obwinili nauczyciela angielskiego, który niekonwencjonalnymi metodami nauczania rzekomo podjudzał młodego Perry’ego do rozwijania umiejętności aktorskich za wszelką cenę. Czy była w tym jego wina? Czy całą winę można zrzucić na Johna Keatinga? Myślę,
że nie. Każdy człowiek ma własną wolę i sam kieruje swoim życiem. Keating w żaden sposób nie zdominował osobowości chłopca i nie nakłaniał go do samobójstwa, o co został niesłusznie oskarżony. Wręcz przeciwnie – myślę, że profesor zrobił bardzo dużo, nauczył swoich podopiecznych samodzielnego myślenia i kierowania się własnymi wyborami mającymi na celu dążenie do urzeczywistnienia marzeń. Nie tylko uczył tego, czego powinien uczyć w szkole, ale również wskazywał uczniom drogę, którą powinni iść, by nie zginąć
w przyszłości. Według mnie Keating nie ponosi odpowiedzialności za śmierć swojego ucznia, co za chwilę postaram się udowodnić.
Po pierwsze John Keating chciał wzbudzić w uczniach poczucie własnej godności
i nauczyć, że każdy powinien śmiało wyrażać własne zdanie. I udało mu się to. Na pierwszej lekcji ostrzegł swoich podopiecznych: „To jest prawdziwa bitwa, chłopcy. To wojna!”.
Na taką właśnie wojnę ich przygotowywał, podkreślając ciągle, że bardzo trudno jest zachować własne zdanie, gdy osoby w twoim otoczeniu mówią zupełnie o czymś innym. Przez swoje niekonwencjonalne sposoby nauczania, które nie wszystkim się podobały ściągnął na siebie podejrzliwe spojrzenia nauczycieli, ale za to przychylne reakcje uczniów.
Należy wspomnieć, że szacunek zyskał nie poprzez rygorystyczność, czy surowość,
ale przez wewnętrzne ciepło, emanującą życzliwość i troskę o ucznia. Był pierwszym pedagogiem, który w Akademii Weltona zaczął się troszczyć o ucznia. Jego sposoby nauczania namieszały w życiu chłopców z akademii. Todd przekonał się, że jednak ma
w sobie jakieś pokłady pewności siebie, Knox zaczął walczyć o Chris, a Neil zainteresował się aktorstwem. Nauczył ich, że przez dążenie do realizacji marzeń można wiele zyskać.
Nie traci się wiele, a poprzez podjęcie ryzyka można zyskać o wiele więcej.
Kolejną kwestią, którą chciałabym omówić jest to, że nauczyciel angielskiego bardzo kochał swój zawód. Nauczanie było jego pasją. Przez to uczył czerpać przyjemność
z realizacji celów i spełniania marzeń. Przekazywał najważniejszą dla siebie ideę: „carpe diem”. Uczył jak chwytać dzień i wykorzystywać maksymalnie swoje możliwości. Dlatego właśnie Neil postanowił sprawdzić się i zagrać w przedstawieniu „Sen nocy letniej”. Właśnie w aktorstwie znalazł swoją pasję i nie marzył o niczym innym, tylko o przyszłości na scenie. Keating nakłaniał chłopaka do tego, by porozmawiał on z ojcem i szczerze opowiedział
o swoich zainteresowaniach. Ten jednak tego nie zrobił i okłamał profesora mówiąc, że ojciec wyraził zgodę na udział w przedstawieniu. Keating cały czas niczego nieświadomy podziwiał grającego Neila, bo wychodziło mu to wspaniale. Miał talent i wyraźnie czuć było, że spełnia się w tym co robi. Tak więc nauczyciel wzbudził w swoich podopiecznych potrzebę spróbowania po trosze życia, by w końcu odnaleźć pasję. Swoją pasję do poezji i do nauczania przelewał na nastolatków, aby ci również mogli w końcu odnaleźć satysfakcję.
Nie można też pominąć roli „Stowarzyszenia Umarłych Poetów” w całej tragicznej historii. Stowarzyszenie przeżywało drugą młodość za czasów Neila, Knox’a, Charliego
i innych. Celem jego istnienia było nie tylko pisanie, czy czytanie wierszy. Trzeba zaznaczyć, że właśnie poprzez to stowarzyszenie nić porozumienia między pedagogiem, a uczniami bardzo się zawęziła. Spotkania właściwie kontynuowały ideę „carpe diem” i były jak gdyby kontynuacją lekcji nauczyciela.
Niestety myślę też, że gdyby nie wpływ takiego nauczyciela jak Keating, Neil nadal siedziałby w swoim pokoju i spokojnie przygotowywał się do kolejnych zajęć. W przyszłości pewnie dostałby się na medycynę, być może czułby się szczęśliwy, ale nigdy nie zaznałby smaku aktorstwa, które teraz pochłonęło go do reszty. Ale już znając uczucie towarzyszące graniu na scenie przed dość dużą publicznością, pewnie nie zrezygnowałby z niego za żadne skarby świata i za wszelką cenę chciał powrócić na scenę, a nie widząc ku temu możliwości – ponownie umrzeć.
Keating nie wpływał na psychikę uczniów. Nie podjudzał ich do niczego, nie mówił im co mają myśleć, ani tym bardziej co mają robić. Zostawiał im wolną rękę. Na pewno nie przypuszczał, że Neil może się posunąć aż tak daleko. Jak wynika z powyższych argumentów nie było w tym jego winy. Neil niezależnie od nauczyciela zadecydował o przerwaniu swojego życia, czyli tym samym pożegnaniu się ze wszystkimi i ze wszystkim – nawet z ukochanym aktorstwem. Samobójstwo oczywiście nie było dobrym rozwiązaniem,
bo z każdej sytuacji jest jakieś wyjście poza śmiercią. Neil tego wyjścia nie widział. Jednak idea „carpe diem” była w nim najbardziej żywa niżeli w innych członkach stowarzyszenia. Szkoda tylko, że została tak marnie spożytkowana.